[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Dopókiś ty na świecie  odezwał się  żywa czy umarła, ja nieopuszczę cię! Nie pędzcie mnie od siebie precz.  Zmierć-bo zarazliwa  poczęła pocichu Lublana  kto z trupemprzestaje, umierać musi!A! ja to wiem! wszyscy to wiedzą, że upiór krwi chciwy, a gdy nańprzyjdzie pragnienia godzina, choć z rodzonego brata się jej napije.Swojej nie ma, żeby się włóczył po świecie cudzą żywić się musi!Uciekajcie ode mnie! Idzcie precz, idzcie, bo mi was żal, abyście nieginęli marnie. Ginąć  zawołał Mirek, którego wzrok Lublany upajał  ginąćtrzeba dziś czy jutro! Nie żal mi żywota, ino żal was.Upiorzyca zarumieniła się  główką potrząsła, w oczach się jejzakręciły łzy. E! zawołała  teraz mnie już wolno nie mieć sromu, teraz ustomwolno prawić, co się w tamtem życiu śniło, dopóki się żyło.Mirek!Mirek! Ja sobie marzyłam, że ty swaty słać będziesz po mnie, że my zchaty razem pojedziemy do twojej i żyć będziemy.Głos jej cichł, rumieniec krasił twarz bladą; oczy ze wstydu spuściła,zapomniawszy, że była upiorem. Lublano moja  żywo począł Mirek  a cóż mnie, jeśli nie tosamo się śniło!Powiedz ty mi, wszak upiory chodzą i żyją, wszak do swoich wracają:nie będę zważał, choćbyś krwi mojej chciała! Powiozę cię do domu!zabiorę cię do chaty, a przyjdzie godzina, gdy krwi nie stanie!Ręką zakreślił koło w powietrzu. Dobra z tobą i godzina  zawołał, a potem niech już palą oboje!Lublana konia strzymała i poczęła nań patrzeć oczyma załzawionemu Nie pozwolę ja na to  krzyknęła  ani się zbliżyć, ani mniedotknąć, bo cię uśmiercić nie chcę, boś ty żyć powinien, bo kiedyś mity miły był, zabijać cię nie godzi mi się.Mirkowi lice pałało i zbliżał się coraz natarczywiej do niej. Tknąć mi się nie chcesz dać!  zawołał  a nie wiesz tego, żegdybyś była umarłą jeszcze, kiedy leżałaś w wianku na pościeli, jamnaówczas zbliżył się i nie mógłem wytrzymać i pocałowałem cię wczoło.Naówczas ty otwarłaś oczy i wstałaś upiorem! Lublana słuchała przelękła, znowu rumieńcem się oblała. yleś uczynił  rzekła  ale umarłych całować się godzi napożegnanie, a upiora dotykać  śmierć daje! Nie byłam upiorem.Teraz nie goń za mną, nie chodz za mną: daj mi dobiedz do chaty iumierać.Mirek, pomimo trwogi, tak oszalał był i czuł wielką dla niej miłość, iżgotów umrzeć tej godziny, posunął się ku niej natarczywie, aledziewczę z krzykiem zerwało konia cuglami  ani się waż!I odskoczywszy kroków kilka, niepatrząc już na niego, na drogę,czwałem puściła się na oślep do lasu i znikła.Nim się puścić miał czas w pogoń za nią, tylko mu białe gzło jejmignęło i koń siwy, wnet oboje pochłonęła lasu gęstwina.Stał Mirek długo pijany i nieprzytomny; biło mu serce i łzy siędobywały z oczów. %7ływa czy upiór, moją musi być!  zawołał  bo bez niej żyć janie mogę, wolę już z nią umierać.Namyślał się, stojąc na drodze, gdy z gródka zdobytego wysłani zanim ludzie, poczęli wołać, aby powracał.W wyłamanych wrotach stał Czapla ze zwycięskiem obliczem, rękągo przyzywając do siebie. Za upiorzycą gonisz, a ta tylko widać, gdzieś się obłokiem albodymem rozpłynie  począł Czapla.Wiedziała ona czego stąduchodziła, bo jej na powrót do mogiły czas.My