[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ehm! - chrząknęła księżna, tak jak potrafiła tylko ona.Thomaspodszedł do niej, gotów interweniować, jeśli zajdzie potrzeba.- Pani jest pewnie jego ciotką - rzekła księżna, patrząc na kobietęstojącą na schodach.Pani Audley przyjrzała się jej uważnie.265RS- Tak - odparła po chwili.- A pani.- Ciociu Mary - wtrącił Jack.- Obawiam się, że.Pozwól, że cięprzedstawię jej książęcej mości, księżnej Wyndham.Pani Audley go puściła, ukłoniła się i odsunęła na bok, przepuszczającksiężnę.- Księżna Wyndham? - powtórzyła.- Wielkie nieba, Jack! Czemuś nasnie powiadomił?Jack uśmiechnął się ponuro.- Tak będzie lepiej, ciociu, zapewniam cię.Odwrócił się do Thomasa.- Książę Wyndham - powiedział, wskazując ręką.- Wasza wysokość,moja ciotka, pani Audley.Thomas złożył głęboki ukłon.- Pani Audley, jestem zaszczycony.Wyjąkała coś w odpowiedzi, najwyrazniej zakłopotana przybyciemksięcia.Jack dokończył prezentacji, damy ukłoniły się sobie nawzajem, poczym ciotka wzięła go na stronę.Mówiła szeptem, lecz w jej głosie brzmiałataka panika, że Thomas słyszał każde słowo.- Jack, nie starczy nam pokojów.Nic u nas nie jest dość wspaniałe.- Ależ, łaskawa pani - odezwał się Thomas, pochylając z szacunkiemgłowę.- Proszę nie robić sobie kłopotu ze względu na nas.To doprawdyniewybaczalne, że zjawiamy się tak bez uprzedzenia.Niechże się panizbytnio nie fatyguje.Może tylko.byłaby pani łaskawa przeznaczyćnajwiększy pokój dla mojej babki.Tak będzie lepiej dla nas wszystkich -dodał zmęczonym głosem.266RS- Oczywiście - odparta natychmiast pani Audtey.- Proszę, bardzoproszę do środka.Jest przecież chłodno.Jack, muszę ci powiedzieć.- Gdzie tu jest kościół? - spytała ostro księżna.Thomas aż jęknął.Czy ona naprawdę nie może poczekać, aż wejdą dośrodka?- Nasz kościół? - powtórzyła pani Audley, spoglądając pytająco naJacka.- O tej porze?- Nie zamierzam odprawiać modłów - warknęła księżna.- Chcęprzejrzeć rejestr parafialny.- Czy pastor Beveridge nadal jest tu proboszczem? - spytał Jack,wyraznie próbując uciszyć księżnę.- Tak - odparła ciotka.- Ale o tej porze z pewnością już śpi.Jest conajmniej wpół do dziesiątej, a on bardzo wcześnie wstaje.Może jutro rano.Ja.- To sprawa niezwykłej wagi - przerwała jej księżna.- Nic mnie nieobchodzi, choćby nawet było po północy.- Ale mnie obchodzi - wtrącił się Jack.- Nie ma mowy o wyciąganiupastora z łóżka! Czekaliście dość długo, możecie jeszcze poczekać do rana,do diabła!Thomas miał ochotę bić mu brawo.- Jack - jęknęła pani Audley.- Doprawdy, nie u nas nauczył sięodzywać w ten sposób - zwróciła się do księżnej.- Oczywiście, że to nie twoja wina, ciociu - przyznał Jack, niespuszczając wściekłego spojrzenia ze starej damy.- Jest pani siostrą jego matki, czy tak? - Księżna zwróciła się do paniAudley, wyraznie zaskoczonej tak nagłą zmianą tematu.- Owszem, wasza książęca mość.267RS- I była pani na ślubie siostry?- Niestety, nie.Jack spojrzał na nią z zaskoczeniem.- Nie było cię, ciociu?- Nie mogłam się zjawić.Rodziło się właśnie moje pierwsze dziecko.Nigdy ci o tym nie wspominałam.Przyszło na świat martwe.- Jej twarzposmutniała.- Tym bardziej się ucieszyłam, gdy powierzono mi ciebie.- Udamy się do kościoła rano - oznajmiła księżna.- Skoro świt.Znajdziemy potrzebny nam dokument i wszystko się wyjaśni!- Dokument? - powtórzyła pani Audley.- Zwiadectwo ślubu - rzuciła księżna.- Słaba na umyśle, czy co?Tego już było za wiele.Thomas chwycił ją i odciągnął do tyłu, coprawdopodobnie wyszło jej na dobre, gdyż Jack wyglądał, jakby miał się jejrzucić do gardła.- Louise nie brała ślubu w naszej parafii - powiedziała pani Audley.-Pobrali się w Maguiresbridge, w hrabstwie Fermanagh.Tam sięwychowywałyśmy, Louise i ja.- Jak daleko stąd? - spytała księżna, próbując się uwolnić.Thomastrzymał mocno.- Dwadzieścia mil, wasza książęca mość - odparła pani Audley, poczym zwróciła się do siostrzeńca
[ Pobierz całość w formacie PDF ]