[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie udało jej się ściągnąć goz ulicy, nie przyjął pomocy, więc dawała mu to, co był skłonny wziąć.Celluci nazywał to pieniędzmi--z-wyrzutów-sumienia-białej-klasy-średniej.Vickigo ignorowała, choć przyznawała, że pewnie miał rację.- Spoko.- Tony odgarnął z twarzy kosmyk jas-nobrązowych włosów.- Radzę sobie.-Puszczasz się?-A co? Aresztować mnie już nie możesz, chcesz mnie wynająć?- Chcę ci przyłożyć.O chorobach nie słyszałeś? Usunął się z zasięgu jej pięści.- Hej, jestem ostrożny.Jak mówiłem, wierzę w pozostawanie przy życiu.- Przez chwilę wyglądał nadużo, dużo starszego, niż był.- Vicki, nie obchodzi mnie, co mówi twój krawężnikowy guru i jakie są nastroje na ulicy.Nie maczegoś takiego jak wampiry, a tobie odbija.Vicki zdążyła odsunąć słuchawkę od ucha, zanim Celluci rzucił swoją.Rozłączyła się delikatniej.Nodobra, powiedziała mu.Wbrew sobie i temu, że doskonale wiedziała, jak zareaguje Celluci.Nieza-leżnie od tego, co zajdzie tej nocy, ona miała czyste sumienie.- Nie żebym wierzyła w wampiry - poinformo-wała puste mieszkanie, poprawiając słuchawkę.- Ja wierzę w konieczność posiadania otwartego umy-słu - i", dodała ponuro w duchu, przypominając sobie Tony'ego i jego krzyżyk, też wierzę w pozo-stawanie przy życiu".Obok krzesła stała jej torba wypchana zrobionymi po południu zakupami.O 11:48 Vicki wysiadła na Mortimer z jadącego na północ autobusu linii Woodbine.Zatrzymała sięna chwilę i oparła o okno wystawowe małego sklepu ogrodniczego na rogu, pozwalając oczomprzyzwyczaić się do ciemności.W tym miejscu, pod latarnią, jej wzrok nie zawodził.Ale kilkametrów dalej, gdzie nakładały się na siebie światła dwóchlamp, tworząc obszar podwójnych cieni, nie mogła mu już ufać.Poza główną ulicą będzie jeszczegorzej.Sięgnęła do torby po latarkę, by na wszelki wypadek mieć ją w pogotowiu.Kawałek dalej pomimo ciemności udało jej się dostrzec działającą sygnalizację i tam postanowiłaprzejść przez jezdnię.Bez żadnego powodu - potwór mógł się pojawić równie dobrze po wschodniejstronie Woodbine, ale pójście na zachód wydawało się właściwe.Przede wszystkim dlatego, że lepiejsię poruszać, niż stać w miejscu i czekać.Sklep U Terry'ego" na południowym kawałku Mortimer był otwarty - jedyny jaskrawo oświetlonybudynek w najbliższej okolicy - więc skierowała się w jego stronę. Mogę popytać.Kupić paczkę chipsów.Dowiedzieć się.cholera!" W sklepie dwóch facetów zwydziału zabójstw rozmawiało ze zirytowaną nastolatką, która raczej nie była właścicielem.Z oczamizałzawionymi od blasku neonów, Vicki wycofała się po sześciu schodkach szybciej, niż po nich we-szła.Zauważyła nieoznakowany radiowóz po drugiej stronie Mortimer, na parkingu przy BrewersRetail - w kwestii oświetlenia asfaltowych placów w środku nocy rządowi można zaufać" - iskierowała się w przeciwną stronę.Mogła się założyć o dowolną sumę, że Celluci, wydając poleceniaswoim ludziom, uwzględnił jej osobę.Jeśli dobrze pamiętała, na ulicy dominowały małe, piętrowe, niemal identyczne domki jednorodzinne. W takim miejscu nikt się nie spodziewa wampira".Ona też się go tu nie spodziewała - nie naWoodbine.Ulica była zbyt mocno oświetlona, zbyt