[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Czy nie wystarczy nam prawdziwychstrachów na naszych ulicach, musimy tworzyć nowe?"- Zmyślili to wszystko o wampirach?- Na to wygląda.- Tylko po to, żeby sprzedawać gazety.- Tira z niesmakiem pokręcił głową.Odłożył gazetę na biurkoi wskazał na zdjęcie na pierwszej stronie.-Myślisz, że Leafsom się w tym roku poszczęści?Greg prychnął.- Myślę, że prędzej im się poszczęści, niż Henry Fitzroy okaże się wampirem.- Machnięciem rękiwygonił młodszego strażnika z budynku, a potem wstał zza biurka, żeby przytrzymać drzwi przedpanią Hughes i jej mastiffem.- Spokój, Owen.Pan nie chce twoich całusów!Wycierając twarz, Greg obserwował, jak ogromny pies wchodzi do windy, ciągnąc za sobą panią Hu-ghes.Po przejściu Owena hol zawsze wydawał się odrobinę mniejszy.Strażnik sprawdził, czy zamekw wewnętrznych drzwiach zatrzasnął się - były z nim kłopoty, trzeba o tym porozmawiać zkonserwatorem - a potem wrócił do biurka i sięgnął po gazetę.Zamarł, kiedy zapach druku i dotyk świeżej gazety przywołały wspomnienie nocy, kiedy w prasie poraz pierwszy pojawiły się historie o wampirach.Greg przypomniał sobie, jak Henry Fitzroy zarea-gował na nagłówek, i jednocześnie zrozumiał, że Tim miał rację.Nie widywał pisarza przed zacho-dem słońca.Pokręcił głową.- Człowiek ma prawo pracować, kiedy mu się podoba, i spać, kiedy mu się podoba.- Ale nie mógł siępozbyć wspomnienia nieludzkiej furii, którą przez sekundę widział w oczach młodego mężczyzny.Aniuczucia straszliwego niepokoju, jaki przeszył go wtedy zimnym dreszczem.Kiedy światło dnia wypuściło miasto ze swoich objęć, Henry drgnął.Dotarło do niego, że leży nagipod pościelą, a każde załamanie materiału odbija na nim linię.%7łe podmuch z wentylatora muska jegopoliczek niczym oddech małego dziecka.Dotarła do niego obecność w mieście trzech milionów ludzi.Kakofonia ich żyć niemal go ogłuszyła, póki nie zdołał się przebić z powrotem do ciszy.I wreszciedotarło do niego, kim jest.Otworzył gwałtownie oczy i spojrzał w ciemność.Nienawidził sposobu, w jaki się budził, nienawidził przedłużającej się bezbronności.Kiedy wreszciepo niego przyjdą, to właśnie wtedy: nie kiedy spał, nieświadomy niczego, ale podczas tych cienistychchwil między światłem a mrokiem, kiedy był już w stanie poczuć kołek, kiedy wiedziałby, że umiera, ikiedy nie mógłby nic zrobić.W miarę jak się starzał, budził się coraz wcześniej - za każdym razem o kilka sekund bliżej odcho-dzącego dnia - ale nigdy szybciej.Budził się tak jak wtedy, gdy był śmiertelnikiem - powoli.Wieki temu zapytał Christinę, jak ona to odczuwa.-Jakbym budziła się z głębokiego snu.W jednej chwili nie istnieję, w następnej już tak.- Znisz?Przekręciła się na bok.- Nie.My nie śnimy.Nikt z nas.- Myślę, że tego będzie mi najbardziej brakować.Uśmiechając się, przesunęła czubkiem paznokcia po wewnętrznej stronie jego uda.- Uczymy się śnić na jawie.Pokazać ci jak? Czasami chwilę po przebudzeniu wydawało musię, że słyszy głosy z przeszłości, przyjaciół, kochanek, wrogów, raz nawet ojca - poganiającego syna,by się pospieszył, bo inaczej się spóznią.Przez ponad czterysta lat to było doświadczenie najbliższetemu, co śmiertelnicy nazywają snem.Usiadł, przeciągnął się i zamarł w pół ruchu, nagle zaniepokojony.Zachowując całkowitą ciszę, wstałz łóżka i przeszedł po dywanie do drzwi sypialni.Gdyby w mieszkaniu przebywało jakieś życie, wyczułby je.Mieszkanie było puste - ale niepokój pozostał.Wziął prysznic, ubrał się.Przez cały ten czas narastało w nim wrażenie, że coś jest nie tak.Zmar-twiony, próbował zrozumieć, skąd się to bierze, ale bezskutecznie.Kiedy zszedł na dół po przesyłkę,niepokój wzrósł.Cywilizowana maska zdołała wymienić uprzejmości z Gregiem i poflirtować chwilęze starą panią McKensie, podczas gdy reszta jego osoby analizowała drobiazgowo wszelkie bodzce,wypatrując niebezpieczeństwa.Kiedy wracał do windy, poczuł na plecach spojrzenie strażnika.Odwrócił głowę i uśmiechnął sięlekko, a kiedy drzwi stanęły otworem, wszedł dośrodka.Zasuwające się skrzydła z gładkiej stali ukryły przed nim wyraz twarzy Grega.Cokolwiekmartwiło ochroniarza, Henry nie miał czasu się tym teraz zajmować.- Nelson, prywatny detektyw
[ Pobierz całość w formacie PDF ]