mamy pilniejsze sprawy.Leszka-śmy się zbyli  a bez wodza iknezia nie może być.Starszyzna musi się zebrać, wiec zwołać: innegosobie wybierzemy.Wtem nadjechał Zabój i począł głosem wielkim: Co myślicie? kto nam będzie panował? Bez głowy ciału nie żyć.Musimy kogoś mieć.Z dala już ku nim zmierzał Dębor, śmiejąc się. Kogo sobie wybierzemy!Starszyzny reszta do tych się skupiała, spoglądając nieufnie po sobie,podsłuchując słów, podpatrując postawy. Tymczasem ci, co na zamek się dostali pierwsi, wytaczali beczki,wypróżniali komory, wynosili chleby i w podwórcach sobie ucztogotowali.Choć zwycięsko, nie było wesoło: jak stypa gotowała się ta biesiada.W szczątkach stosu dopalonego Leszkowe córki i sługi grzebały,szukając kości.Stały już gotowe naczynia i misy, do których je zsypaćmiały.Ze łzami i pieśniami szukały resztek zaledwie ostygłego ciała.Ledwie ku nim kto teraz obrócił głowę, bo jedni łupem, a drudzywiecem i wyborem zajęci byli.Niektórzy sporzyli już o to, jakiego chcą mieć knezia nad sobą.Młodego jedni chcieli, drudzy woleli starego, jedni bogatego, inniubogiego; nie godzono się na nic.Przy beczkach na gadaniu zeszedłczas do wieczora, gdy spod lasów naprawo i lewo, dwie gromadkijezdnych się pokazały, wprost na gródek dążące.Ludzie poznali w nich młodego Przemka i Leszka zabitego brata, obusąsiednie trzymających ziemie i tegoż rodu co Sroka.Starszyzna popatrzała na się i, zafrasowana trochę, milczała.Leszek i Przemko obaj z małą jechali siłą, ale w odzieży jasnej ikrasnej, z czeladzią przybraną bogato  jako prawi kneziowie staregorodu.Nim do gródka dojechali, choć z różnych stron dążyli doń, zobaczylinaprzód siebie i poznali się.A byli, choć krwią bliscy, chciwością panowania nieprzyjazni sobie.Jeden i drugi zwalniać począł kroku, nie radzi będąc zetknąć się zsobą.Z lasu wybiegli żywo, bo się może wyprzedzić spodziewali,potem jechali stępią, aż nieopodal od gródka, stanęli obaj.Patrzali się,mierząc siebie oczyma. Przemku  odezwał się Leszek  tyś młody, coś się to tak zerwałna cudzą puścizno? Pilno ci. Pewnie  zawołał drugi, dlatego, żem młody właśnie i że siłę wsobie czuję, bym panował. Ta ziemia ci nie przypada, jam bliższy  rzekł Leszek.  Komu ona przypadnie jeszcze, nie wiadomo  rozśmiał sięPrzemko  ja jej chcę i trudu nie pożałuję. Ja też!  pośpieszył Leszek. Pójdziemy na siebie i rozprawimy się kto silniejszy. Pójdziemy.Stali, mierząc się oczyma. Zechcą-li oni nas obu?  zapytał Leszek. Ja pytać nie myślę  odparł Przemko. Jednego się pozbyli  kto wie co drugiego czeka?  mruknąłLeszek.We dwu bylibyśmy silniejsi. A no, w dwu rozdzielić się potrzeba  mówił Przemko. Dzielić się jest czem  dodał Leszek  czemuby nie? Komuż się grodek dostanie? Temu, co ziemia, na której stoi.Spierali się już tak o skórę niedzwiedzia, gdy ten jeszcze był w lesie.Poszeptawszy z sobą, jechali razem jak bracia, prosto na gród. Na łowach go ubiję, myślał Leszek. Na uczcie go upoję i ludziom mu oczy wydrzeć każę  mówił wduchu Przemko, lecz się sobie uśmiechali.Na gródku cicho się zrobiło, gdy nań wjechali; starszyzna stała kołem,ale radzić przestała [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ciaglawalka.htw.pl