uczęszczana, ze zbyt wieloma potencjalnymiświadkami.Nie, Vicki obstawiała jedną ze spokojnych uliczek osiedlowych z tyłu.Na Holborne bez żadnego konkretnego powodu skręciła na zachód.Tu latarnie stały w większej od-ległości od siebie.Vicki przemykała od jednej wyspy światła do drugiej, mając nadzieję, żeadministracja i konserwatorzy zatroszczyli się o gładkość chodnika pod jej stopami.W jednymmiejscu poślizgnęła się na błocie.Torba zsunęła jej się z ramienia i obiła boleśnie kolana.Promieńlatarki sięgnął do pobliskiej budowy.Na terenie przypominającym odrobinę szerszy chodnikpowstawał wąski dom.Stwór już raz zabił w podobnym miejscu, ale Vicki byładziwnie pewna, że drugi raz tego nie zrobi.Ruszyła dalej.Nagły ryk syren sprawił, że serce podeszło jej do gardła.Rozejrzała się gorączkowo, wznosząc latarkędo góry jak broń.Z remizy na rogu wyjechał wóz strażacki i z piskiem opon skręcił na północ.- Nerwy ci puszczają, co, Vicki? - powiedziała do siebie, biorąc głęboki, uspokajający oddech.Ciąglesłyszała głośne bicie własnego serca, a pot przylepił jej rękawiczki do rąk.Wciąż odrobinęroztrzęsiona, doszła do kolejnych świateł i oparła się o słup.Blask najbliższej latarni prawie sięgał domu, ale nie na tyk, by Vicki mogła go dostrzec.Kawałektrawnika, który widziała, choć zabłocony, wyglądał na zadbany, a przy płocie przycięte dla ochronyprzed zimnem róże czekały na wiosnę.Vicki wiedziała, że to dzielnica robotnicza.Mogła się założyć,że większość mieszkańców stanowią Włosi albo Portugalczycy, bo oba te narody troszczyły się o zie-mię.Jeśli rzeczywiście tak było, w wielu z tutejszych domów wisiały obrazy świętych, Matki Boskiejalbo samego Chrystusa.Zastanowiła się, jaką ochronę zapewnią mieszkańcom, gdy zjawi się zabójca.Na końcu ulicy dwa okręgi światła wyróżniały jadący wolno samochód.Vicki widziała tylko reflek-tory.Przypominały jej oczy jakiejś wielkiej, ukrytej w ciemności bestii.Nie potrzebowała więcej, żebyrozpoznać nieoznakowany radiowóz.Tylko policjanci prowadzący obserwację jezdzili z tak dokładnieniezmienną prędkością.Sama tak robiła.Opanowała chęć usunięcia się z pola widzenia, odwróciła się i pewnym krokiem skierowała do dom-ku, grzebiąc w torbie w poszukiwaniu nieistniejącego kompletu kluczy.Samochód przejechał za nią.Vicki wróciła na chodnik.Wątpiła, czy następnym razem też jej się tak poszczęści.Celluci z całąpewnością obsadził cały teren swoimi ludzmi.Wcześniej czy pózniej musiała wpaść na kogoś, kogozna - najprawdopodobniej od razu na samego Celluciego - i nie uśmiechało jej się, że będzie musiałatłumaczyć, co robi w samym środku policyjnej obławy.Ruszyła Holborne na zachód, ćwicząc w myślach tłumaczenia. Myślałam, że może wam się przydaćdodatkowa para oczu".Ale z drugiej strony jej też by się przydała. Nie sądziłam, że będziecieprzygotowani na starcie z wampirem".Prawdziwe, ale nie do obronienia. Nie macie prawazakazywać mi wstępu".Tyle że mieli, a raczej on miał.Pełne prawo.To samo, które zabraniapopełniania samobójstw. Więc co ja tu właściwie robię? Zachowuję się tak samo głupio jak wtedy, na stacji metra, kiedy rzu-ciłam się bez broni sprawdzać, co się dzieje"
[ Pobierz całość w formacie PDF ]