[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Czy twoje obrażenia są poważne, sierżancie?Jordan oświetlił latarką przeciętą dłoń.- Wystarczy bandaż.A ty, Erin? Wszystko w porządku?- Mniej więcej.- Otarła wierzch dłoni o dżinsy.- Dlaczego nietoperze nie atakowały waszejtrójki?- Intrygujące pytanie.- Emmanuel kołysał się w przód i w tył.Skrzydlate stwory wciąż uderzałyciałami o drzwi, słychać było ich przeraźliwe piski.- Może nie wyczuły u nas bicia serc.A możezostały przyuczone do atakowania ludzi.Jordan się skrzywił.- Ktoś wyćwiczył nietoperze do walki?- Wilk bardziej ci odpowiadał? - Erin wyjęła z kieszeni jego spodni miniaturowy zestawpierwszej pomocy.- Może troszeczkę, powiedzmy.Rhunowi kręciło się w głowie od zapachu ich krwi.Zrobił krok w stronę wyjścia.- Napij się wina - przypomniała mu Nadia.Sangwinista sięgnął po bukłak, który nosił przy biodrze, i pociągnął mały łyk.W sam raz tyle,żeby się uspokoić, ale nie tak dużo, by wywołać reakcję pokuty.Krew Chrystusa sparzyła mu gardło,ciepło rozniosło się po ciele.Jednak na szczęście nie wróciły wspomnienia.- Pokaż rękę - powiedziała Erin do Jordana.Sierżant skierował latarkę na ranę obok kciuka.- Wydaje mi się, że zęby ominęły najważniejsze części.Ale boli jak wszyscy diabli.- Bo ugryzł cię diabelski pomiot - oznajmił Emmanuel, który kucnął przy drzwiach i czekał.Wyjąłróżaniec i zaczął się modlić.Nadia oparła się plecami o ścianę i patrzyła na ikaropy rozpłaszczone na posadzce.Starała się niesłyszeć kropel krwi spadających na beton, które dudniły niczym deszcz na blaszanym dachu.Oto dlaczego ludzie nie powinni brać udziału w eskapadach sangwinistów.Rhun walczył zgniewem, który głównie skierowany był na Bernarda, gdyż to właśnie kardynał narzucił mu totowarzystwo.Nie rozumiał, jak to jest w walce.- Byłeś niedawno szczepiony przeciwko tężcowi? - zapytała szeptem Erin.- Tak, ale nie przeciwko wściekliźnie.- One nie mają wścieklizny - oznajmiła Nadia, nie unosząc głowy.Archeolożka dokończyła bandażowanie kciuka.- Na szczęście to lewa ręka.- Ta zbędna? - rzucił z uśmiechem sierżant.- A co z ziejącą raną na mojej łepetynie?- Opuść głowę.- Erin obejrzała zranienie.- Krwawi, ale nie jest głęboka.Rhun starał się nie widzieć, jak delikatnie obmywa skórę na głowie Jordana i jak zręcznie jejpalce wiążą końcówki bandaży.Każdy ruch świadczył o tym, że zależy jej na sierżancie.- Teraz twoja kolej - rzekł Jordan, kiedy skończyła.Wziął do ręki zestaw medyczny.- Obejrzę cię.Jego dłoń dotknęła twarzy i głowy Erin; jej puls przyspieszył.Odsunęła się i uniosła rękę.- Ugryzły mnie tylko tutaj.Skinął głową i szybko opatrzył ranę.- Jeśli skończyliście… - odezwał się rozdrażniony Emmanuel.- To może omówimy dalszedziałania.Pazury i kły nie przestawały szarpać drewnianych drzwi.Nietoperze były już bardzo blisko.5.54Jordan patrzył, jak kawałek drewna wielkości pięści pęka w drzazgi.Kosmaty łeb wcisnął się dośrodka, piszcząc, strzygąc uszami i gryząc drewno.Emmanuel machnął kordem i łeb spadł na posadzkę.Sierżant pomógł Erin wstać i odstąpili kilka kroków; tymczasem w otworze ukazała się głowadrugiego nietoperza.- Drań przegryzł drzwi - stwierdził Jordan.- To się nazywa poświęcenie.Rhun skinął głową w kierunku spowitej mrokiem tylnej części komory.- Tam jest jakieś przejście.Poszukajmy kryjówki w drugim pomieszczeniu.Sierżant skierował tam światło latarki i dopiero teraz zauważył przejście.Nie wiadomo było,dokąd prowadzi, ale przynajmniej nie wlatywały tamtędy nietoperze.A jeżeli sangwinista nie wyczułtam zagrożenia, można było spróbować.- Pospieszcie się - wycedził Emmanuel przez zaciśnięte zęby.Drzwi zaczęły ustępować podnaporem kłów i pazurów zaciekłych upiorów.Nadia i Rhun przyszli mu w sukurs.Jordan i Erin stanęli w przejściu, lecz bali się pójść dalej.Sierżant skierował tam snop światłalatarki; okazało się, że zmysły Rhuna go nie zawiodły.Za łukiem zaczynało się drugie pomieszczenie.Miało okrągły kształt, było rozległe i puste.Jednak kiedy snop światła latarki przesuwał się pościanach, wyszła na jaw przerażająca prawda.Olbrzymia komora nie miała wyjścia.Stanowiła ślepy zaułek.5.55- Stąd nie ma ucieczki! - zawołała Erin.Oczy zaczęły jej łzawić od ostrej woni amoniaku, który wypełniał wnętrze.Odchody nietoperzy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ciaglawalka.htw.pl