[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie bierzcie mi tych uwag za złe, ale cieszę się, gdy patrzę na was, bo taka ślicznaz was para.Kelnerka przyniosła zupę, a ponieważ usłyszała część tych słów, sama zaśmarzyła o małżeństwie, spojrzała zawistnym wzrokiem na Weronkę, której przyszłość, jaksądziła, układa się tak gładko.Niemiła ta osoba dała upust swojej niechęci mówiąc wsąsiedniej izbie do gospodyni tak głośno, że można ją było usłyszeć: Oto znowu jedna z tych parek, co to bez grosza przy duszy pędzą do miasta wziąć ślub,nie mając ani wyprawy, ani przyjaciół, ani żadnych widoków na przyszłość.Czeka ich tylkodziadostwo i bieda! Co za sens, żeby się pobierali, jeśli nie mają co na grzbiet włożyć i jeślinie stać ich będzie nawet na cienką zupkę! Ach, żal mi tego ślicznego młodego człowieka,29porządnie wpadł z tą swoją dzierlatką! Pst! Będziesz ty cicho, zawistnico! rzekła gospodyni. Nic nie dam na nichpowiedzieć, jest to z całą pewnością para przyzwoitych młodych ludzi z górskich okolic,gdzie są fabryki; ubrani są ubogo, ale czysto, a jeśli się kochają i są pracowici, zajdą dalej niżty ze swą złośliwą gębą.Długo będziesz czekać, nim cię kto wezmie, jeśli nadal będziesztaka słodka jak ocet!Tak więc Weronka zaznała wszelkich rozkoszy narzeczonej wybierającej się na wesele:życzliwych słów otuchy z ust bardzo rozsądnej kobiety, zawiści ze strony złej i zazdrosnejosoby, litującej się nad jej narzeczonym, oraz smacznego obiadu u boku ukochanego.Jejtwarz płonęła jak czerwony gozdzik, serce biło mocno, mimo to jednak jadła i piła zapetytem, a wobec usługującej im kelnerki była niezwykle uprzejma, nie mogła sobie jednakodmówić szeptów i czułego spoglądania na Salego, co chłopaka najzupełniej wytrącało zrównowagi.Siedzieli przy stole długo i spokojnie, zwlekając z odejściem, jak gdyby wobawie utraty uroczego złudzenia.Gospodyni przyniosła na deser słodkie pieczywo.Sali zaś zamówił lepsze i mocniejszewino, które po kilku łykach zapłonęło we krwi Weronki.Lecz wzięła się w karby, piłaniewiele, drobnymi łykami, i siedziała grzecznie i wstydliwie jak prawdziwa oblubienica.Grała tę rolę na poły filuternie, chcąc zakosztować, jak to jest, na poły zaś dlatego, żenaprawdę tak czuła; zdawało się jej, że serce pęknie z gorącej miłości i trwogi, zrobiło jej sięduszno w czterech ścianach i zapragnęła odejść; jak gdyby obawiając się zostać sam na samna odległych dróżkach, poszli nie umawiając się gościńcem, wśród ludzi, nie oglądającsię na nikogo.Gdy jednak minęli wieś i zbliżali się do następnej, w której odbywał sięodpust, Weronka wzięła Salego pod rękę i szepnęła drżącym głosem: Sali, dlaczego nie mielibyśmy nacieszyć się sobą? Nie wiem, dlaczego odparł Sali wpatrując się w łagodny blask jesiennego słońcaogarniający łąki.Stanęli, by się pocałować, ale ukazali się ludzie, zaniechali więc tego i poszli dalej.Wielka wieś, w której odbywał się odpust, wrzała już radością ludu; z okazałej karczmyrozlegała się głośna muzyka taneczna, bowiem młodzież rozpoczęła tańce już w południe; naplacu przed karczmą odbywał się niewielki jarmark: było tam kilka straganów ze słodyczamii pieczywem oraz kilka bud z błyskotkami.Dokoła nich tłoczyły się dzieci i gapie; Sali iWeronka zbliżyli się również do tych wspaniałości i poczęli się im przyglądać; każde z nichtrzymało rękę w kieszeni i pragnęło coś ofiarować drugiemu, byli bowiem pierwszy i jedynyraz na jarmarku razem.Sali kupił duży dom z piernika pobielony ślicznie lukrem, z zielonymdachem, na którym siedziały białe gołębie z cukru, i z kominem, z którego wyglądał amorekjako kominiarz; w otwartym okienku całowały się dwie pucołowate figurki o malutkichusteczkach, a całowały się dziwacznie, bo praktyczny malarz jednym machnięciem pędzlastworzył dwoje złączonych z sobą usteczek
[ Pobierz całość w formacie PDF ]