[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Sam omlet jest wystarczająco ryzykowny; w istocie Jack dochodzi do wniosku, że rozbił o wiele za dużo jajek.Teraz niemoże sobie przypomnieć, dlaczego w ogóle naszła go chęć na omlet.Rzadko je jada.Wistocie kupuje jajka raczej z poczucia obowiązku, które wywołuje widok dwóch rzędówowalnych zagłębień u szczytu drzwi lodówki.Skoro ludzie nie powinni kupować jajek, todlaczego sprzedaje się lodówki z tymi dołkami?Jack podważa szpatułką skraj twardniejących, lecz wciąż półpłynnych jajek, przechylapatelnię, by się po niej ślizgały, zgarnia grzyby i szalotki, wreszcie składa całość w pół.Wporządku.Dobrze.Niezle się prezentuje.Przed Jackiem rozciąga się czterdzieściluksusowych, wolnych minut.Wydaje się, że mimo wszystko funkcjonuje nie najgorzej.Niema problemów z panowaniem nad sobą.Wpada mu w oko rozłożony na kuchennym stole  La Riviere Herald.Gazeta o nimwszakże nie zapomniała i domaga się należytej uwagi.RYBAK WCI%7ł GRASUJE NAWOLNOZCI i tak dalej.ZA KRGIEM POLARNYM, tak mogłoby brzmieć odpowiedniedokończenie, lecz nie; gdy Jack podchodzi bliżej stołu, spostrzega, że Rybak z uporempozostaje lokalnym problemem.Spod nagłówka nazwisko Wendella Greena dzga go w oko iwięznie w nim jak kamyk.Wendell Green to skończona, wszędobylska zaraza, stałe zródłorozdrażnienia.Po przeczytaniu pierwszych dwóch akapitów jego artykułu Jack stęka iprzyciska dłoń do oczu.Jestem ślepy, zróbcie mnie sędzią baseballowym!Wendella Greena cechuje pewność siebie małomiasteczkowego mistrza sportu, którynigdy nie opuścił rodzinnych stron.Wysoki, wylewny, obdarzony kędzierzawą rudoblondczupryną i godną senatora tuszą, Green kroczy przez bary, sale sądowe oraz miejscapubliczne La Riviere i okolicznych miejscowości, szermując cwaniackim czarem.WendellGreen to reporter, który wie, jak zachowywać się, jak na reportera przystało, staromodnypismak, wspaniała dekoracja  Heralda.Przy pierwszym spotkaniu Jack ocenił orła pióra jako trzeciorzędnego pozera; od tej porynie miał powodów zmienić zdania.W opinii Jacka rezolutna fasada dziennikarza skrywabezgraniczną zdolność zdrady.Green to puszący się przed lustrem zadufek, ale zadufekprzebiegły, a tego rodzaju kreatury są gotowe na wszystko dla realizacji swoich celów.Po aresztowaniu Thornberga Kinderlinga Green poprosił Jacka o wywiad.Jack odmówił,podobnie jak odrzucił trzy zaproszenia po swojej przeprowadzce na Norway Valley Road.Jego odmowy nie zniechęciły dziennikarza do aranżowania co jakiś czas  przypadkowychspotkań.Dzień po znalezieniu ciała Amy St.Pierre Jack wychodził z pralni chemicznej przy Chasez pudłem świeżo upranych koszul pod pachą, gdy poczuł zaciskającą się koło łokcia rękę.Obejrzał się i cóż widzi przed sobą: rumianą maskę Wendella Greena na użytek publicznościwykrzywioną w uśmieszku udawanego zachwytu.  Hej, hej, Holly. Uśmieszek złośliwego łobuziaka. To znaczy, poruczniku Sawyer.Hej, cieszę się, że na pana wpadłem.To tu pierze pan sobie koszule? Dobrze sobie z tymradzą? Jeśli nie czepiać się, jak obchodzą się z guzikami. A to dobre.Zabawny z pana facet, poruczniku.Pozwoli pan, że dam panu radę. Reliable , na ulicy Trzeciej w La Riviere? Gość zasługuje na tę nazwę  jest rzetelny.Się-nie-tłucze, się-nie-rwie.Jak pan chce mieć porządnie uprane koszule, proszę korzystać tylko zChińczaków.Nazywa się Sam Lee.Niech pan go wypróbuje, poruczniku. Nie jestem już porucznikiem, Wendell.Niech pan mi mówi Jack lub panie Sawyer.Niech pan mi mówi Hollywood, wszystko jedno.A teraz.Ruszył