[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Saeta wyobraziła sobie, jak Cantor w kobiecej sukni z koronką i kapelusiku z różyczkąchwieje się na obcasach i klnie na czym świat stoi, i od razu nieco poweselała.Chudy,żylasty, z mało kobiecą twarzą wyglądałby jak dziwka drugiej świeżości. Ano właśnie  zgodził się, odgadując powód jej chichotu. Ja również to sobiewyobraziłem.Tak więc zamówię kolację, odpoczniemy.Też jestem zmęczony.Nienawidzępodróżować w karocy, trzęsie gorzej niż w siodle.Co zamówić dla ciebie? A co będziesz jadł? Ja? Wszystko mi jedno, w tej chwili zjem cokolwiek. Obojętnie, co? Absolutnie.Gdy bardzo zgłodnieję, mogę bez szczególnego obrzydzenia zjeść szczura.I węża, i ropuchę.W obozie jedliśmy nawet karaluchy i robaki. Zamów, co tylko chcesz.Myślę, że karaluchów tu nie serwują, a mnie również jestwszystko jedno.Cantor pogrzebał w kieszeniach, sprawdzając, ile ma gotówki, zrobił krok ku drzwiom iprzystanął. Będziesz coś piła? A ty? Wódkę.Ale ty jesteś damą, a dama, która pije wódkę, choćby i z własnym mężem,może wywołać podejrzenia. Przecież i tak nikt nas nie zobaczy. Dobrze.W takim razie niech myślą, że masz męża pijaka.Zamówię więcej wódki.Gdy tylko znikł za drzwiami, Saeta w pośpiechu zaczęła się rozbierać.Mieli dla siebietylko jeden pokój, a proszenie Cantora, by wyszedł, wydawało jej się poniżające.On samuważał, że odwrócenie się tyłem w zupełności wystarczy.Zdążyła się rozebrać, zgarnąć szlafrok, ręcznik i zniknąć w łazience, gdy drzwitrzasnęły, po czym w pokoju rozległy się kroki. Kochanie!  usłyszała głos Cantora. Jesteś w łazience? Tak. To dobrze  rzucił krótko i zamilkł.Słychać było, że przespacerował się po pokoju. Potem rozległ się głuchy odgłos ciśniętych na podłogę butów i zaskrzypiał fotel.Strzeliłazapałka i prawie natychmiast zapachniało dymem.Saeta zaklęła półgłosem.Niemiłosierniechciało jej się palić.Ażeby temu pisarzowi niedorobionemu kij.Czy naprawdę nie mógłzrobić z niej mężczyzny? Teraz musiała udawać porządną damę i wdychać dym Cantora.A teprzeklęte sztuczne cycki, które nosiła praktycznie bez przerwy.Już nie wspominając oobcasach.Gdy weszła do pokoju, dokładnie owinięta szlafrokiem, Cantor siedział w fotelu zcygarem w zębach i cierpliwie czekał, aż zwolni się łazienka.Przesunął po Saeciebeznamiętnym wzrokiem, schludnie zgasił niedopałek, podniósł się i zaczął w milczeniuściągać koszulę.Saeta podeszła do drugiego fotela i usiadła, okrywając nogi połami szlafroka.Czuła się naga, choć jej partnerowi było to ewidentnie obojętne.Właśnie rzucił koszulę naoparcie fotela i z takim samym spokojem wziął się do rozpinania spodni.Saeta pospieszniesię odwróciła.Nienawidziła nagich mężczyzn, patrzenie na nich wywoływało w niej uczuciewstrętu.A Cantor najwyrazniej się nie krępował.Bieliznę chyba też zdjął w pokoju, cholernabezpruderyjna świnia! Wez szlafrok  napomniała go naburmuszona Saeta, słysząc, jak idzie do łazienki, iwyobrażając sobie, że wróci z niej równie obnażony, a do tego bez uprzedzenia. Szlafrok?  zdziwił się Cantor. Jaki szlafrok? Nigdy żadnego nie nosiłem i nosić niezamierzam.A ty się tak nie przejmuj, bieliznę wziąłem.Nigdy bym nie pomyślał, że to cię ażtak krępuje. Ja się nie krępuję  spokojnym głosem odparła Saeta, uparcie patrząc na ścianę. Jasię brzydzę. Przepraszam  rzekł krótko. Już mnie nie ma, możesz się odwrócić.Gdy przyniosąkolację, daj kelnerowi napiwek.Na fotelu wisi mój kubrak, pieniądze są w kieszeni.Saeta z ulgą odwróciła głowę z powrotem i natychmiast spostrzegła, że Cantor rozrzuciłubrania po całej podłodze.Mężczyzni!  pomyślała ze wstrętem, ponownie podciągnęłaszlafrok i przypomniała sobie, że czeka ją jeszcze spotkanie z kelnerem.%7łe też Cantor niemógł zaczekać! Mało tego, że jest na wpół rozebrana, to na dodatek nie rozumie ani słowa poortańsku.I jeszcze tak bardzo chce jej się palić.Rzecz jasna, kolacja została przyniesiona, gdy Cantor siedział jeszcze w łazience.Kelnerrozstawił talerze, co chwilę się kłaniając i bełkocząc coś po ortańsku.W dodatku, drań jeden,przez cały czas łypał w kierunku wycięcia jej szlafroka.Saeta ledwie się powstrzymała, byzamiast napiwku nie uraczyć go ciosem w pysk.Gdy w końcu wyszedł, odetchnęła z ulgą. Cantorze!  zawołała. Ten dureń już sobie poszedł.Czy mogę teraz zapalić? Zamknij drzwi na klucz  odezwał się Cantor. Nie jestem przecież dzieckiem.Ile jeszcze będziesz tam siedział? Niedługo.Zapal sobie, muszę się jeszcze ogolić. Po co? Przecież nigdzie nie idziemy.  Na wszelki wypadek.Zawsze się golę dwa razy dziennie.Na wypadek gdyby ktośzauważył.To miało sens.Saeta już wiedziała, że wystarczyło, by Cantor nie golił się przez dobę, ijuż zaczynał przykuwać uwagę.Zarastał tylko z prawej strony, a różnica bardzo szybkostawała się zauważalna.Mówiono, że to skutek zle wygojonego oparzenia.Lub że to przeznerwy albo niezbyt mądry magiczny kawał.Nikt nie znał prawdy, a Saeta nie ośmieliła się takpo prostu zapytać.Ale teraz pojawiła się okazja, więc natychmiast z niej skorzystała. A skąd to masz?  zapytała niby mimochodem, z przyjemnością zaciągając się jegocygarem.Nieco za mocne jak na jej gust, ale to drobiazg. To na twarzy? Taka.miła pamiątka po Castel Milagro  niechętnie wyjaśnił Cantor.Saeta natychmiast pożałowała, że zapytała.Mogła sama na to wpaść.Teraz Cantor nadodatek straci humor, a w kiepskim nastroju nie był najmilszym towarzystwem przy kolacji.Posiłek upłynął im w milczeniu.Wyglądało na to, że Cantor się przejął, ponieważsiedział naburmuszony, z trudem powściągając złość, a na dokładkę co rusz sięgał pokieliszek i samodzielnie opróżnił całą butelkę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ciaglawalka.htw.pl