[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Skrzyńka przez cały dzień nagrzewała się od sierpniowegosłońca i jej metalowe ścianki z powodzeniem mogłyby służyć zagrill, gdyby ktoś akurat miał stek do upieczenia.- No tak, tylko tego mi było trzeba - warknęła, pocierajączaczerwienione przedramię.Oczy ją swędziały i bolały odzestawu kropelek i tortur, którym przed chwilą poddał jeokulista, a teraz jeszcze podsmażyła sobie jakieś piętnaściecentymetrów kwadratowych skóry.A autobusu ciągle nie było.- Walić to.Równie dobrze mogę się przejść, póki jeszcze widzęchodnik.- Kopnęła skrzynkę z gazetami i wyszła na ulicę,rzucając wyzwanie camaro przejeżdżającemu przez Broadviewna żółtym świetle.Kierowca wcisnął klakson, kiedy wyszła muprzed maskę, ale wyraz jej twarzy zamknął mu usta, zanimzdążyła się z nich wydobyć obrazliwa uwaga.Najwidoczniej niewszyscy młodzieńcy jeżdżący camaro szukali śmierci.Przeszła przez zamglony most na Gerrard Street, walcząc ozachowanie kontroli nad własnymi emocjami.Aż do tego ranka sądziła, że już pogodziła się z chorobą oczu,przez którą musiała odejść z policji.Nie zaakceptowała jej zgodnością, w żadnym wypadku, ale gniew i użalanie się nadsobą już nie napędzały jej życia.Wielu, wielu ludzi ze zwyrod-nieniem barwnikowym siatkówki było w gorszymstanie niż ona.trudno jednak o tym pamiętać, sko-ro w ciąguostatniego miesiąca widzenie obwodowe Vicki zmniejszyło sięo kolejne dwa stopnie, a widzenie w ciemności znikło bez śladu.Zwiat zaczął się zmieniać w zamknięty i ograniczony pokazslajdów.Spójrz przed siebie.Obróć głowę.Spójrz przed siebie.Obróć głowę.Spójrz przed siebie.I czy ktoś mógłby włączyćświatło, bardzo proszę. Na co ja się przydam stadu wilkołaków? Jak mampowstrzymać zabójcę, którego nawet nie zobaczę?" Bardziejrozsądna część umysłu Vicki powtarzała z uporem, że łakizatrudniały ją ze względu na zdolności detektywistyczne idoświadczenie, nie wzrok, ale bezskutecznie. Może będę miałaszczęście i okaże się, że któryś z nich przeszedł trening psaprzewodnika".- Hejka, Wiktoria!Zmarszczyła brwi i rozejrzała się.Gniew zaprowadził ją niemaldo Parliament i Gerrard, dalej niż się spodziewała.- Co ty robisz w tej części miasta? Tony uśmiechnął się,podchodząc bliżej.- Co się stało ze starym dobrym cześć, jak się masz"?Vicki westchnęła.Nie chciała się na nim wyżywać.Odkądwspólnie uratowali Henry'ego, ich relacje zmieniły się, weszłystopień wyżej niż związek glina-dzieciak, zwłaszcza że Tony jużdawno przestał być dzieckiem.Cztery lata temu, kiedy gopierwszy raz zgarnęła, był wychudzonym piętnastoletnim ło-buziakiem.Z biegiem czasu stał się jej najlepszym zestawemoczu i uszu na ulicy.Teraz najwyrazniej zmierzali ku bardziejpartnerskiemu układowi, ale starych nawyków ciężko siępozbyć i Vicki wciąż czuła się za niego odpowiedzialna.- No dobra.- Otarła z brody kroplę potu.- Cześć.Jak się masz?- Jak to jest - zapytał koleżeńskim tonem, idąc z nią krok wkrok - że kiedy pytasz jak się masz", słychać w jakie gównowdepnąłeś"?- W jakie?- W żadne.Vicki odwróciła głowę, żeby na niego spojrzeć, ale Tony tylkouśmiechnął się świętoszkowato, niczym żywy obraz niesłusznieposądzanej niewinności.Musiała przyznać, że wyglądał całkiemniezle.W oczach ani śladu prochów, czyste włosy, nawetprzybrał trochę na wadze.- I dobrze.A teraz, wracając do pierwszego pytania: co robisz wtej części miasta?- Mam tu mieszkanie - oznajmił z tak wystudiowanąnonszalancją, na jaką mógł się zdobyć tylko niemaldwudziestoletni chłopak.- Co? - zakrzyknęła ze zdziwieniem, specjalnie dla niego, bowidać było, że tego właśnie oczekiwał.Jego zadowoleniepoprawiło jej humor.- To tylko pokój w suterenie.- Lekceważąco wzruszyłramionami.- Ale mam własną łazienkę.Nigdy przedtem niemiałem.- Tony, jak ty za to płacisz? - Zawsze zdarzałomu się zarabiać na przypadkowych numerkach.Vic-ki miałanadzieję, że nie wszedł w to na dobre.Nie tylko dlatego, że tonielegalne, ale dlatego, że cień AIDS czaił się przy każdymzbliżeniu.- Mógłbym powiedzieć, że to nie twoja sprawa.- Kiedy jejbrwi opadły, uniósł pojednawczo ręce do góry.- Ale niepowiem.Mam pracę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]