[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zostaw mu choć tyle swobody!- Szanuję jego niezależność.Ale to nie znaczy, że zgodzę się nazakłócanie jego spokoju!Erin przyśpieszyła kroku.Znad oceanu powiało świeżą, choćchłodną już bryzą.Na powierzchni zatoki migotały światła.Wpowietrzu unosił się wilgotny zapach soli.Doszli do przystani wtrójkę, bo Duffy cały czas dreptał z tyłu: mała czarna figurka w86RSmroku nocy.Dokoła było pusto i ciemno.Jedynie w oknie napierwszym piętrze nad sklepem żeglarskim paliło się światło.- Tam mieszka Jonas.- Will wskazał oświetlone okno.- Alejeszcze nie zdecydowałem, czy mogę ci pozwolić na złożenie muwizyty.- Will gwałtownym krokiem wszedł na pomost.- To ty pierwszy opowiedziałeś mi tę historię - przypomniałamu Erin podążając za nim.- To nie ma żadnego znaczenia.- A co, według ciebie, ma znaczenie? - Stanęła przed nim zprzechyloną do tyłu głową i wyzywającym spojrzeniem.- Trudno z tobą wygrać, Erin.- powiedział niskim, zmysłowymgłosem i przyciągnął ją do siebie.Nie opierała się.Przeciwnie, wtuliła się w jego ramiona szukającw nich ukojenia.Zarzuciła mu obie ręce na szyję.W pierwszej chwilijego wargi wydały się chłodne, tak jak nocne powietrze.Ale już pochwili zaczęły ją palić niczym ogień.Erin zapamiętała się cała wpocałunku, chciała, by trwał wiecznie, pragnęła Willa corazbardziej.Wreszcie oderwała się od jego ust, przytulając twarz do piersimężczyzny.Azy wypełniły jej oczy.Zapłakała cicho.- Co się stało? Powiedz! Co ci jest, Erin? Kto cię zranił?Z trudem łapiąc oddech, z twarzą na jego piersi, wyrzuciła zsiebie: - To ty, to ty.to przez ciebie coś się ze mną dzieje.- Uniosłagłowę i spojrzała na niego.-Will, boję się ciebie.Każde uczucie, jakiewe mnie wywołujesz - złość, radość, pożądanie -jest niesłychanieintensywne.Nie znałam tego przedtem.Nie mogę tak żyć.Niepotrafię sobie z tym poradzić.- przerwała.Will trzymał ją wobjęciach i głaskał po włosach i plecach.- Erin, przecież wiesz, że i ty doprowadzasz mnie do szaleństwa.Powinniśmy chyba poddać się temu, cokolwiek to jest.Wysunęła się z jego objęć.- Nasz związek nie miałby przyszłości.Każde z nas oczekujeczegoś innego od życia.Nie mamy tych samych ideałów, a bezwzględu na to, co sądzisz, ideały są bardzo ważne! Ja chciałabym87RSchoć trochę zmienić świat, a wszystko, czego ty pragniesz, tożeglować łodzią po oceanie.Oczekujesz od życia tylko przyjemności.Will kopnął zwój lin i cicho zaklął.Ale gdy po chwili odezwał siędo Erin, mówił spokojnie.- Wiem, do czego zmierzasz.Tak się boisz swego uczucia domnie, że wynajdujesz wszystkie możliwe przeszkody i przeciwności.Erin odwróciła się i zaczęła iść wzdłuż pomostu.- A może mam rację? Ty naprawdę nie szanujesz moichpoglądów i tego, w co wierzę.Trudno byłoby na tym budowaćwspólne życie.Will szedł obok niej.- Wal dalej, śmiało.Szukaj następnych wykrętów.Nie maszodwagi przyznać, że mnie kochasz.Erin zatrzymała się gwałtownie i odetchnęła głęboko.- A ty możesz mi to powiedzieć? - zapytała.-Możesz uczciwieprzyznać, że mnie kochasz?88RSROZDZIAA DZIESITYW ciemnościach Erin nie mogła spostrzec wyrazu twarzy Willa.- Musiałbym chyba stracić rozum, żeby się w tobie zakochać,Lewis!- Tak też myślałam.Porozmawiam z Jonasem.Możesz iść zemną lub nie, jak wolisz.Nagle usłyszała za sobą jakiś dziwny turkot.Zastanawiając się, coteż nowego wymyślił Will, odwróciła się i zobaczyła, że to nie on byłsprawcą tego hałasu.To Duffy, trzymając w zębach jej aparatfotograficzny, wlókł go po deskach pomostu.Nachyliła się szybko, żeby podrapać psa za uchem i uratowaćaparat.Kiedy Duffy zaczął ją lizać po ręce, omal znowu nierozpłakała się na głos.Zbyt łatwo rozklejała się przy Kendrickach iwcale nie była tym zachwycona.Czuła się nieszczęśliwa, rozbita iwytrącona z równowagi.Nie wiedziała, co ma dalej robić.Wąskie zewnętrzne schody prowadziły na piętro nad sklepem.Erin szła pierwsza.- Nikt mnie nie słucha - mruczał Will.- Mówiłem Jonasowi, żebyoszczędzał chore serce.Proponowałem mu, żeby przeprowadził siędo mnie.Ale czy on tym się przejął? Nie.Woli codziennie wdrapywaćsię na te przeklęte schody!A Maggie zwraca uwagę na to, co ja mówię? A ty, Lewis? Do diabła,nie!Weszli na mały balkon i Will uderzył pięścią o żelazną poręcz,jakby wypróbowując jej wytrzymałość.- Nikt mnie nie słucha! - wrzasnął.- Nie mam wpływu na nikogoz was! Jak do tego doszło?- Jest jeszcze Duffy.- Ha! Nawet nie wyobrażasz sobie, co on potrafi wyczyniać zamoimi plecami.Nie, wszyscy razem spiskujecie przeciwko mnie.-Will zapukał do drzwi mieszkania Jonasa znacznie głośniej, niż tobyło konieczne.89RS- Nareszcie, wchodzcie! - Dobiegł ich zza drzwi ochrypły głos.-Spózniliście się!Will otworzył drzwi i siląc się na uprzejmość przepuścił przodemdziewczynę.Erin spodziewała się starokawalerskiego nieładu, aujrzała schludne, posprzątane pomieszczenie.Umeblowanie byłooszczędne.Niezbędne sprzęty, książki i kilka rzędów kufli na ladziekuchennej,Jonas kiwał się w bujanym fotelu nie odzywając się ani słowem.Wtył i w przód, w przód i w tył.Will patrzył spode łba na Erin.Zachmurzona Erin zerkała na Willa, Sytuacja stawała się niezręczna
[ Pobierz całość w formacie PDF ]