[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Powoli wstał, strzepując z płaszcza zabłąkaneliście.Koagulant zawarty w jego ślinie powstrzyma krwawienie i cała trójkazaraz się ocknie, nim wilgoć i zimno zdążą wyrządzić im jakąś krzywdę.Spojrzał na nich, leżących w cieniu cisowego żywopłotu, i zlizał kropelkękrwi, która przywarła w kąciku ust.Zostawiał po sobie nie tylko siniaki na ichciałach, ale też strach przed nocą zasiany w ich duszach, przypomnienie, że wmroku czają się inni, silniejsi łowcy i każdy może paść ich ofiarą.Nie groziłomu, że go zapamiętają czy zdemaskują, bo ich wspomnienia z tej nocy niebędą się skupiać na wyglądzie, lecz na obecności i osobowości.Nie miałpojęcia i niespecjalnie go obchodziło, czy to zdarzenie zmieni ich zachowaniealbo poglądy."Jestem wampirem.Noc należy do mnie".Patetyczność tegostwierdzenia wprawiła go w dobry humor.Wyszedł ze spokojnego parku,uśmiechając się pod nosem na myśl o tym, co się właśnie stało - dziękisamotnemu wampirzemu łowcy ulice miasta znowu są bezpieczne! Sen, którymiał, i spowodowane nim zdenerwowanie znikły spłukane krwią.*Celluci westchnął, wsuwając mandat do kieszeni.Od północy do siódmej ranona ulicy przed domem Vicki obowiązywał zakaz parkowania dla nie-uprawnionych.Na mandacie widniała godzina piąta trzydzieści trzy.Gdybywstał pięć minut wcześniej, uniknąłby dwudziestodolarowej grzywny.Ciężko było się oderwać.Leżał w ciemności chyba ze dwadzieścia minut,słuchając jej oddechu.Zastanawiając się, czy ona śni.Czy śni o nim.Czy oHenrym.I czy to w ogóle ma jakieś znaczenie.- Chodzi mi o to, Celluci, że nie ma mowy o niczym wykraczającym pozaprzyjazń.- Będziemy kumplami?- Właśnie.- Vicki, nikt się nie pieprzy z kumplem.Prychnęła i przesunęła bosą stopą w górę po wewnętrznej stronie jego uda, ażdosięgnęła palcami delikatnej skóry krocza.- Chcesz się założyć? I tak to szło.Potarł nieogolone policzki.Ich przyjazń była mocna, wiedział o tym.Bliznypo tym, co zaszło, gdy Vicki opuściła służbę, już prawie całkiem zniknęły.Seks był niesamowity.Ale ostatnio sprawy się pokomplikowały.- Mike, Henry to nie konkurencja dla ciebie.Cokolwiek dzieje się między nima mną, nas dwojga nie dotyczy.Jesteś moim najlepszym przyjacielem.Wtedy jej uwierzył.Teraz też jej wierzył.Nadal Jednak uważał, że HenryFitzroy jest zbyt niebezpiecznym człowiekiem, aby się z nim zadawała.Nietylko stanowił zagrożenie fizyczne, czego dowiódł w sierpniu, ale miałosobowość tak silną, że łatwo było się w niej zagubić. Chryste, ja bym się wniej mógł zagubić.Nikomu, kto dysponuje taką siłą, nie powinno się, niewolno ufać"Ufał Vicki.Nie ufał Henry'emu.I do tego się wszystko sprowadzało.HenryFitzroy był kimś, kto sam sobie stwarza zasady, i tego detektyw sierżantMichael Celluci nie mógł zaakceptować.Bardziej niż tych nibynadnaturalnych, nieumarłych sił ciemności.Jego związek z Vicki opierał się naokreślonych zasadach i Celluci cholernie dobrze wiedział, że Fitzroy ich nieuszanuje.Tyle że dotąd właśnie to robił.- Może chodzi o to - mruknął, przedzierając się przez labiryntjednokierunkowych uliczek na południe od College Street - że nadszedł czas,by się ustatkować.Kilka chwil potrwało, nim dotarło do niego, co to oznacza, i nagle przedoczami stanęła mu Vicki i jej reakcja, gdyby wspomniał o małżeństwie.Niemógł się powstrzymać przed skuleniem się za kierownicą.Ta kobieta mawiększy problem z wiązaniem się na stałe niż jakikolwiek facet.Skrzywił się, przejeżdżając przez rondo na Queen's Park.Pora była zbytwczesna na filozoficzne rozważania o naturze jego związku z Vicki Nelson -wszystko się dobrze układało, lepiej, żeby tego niespieprzył.Z ulgą zauważył, że przed muzeum stoi radiowóz i karetka.Zawrócił na pustej sześciopas-mówce i porzucił problemy życia osobistegodla pilniejszych spraw.- Detektyw sierżant Celluci, wydział zabójstw.-Wysiadając, machnął odznakąw stronę nadchodzącej policjantki, uprzedzając zarzuty co do absolutnie nie-dozwolonego manewru drogowego.- Co się dzieje?Młoda kobieta przełknęła gwałtownie to, co miała zamiar powiedzieć, iwydukała:- Posterunkowa Trembley.Przysłali wydział zabójstw? Nie rozumiem.- Nikt nie mnie przysłał, akurat przejeżdżałem.-Sanitariusze wnosili ciało zzakrytą twarzą do karetki.Zmarły w chwili przybycia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]