[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. No to trzy razy jeden trup. Dokładnie.Czułem, że to właściwe myślenie.Ale to jeszczenie był ten moment.Wiedziałem już, że nie trzy trupy, tylko trzy razyjeden trup.Wiedziałem, że aby coś zobaczyć, muszę te trupyobedrzeć ze scenografii.Wiedziałem, że muszę uczepić się tego, coprzyszło z zewnątrz, co było obiektywne, co nie zostało namnarzucone, nie zostało spreparowane, jak na przykład znaczek rodław dłoni denatki. Elżbiety  cicho mruknęła Basia. No wiem, dobrze, Elżbiety, przepraszam  powiedział Szacki wzaskakująco dla siebie czuły sposób, przytulił do siebie szczupłeciało kochanki i pocałował w pachnące migdałowym szamponemwłosy.  No i co przyszło z zewnątrz? Raczej kto. Klejnocki? Brawo! Pamiętasz, jak siedzieliśmy w czwórkę? My, Klejnockii Wilczur.Pod wielkim zdjęciem trupa twojej koleżanki wyświe-tlonym na ścianie.Znowu przytłoczyła nas scenografia.To zdjęcie,irytujący sposób bycia Klejnockiego, jego fajeczka, jego rozważanialingwistyczne.Sporo się wtedy działo, chcieliśmy dużo i szybko, a onmówił rzeczy, zdawałoby się, oczywiste, jego rozważania wydawałysię ubogie, bo nie wiedział tyle, co na przykład ty o Sandomierzu, oBudnikach, o relacjach między ludzmi.Ale on powiedział najważ-niejszą dla naszego śledztwa rzecz: że kluczem do zagadki jestpierwsze zabójstwo i stojące za nim motywy.%7łe pierwsze zabójstwozostało dokonane pod wpływem największych emocji, a następne tojuż realizacja jakiegoś planu.Na pierwszej ofierze zostaławyładowana złość, nienawiść, żółć, druga natomiast została poprostu, jeśli można tak powiedzieć, zamordowana.I zacząłemmyśleć.Jeśli nie potraktujemy trzech zabójstw jako całości, jeśliskupimy się na pierwszym, najważniejszym i zapomnimy na chwilę odekoracjach, to sprawa jest oczywista.Mordercą musi być Budnik.Miał motyw w postaci zdrady żony, miał sposobność, kompletniezerowe alibi, kręcił w zeznaniach, okłamywał nas. Tylko kto by podejrzewał trupa?  Basia Sobieraj wstała,założyła na siebie koszulę Szackiego i wyjęła z torebki babskiepapierosy. Ty palisz? Paczkę na dwa tygodnie.Bardziej hobby niż nałóg.Mogę tutajczy mam iść do kuchni?Szacki machnął ręką, sam zwlókł się z wyra i sięgnął po własnefajki.Zapalił, gorący dym wypełnił płuca, a na skórze pojawiła się gęsia skórka; wiosna może i przyszła, ale noce ciągle były zimne.Owinął się kocem i zaczął dla rozgrzewki chodzić po mieszkaniu. Nikt nie podejrzewa trupa, proste  kontynuował prokurator. Niemniej gdyby nie trup Budnika, to sprawa byłaby jasna, bo wprzypadku Szyllera też on był najbardziej naturalnym podejrzanym.Pozostawało zastosować się do starej zasady Sherlocka Holmesa, żejak wyeliminujemy wszystkie możliwości, to ta, która pozostaje,choćby najbardziej nieprawdopodobna, musi być prawdziwa.Sobieraj zaciągnęła się papierosem, chłód sprawił, że jejwidoczne w niedopiętej koszuli piersi zrobiły się wyjątkowo ponętne. Dlaczego tego nie zauważyliśmy? Ty, ja, Wilczur. Iluzja  wzruszył ramionami Szacki. Chyba najgenialniejszyz pomysłów Budnika.Wiesz, na czym zazwyczaj polegają sztuczkiprestidigitatorskie? Na odwróceniu uwagi, prawda? Kiedy jedna rękatasuje w powietrzu dwie talie kart albo zamienia płonącą bibułę wgołębia, nie masz ani czasu, ani ochoty na patrzenie, co robi druga.Rozumiesz? My byliśmy idealnymi widzami pokazu z różnychpowodów.Ty i Wilczur na tyle tutejsi, że wszystko miało dla waszbyt duże znaczenie.Ja na tyle obcy, że nie potrafiłem oddzielićspraw ważnych od nieważnych.Cały czas patrzyliśmy na cylinder ikrólika.Na obrazy w kościołach, na cytaty z Ewangelii, na beczki,na gole zwłoki w miejscu starego kirkutu.Mniej spektakularnerzeczy umykały naszej uwadze. Na przykład? Na przykład lessowy piasek za paznokciami Budnikowej.Jakkomuś wyjmujesz z dłoni tajemniczy symbol, to paznokcie cię nieinteresują.A gdyby zainteresowały, wcześniej byśmy zaczęli myślećo podziemiach.Na przykład pokryte krwawą politurą nogi drugiejofiary.Widzisz coś takiego, jeszcze ta beczka na dodatek, i niemyślisz, dlaczego urzędnik magistratu ma pokiereszowane,posiniaczone, nieforemne stopy.  Stopy włóczęgi. Właśnie.Ale to cały czas we mnie siedziało, takie małeszczegóły, cały czas przypominające o swoim istnieniu.SłowaKlejnockiego, to raz.Słowa twojego ojca, to dwa. %7łe wszyscy kłamią? Te też, ale były inne, które swędziały [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ciaglawalka.htw.pl