[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.-Który, tak się złożyło, był jednym z bohaterówKonfederacji, z czego Cambridge'owie są ogromnie dumni.- Przypuszczam, że gdyby uważniej pogrzebać w życiorysach, okaże się, że większość z nas ma w rodzinie bohate-rów, walczących po stronie Południa - odparłam cicho.- Tak, jestem tego pewna.Właśnie dlatego.- Obróciła się gwałtownie, w jej oczach lśniły łzy.- Nigdy nie znałamdziadków ze strony ojca.Ich istnienie otaczała tajemnica, właśnie dlatego ja miałam się nie narodzić - wyjaśniła.Umilkła, jakby się spodziewała, że już wszystko rozumiem, ale ponieważ nie rozumiałam, wyjaśniła.- Mój dziadek ożenił się z czarną kobietą, Haitanką, więc mój ojciec jest Mulatem, choć na tyle jasnym, że można gowziąć za białego.-1 dlatego twoi rodzice nie chcieli mieć dzieci? Bali się.- Bali się, że ja, dziecko Mulata i białej kobiety będę miała ciemną skórę - dokończyła.- Ale jednak przyszłam naświat i w moich żyłach płynie jedna czwarta krwi murzyńskiej.Nieustannie się przeprowadzamy, głównie dlatego,że ilekroć gdzieś się na dłużej osiedlimy, ktoś jakimś cudem domyśla się prawdy.- I twój chłopiec, William.- Jego rodzina odkryła prawdę.Pysznią się, że w ich żyłach płynie błękitna krew i jego ojciec bardzo skrupulatniesprawdza pochodzenie osób, z którymi syn się styka.- Współczuję ci.To niesprawiedliwe i do tego głupie.- Tak, ale ta świadomość wcale nie czyni życia lżejszym.Rodzice przysłali mnie tu w nadziei, że jeśli skończę szkołędla dziewcząt z najwyższych sfer, moje piętno zniknie i odtąd będzie się o mnie myśleć przede wszystkim jako o ab-solwentce Greenwood, dziewczynie ze świetnej rodziny i nikomu nawet przez myśl nie przejdzie, że jestemkwarte-ronką.Nie chciałam tu przyjeżdżać, ale oni tak bardzo nalegali i czują się tacy winni, że wydali mnie naświat, iż ustąpiłam.Zrobiłam to bardziej dla nich niż dla siebie.Rozumiesz mnie?- Tak - powiedziałam.-1 dziękuję.- Za co? - spytała zdziwiona.- Za zaufanie.- Ty też mi zaufałaś - odparła.Już miałyśmy się uściskać, gdy nagle usłyszałyśmy za plecami męski głos.- Ej! - zawołał.Drzwi budynku nad przystanią zatrzasnęły się z hukiem.Odwróciłyśmy się gwałtownie i zobaczyłyśmy wysokiego,ciemnowłosego mężczyznę, który podążał w naszą stronę.Mógł liczyć sobie jakieś dwadzieścia cztery, dwadzieściapięć lat, był bez koszuli i butów, miał na sobie obcisłe dżinsy.Nagi, muskularny tors lśnił w blasku księżyca.Długiewłosy sięgały ramion.- Co tu robicie? - spytał.Podszedł na tyle blisko, że widziałyśmy jego ciemne oczy i charakterystyczne dla Indian wydatne kości policzkowe.Rysy twarzy miał ostre, usta mocno zaciśnięte w wąską kreskę.W dłoniach trzymał szmatę, w którą cały czas jewycierał.- Wyszłyśmy na spacer - zaczęłam - i.- Czy nie wiecie, że po zmroku spacery są absolutnie zakazane? Chcecie mnie wpakować w kłopoty? Wiecznie kręcąsię tu jakieś pannice, szukając rozrywki - ciągnął chrapliwie.- A teraz bierzcie nogi za pas i szybko stąd znikajcie,póki nie dopadła was pani Ironwood, jasne?- Przepraszam - wybąkałam.- Nie chciałyśmy, żeby miał pan przez nas nieprzyjemności - dodała Abby, wynurzając się z mroku.Kiedy na nią spojrzał, natychmiast zmiękł.- Jesteście nowe, co?- Tak - odparłam.- Nie czytałyście regulaminu?- Jeszcze nie zdążyłyśmy - przyznała się Abby.- Słuchajcie, nie chcę mieć przez was przykrości.Pani Ironwood wyraznie określiła moje obowiązki.Po zapadnięciuzmroku nie powinienem się nawet do was odzywać, jeśli nie asystuje przy tym ktoś z nauczycieli lub pracowników,zrozumiano? A już na pewno nie tutaj! - dodał, rozglądając się, czy nikt nie podsłuchuje.- Kim pan jest? - zapytałam.Zawahał się chwilę, nim odpowiedział:- Nazywam się Buck Dardar, ale jeśli szybko się stąd nie zwiniecie, będzie mi raczej Mokra Plama.- Zgoda, panie Mokra Plama - roześmiała się Abby.- No, już - rozkazał, pokazując ręką wzgórze.Schwyciłyśmy się za ręce i popędziłyśmy.Nad stawemrozbrzmiewało echo naszego śmiechu.Zatrzymałyśmy się przez chwilę na wzgórzu, by złapać oddech iobejrzałyśmy się na budynek przy przystani.Mężczyzna zniknął, ale pozostał w naszych myślach, tak jak to zwyklebywa z rzeczami zakazanymi.Podniecone, z bijącym sercem pomknęłyśmy do budynku - dwie przyjaciółki, które połączyły zwierzenia i nadziejana lepszą przyszłość.Strażniczka własnej siostryPo pierwszym dniu nauki przekonałam się, że Greenwood właściwie niczym nie różni się od innych szkół, tyle że nakorytarzach i w klasach brakowało chłopców.Ogromne wrażenie wywarła na mnie jednak czystość wszystkichpomieszczeń.Każde wyglądało jak nowe.Marmurowe posadzki korytarzy aż lśniły
[ Pobierz całość w formacie PDF ]