[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie wiecie, czykapitan Walczak jest u siebie? - Nie czekając na odpowiedz,wybiegł z pokoju.- No, jak tam, Stefan? Jak twoja grypa?- W nosie mam grypę.Czy wiesz, że Koniewicz wyjeżdżaza granicę?- Psiakrew - mruknął Walczak.- To niedobrze, to nawetbardzo niedobrze.Nie możemy do tego dopuścić.- To ja wiem i bez ciebie - zniecierpliwił się Downar.- Aleco robić? Nie mamy przecież absolutnie żadnych podstaw,żeby go aresztować.A jeżeli jutro wyjeżdża, to.184185Walczak był zakłopotany.- Hm.Rzeczywiście.Paskudna sytuacja.No cóż.musiszdo niego się wybrać z wizytą.-Ja?- Oczywiście.Przecież to ty prowadzisz śledztwo w sprawiefałszerstwa czeku.Musisz faceta wymacać i tak przydusić,żebyś mógł mu przeszkodzić w tej podróży za granicę.Ale,ale, zapomniałem ci powiedzieć.Mam już wyniki ekspertyzytych podpisów i tego listu z Paryża.- No i czegóż mi nie mówisz? - zdenerwował się Downar.- To bardzo ważne.- Więc słuchaj.Wzory podpisów nie zgadzają się z podpisemna tym czeku.Natomiast eksperci twierdzą, że na czeku podpi-sała się ta sama osoba, która pisała ten list z Paryża.Kapujesz?Downar był niezwykle podniecony.- No tak.no tak.oczywiście.To znaczy, że naszerozumowanie było prawidłowe.Facet sfałszował czek, bał sięwsypy, dzgnął tego chłopaka nożem, a potem sfałszował list.Ale list był rzeczywiście wysłany z Paryża.Widziałem kopertę,znaczek, stempel pocztowy.- Musiał wysłać list do jakiegoś swojego kumpla w Paryżu,a tamten z kolei wysłał do Warszawy.- Tak.To jest jedyne wytłumaczenie.Tym bardziej niemożemy pozwolić na to, żeby facet prysnął.- Nie powiedziałeś mi, jak wypadła ekspertyza notatekmłodego Wajcherta, które ci dostarczyłem.- Biegli twierdzą, że nie można identyfikować autora tychnotatek z autorem listu z Paryża.Wynikałoby więc z tego,że, tak jak mówiłem, ten paryski list został sfałszowany, boprzecież co do tego zeszytu nie ma wątpliwości, że są tonotatki Krzysztofa Wajcherta.Sądzę, że musimy jednak sta-nąć na stanowisku, że ten, kto sfałszował czek, sfałszowałrównież i list.Chciał utwierdzić starego Wajcherta w tymprzekonaniu, że jego syn siedzi sobie spokojnie w Paryżu,podczas gdy.- Cholera - przerwał mu Downar.- W żaden sposób nie186mogę się pozbyć wrażenia, że to jednak młody Wajchertsfałszował czek.%7łebyś ty wiedział, jak on genialnie podrobiłpodpis Kossaka.- Podpis Kossaka? O czym ty mówisz?- Nie opowiadałem ci?- Nie.- W mieszkaniu Wajchertów widziałem kopię obrazuJuliusza Kossaka.Znakomita robota, po prostu znakomita.Walczak zerwał się, jakby ktoś na niego wylał cały saganukropu.- Kopia? - krzyknął.- Krzysztof Wajchert robił kopie?- Genialne.- i ty mi o tym dopiero teraz mówisz?!Schwycił palto i zapominając o kapeluszu, wypadł z pokoju.Downar, zaskoczony, patrzał w ślad za przyjacielem.- Koniecznie powinien wyjechać na urlop zdrowotny -mruknął.Zupełnie nie rozumiał, co oznacza dziwne zacho-wanie się Karola, ale nie miał zamiaru zastanawiać się nadtym w tej chwili.Miał co innego do roboty.Poszedł do siebie, wyjął z szuflady biurka pistolet, zarepetowałi wsunął broń do wewnętrznej kieszeni marynarki.Następniepodniósł słuchawkę i nakręcił numer Koniewicza.Posłyszawszymęski głos, spytał, czy może mówić z panem Krajewskim, prze-prosił za pomyłkę i natychmiast połączył się z Kobielą.- Słuchajcie, poruczniku, ja teraz jadę do Koniewicza,do jego prywatnego mieszkania.Za jakieś pół godziny pod-jedzcie tam wozem i zaczekajcie na mnie piętro niżej naklatce schodowej.Wezcie ze sobą jeszcze kogoś na wszelkiwypadek, ale musi być po cywilnemu.Nie zaszkodzi, jeślibędziecie mieli przy sobie kajdanki.Jeśli zobaczylibyście mnieprzyjacielsko rozmawiającego z tym facetem, udacie, że mnienie znacie.Jeżeli natomiast posłyszycie w jego mieszkaniubójkę, łamanie mebli, nie wyważajcie drzwi, tylko spokojnieczekajcie.Sam sobie poradzę.Nie sądzę jednak, żeby doszłodo takich historii.Czy wszystko jasne?- Wszystko, towarzyszu kapitanie.187Downar wyszedł z komendy i na rogu Woronicza wsiadłdo taksówki.Wolał nie jechać służbowym wozem.Koniewicz był zaskoczony tą niespodziewaną wizytą.- Pan do kogo?- Do pana Koniewicza.- To właśnie jajestem.Słucham.- Głos jego brzmiał nie-chętnie, niecierpliwie.Downar wszedł do pokoju i przedstawił się.-Jestem Dalski.Chciałbym prosić pana o chwilę rozmowy.- Wszelkie sprawy urzędowe załatwiam tylko w minister-stwie - zastrzegł się stanowczo Koniewicz.- Nie chodzi o sprawę urzędową.To jest sprawa jak naj-bardziej prywatna.Weszli do pokoju.Koniewicz nie poprosił swego gościa,żeby usiadł.Stał i patrzył wyczekująco.- Więc o co chodzi? Zechce się pan streszczać, bo niemam czasu.Downar uśmiechnął się łagodnie.- A może by pan usiadł? - zaproponował.- Co to znaczy?- Nic.Po prostu proponuję, żeby pan usiadł.Sądzę, żew pozycji siedzącej łatwiej wysłucha pan tego, co mam dopowiedzenia.- Proszę natychmiast opuścić moje mieszkanie! - krzyknąłKoniewicz, zaciskając wściekle pięści.Downar nie poruszył się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]