w stronę samochodu, lecz Wendell Green poszedł za nim. Da radę zamienić z panem parę słów, poruczniku? Przepraszam  Jack? Wiem, żekomendant Gilbertson to pana bliski przyjaciel, a co do tej małej dziewczynki, najwyrazniejzbezczeszczonej, straszna sprawa  może pan zaoferować nam swoje doświadczenie, włączyćsię w dochodzenie, podzielić się z nami swoimi myślami? Chce pan znać moje myśli? Wszystko, co może mi pan powiedzieć, stary.Czysta złośliwość, zupełnie nie na miejscu, natchnęła Jacka, by objąć Wendellaramieniem i powiedzieć: Wendell, stary brachu, sprawdz niejakiego Alberta Fisha.Działał w latachdwudziestych. Fisch? Fish.Ze starej protestanckiej, anglosaskiej rodziny z Nowego Jorku.Zdumiewającasprawa.Niech pan ją sprawdzi.Do tej chwili Jack ledwie zdawał sobie sprawę, że pamięta zbrodnie popełnione przezniezwykłego pana Alberta Fisha.Przyćmiły je nowsze rzezie  dzieła Teda Bundy ego, JohnaWayne a Gacy ego czy Jeffreya Dahmera, nie wspominając o tak egzotycznych postaciach,jak Edmund Emil Kemper III, który po popełnieniu ośmiu morderstw odciął głowę swojejmatce, ustawił ją na kominku i wykorzystał ją jako tarczę do rzutów strzałkami.(Tytułemwyjaśnienia Edmund III powiedział:  Wydawało się to właściwe ).Mimo to nazwiskozbrodniarza Fisha wychynęło z głębin umysłu Jacka i wyrzekł je wprost w chętnienadstawione ucho Wendella Greena.Co w niego wstąpiło? No, na tym właśnie polegało pytanie, prawda?Ojoj, omlet.Jack chwyta talerz z szafki i sztućce z szuflady, podskakuje do kuchenki,gasi palnik i zsuwa masę z patelni na podstawione naczynie.Siada, otwiera  Heralda nastronie piątej i czyta, że Molly Kuby zdobyłaby trzecie miejsce w wielkim stanowymkonkursie ortograficznym, gdyby nie zastąpiła literą  o  a w słowie opopanaks; jest to wiadomość, jaka przystoi lokalnej gazecie.Zresztą jak można spodziewać się, żejakiekolwiek dziecko poprawnie napisze opopanaks!Jack przełyka dwa lub trzy kęsy omletu, zanim szczególny posmak w ustach odrywa good potwornej niesprawiedliwości, której ofiarą padła Molly Kuby.Osobliwy smak kojarzy sięze spalonymi śmieciami.Jack wypluwa jedzenie z ust i widzi bryłę szarej papki orazsurowych, częściowo pogryzionych warzyw.Niezjedzona reszta śniadania przestała wyglądaćapetycznie.Jack nie usmażył tego omletu, ale go zrujnował.Opuszcza głowę i jęczy.Jego ciało przenika dreszcz, przypominający ożywający wchaotyczny sposób obwód elektryczny, który tryska iskrami opalającymi jego gardło, płuca,nagle kołaczące się narządy wewnętrzne.Opopanaks, myśli.Rozpadam się.Właśnie tu iteraz.Nie, cofnijmy to.Dziki opopanaks chwycił mnie w swoje pazury, wstrząsnął mniebudzącym strach opopanaksem swoich opopanaksowych ramion i chce wrzucić mnie wskłębioną Rzekę opopanaks, gdzie czeka mnie mój opopanaks. Co się ze mną dzieje?  pyta na głos i czuje przerażenie, słysząc swój piskliwy ton.Opopanaksowe łzy pieką go w opopanaksowych oczach.Podnosi z jękiem swójopopanaks, wyrzuca niezjedzoną breję do śmieci, myje talerz i uznaje, że czas wreszciedoszukać się w tym wszystkim jakiegoś sensu.Nie opopanaksujcie mi tu żadnychopopanaksów.Każdy popełnia błędy.Jack przygląda się drzwiom lodówki, starając sięprzypomnieć, czy zostało w niej jeszcze jajko lub dwa.Pewnie, że tak: zostało ich znaczniewięcej, dziewięć czy dziesięć, zapełniają prawie cały rząd owalnych wgłębień u szczytudrzwiczek.Nie mógł ich wszystkich zużyć; jeszcze nie jest z nim tak zle.Jack zaciska palce na skraju drzwi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ciaglawalka.htw.pl