[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nagle sceneria się zmieniła nazwyczajniejszą.Teraz otaczały go puste pola, których monotonię zakłó-cały jedynie brzydkie kompleksy mieszkalne.Wyglądały w zapadającymzmierzchu, jakby opuścili je mieszkańcy.Powrócił myślami do Erica.Cow nim mogło się spodobać kobiecie takiej jak Juliet? Był dla niej za stary,LRTzbyt arogancki.Czy z sobą sypiali? Nagle nawiedziło go wspomnienieNuf, lecz potrząsnął głową i odpędził je.Dlaczego Eric zdecydował się pomóc dziewczynie? W nadziei nausługi seksualne? Z powodu swoich przekonań? Najir podejrzewał, żeprawdziwym motywem była chciwość.Ericowi niezle się powodziło,skoro mieszka! w tak luksusowym otoczeniu.Najir domyślał się jednak,że Eric nie czuł się tam bezpieczny dom nie należał do niego i był tamna dobrą sprawę tylko gościem.Zatrzymał mieszkanie w amerykańskimosiedlu.Może pieniądze uzyskane od Nuf miały stanowić zabezpieczeniena wypadek, gdyby współlokator postanowił go wyrzucić. Nawet głos! wdarła się w jego myśli perora imama. Jegodelikatny dzwięk może sprowokować cudzołóstwo ust, zębów i każdegooddechu, jakim powinniśmy chwalić Boga!Najir jął się zastanawiać, jak brzmiał głos Nuf.Czy podobnie jakniektóre kobiety wkładała do ust monety, by stłumić jego słodycz? Mó-wiła przez nikab czy też była na tyle nowoczesna, aby pokazać Ericowitwarz?Eric był Amerykaninem, a w obecności Amerykanów zasady zdawa-ły się zanikać; kiedy rozmawiało się z którymś, zachowywanie się tak,jak zachowywali się oni, wydawało się absolutnie w porządku.Najir do-świadczył tego z Juliet, gdy patrzył wprost na jej twarz.Nuf, wystarcza-jąco zbuntowana, aby porzucić narzeczonego, prawdopodobnie pokazałasię Ericowi bez ni- kabu.Uścisnęła mu dłoń i patrzyła prosto w oczy, sta-rając się udowodnić, że też może być Amerykanką.Głos imama, płaczliwy i dziwnie judzący, rozpraszał go, wyłączyłwięc radio i opuścił szybę, pozwalając, by szum wiatru wypełnił mu uszy.Próbował sobie przypomnieć głos panny Hidżazi.Jak na tak śmiałą ko-bietę przemawiała zadziwiająco łagodnie.Podejrzewał, że próbowała za-maskować w ten sposób ostrość swoich słów, wydać się skromną, choćLRTwcale taka nie była.Jej głos nie brzmiał jednak szczególnie śpiewnie anisłodko, uznał więc, że nie popełnił grzechu, słuchając go.Gdzieś w głębi głowy kołatała mu się poważniejsza myśl, domagającsię, aby poświecił jej uwagę.Eric nie wiedział zapewne nic o kurtce Us-mana, a nawet gdyby wiedział, po co miałby ją kraść? Zmieszny pomysł.Ktoś taki jak on bez wątpienia miał własny GPS i mapy.Najirowi byłogłupio, że w ogóle o to zapytał.Teraz widział jasno, że po prostu unikałstawienia czoła faktom: to ktoś z posiadłości Asz-Szarawich uprowadziłNuf.Ta myśl od początku nie dawała mu spokoju.Samir sądził podobnie.Wszystkie nowe dowody na to wskazywały.Mimo to uparcie ją ignoro-wał.Co się teraz stanie? Panna Hidżazi zbada próbki, ale czy do niego za-dzwoni? A może postąpi choć raz jak należy i porozmawia wpierw z na-rzeczonym? Jeśli się okaże, że próbki ujawniły tożsamość ojca, Najirprawdopodobnie nie zobaczy więcej panny Hidżazi.I dobrze, nie będziebowiem musiał się zastanawiać, czy zachowuje się właściwie, kiedyprzebywa w jej pobliżu.Tylko że na razie jakoś nie czuł się lepiej.Wrócił do rzeczywistości i uświadomił sobie, iż okrąża rzezbę, naktórą nie zwracał do tej pory zbytniej uwagi.Była abstrakcyjna, ot, wy-soki stalowy pal przycięty w kształt kręgosłupa.Był złamany w połowie igórna część zwisała nad jezdnią, najwidoczniej zgodnie z zamierzeniemartysty.Nim zdążył się zastanowić, na myśl przyszły mu dwa słowa od-malowujące to, co miał przed sobą: Poproszę viagrę".Zawstydzonyprzedarł się przez sznur samochodów i skręcił w mroczną aleję po to je-dynie, aby zatrzymać się po chwili z piskiem hamulców.Ulica okazała się bowiem ślepa.LRTROZDZIAA 18Był to najgorszy rodzaj południa: zbyt jasnego, parnego, ze słońcem,które zdawało się wypełniać każdy skrawek nieba.Duszne powietrze bezcienia wiatru spływało z nieba niczym płynna lawa, wywołujączmarszczki gorąca, ostre błyski światła oraz miraże zdolne wprowadzićdo piekielnej otchłani całą armię.Katia czekała na Ahmada w zwykłymmiejscu za budynkiem mieszczącym biura lekarza sądowego, lecz pod-czas pięciu minut, które tam spędziła, podeszwy jej sandałów zmiękły,przywierając jak ciepła guma do chodnika.Kiedy Ahmad wreszcie się pojawił, zobaczył, że podopieczna tańczyna palcach niczym jogin próbujący przebiec po rozżarzonych węglach.Wygramolił się z samochodu, podarł swą cenną gazetę na pasy i ułożył jena asfalcie, sprawdzając bosą stopą, czy Katia będzie mogła przedostaćsię po nich bezpiecznie do samochodu.W pobliżu stał jakiś nieznajomy:Jemeńczyk w długiej szarej abai i marynarce.Pospieszył z pomocą, drącwłasną gazetę i przeklinając upał słowami, które przywołały uśmiech nausta Ahmada.Przyjazne zachowanie nieznajomego przekonało Katię, iżmoże podziękować mu bezpośrednio, a kiedy to zrobiła, uśmiechnął siędo niej i nisko ukłonił.Ahmad trzymał w schowku rękawicę kuchenną przeznaczoną naokazje takie jak ta, kiedy dotknięcie gołą dłonią klamki mogło spowodo-wać oparzenie trzeciego stopnia, a operowanie kierownicą wymagało nielada determinacji.Wysiadając, zabrał rękawicę ze schowka była duża,wykonana z niebieskiego plastiku i uformowana na kształt czegoś stwo-rzonego przez rosyjski program kosmiczny.Chwycił przez nią klamkę iotworzył delikatnie drzwi, ostrzegając Katię, żeby nie dotykała ramyokiennej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]