[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nikt nie jest bezkarny.- Tobie się upiekło.Co to było? Pobił was trochę i zwyżywał? Widzisz, inni mieli gorzej.Zgwałcił i pobiłkobietę w ciąży, poroniła.Skatował włóczęgę, zgwałcił gokijem, włóczęga potem umarł w szpitalu.Ale chłopak miałznajomych.Pracował jako silna ręka w zorganizowanejgrupie przestępczej.Więc nie miej za złe Stachowi, że cięspławił.- Pan mnie nie spławił.- Nie ja, tylko ktoś.Gnojek skrzywdził tylu ludzi, aten ktoś, kto przysłał ci jego adres, nie mógł nic zrobić ibardzo go to męczyło.Ale nie sądził, że go zabijesz.- A myślał, że co zrobię? Postraszę go i będzie lep-szy?- Nie wiem.Może przestrzelisz mu nogę.Nie sądził,że go zabijesz.- Na przyszłość nie popełni pan takiego błędu.- Ty też.Ty też.Gabriel przyglądał się ciężkiemu, zmęczonemu męż-czyznie.Komisarz z kolei opuścił wzrok na szeroką dłoń,owłosioną i ozdobioną złotym sygnetem.Wskazującympalcem delikatnie gładził paznokieć kciuka, jakby pocie-szał grubego, różowego maluszka.Korzystając, że poli-cjant nie patrzy, Gabriel niepostrzeżenie powtórzył tęczynność, chcąc ją wypróbować i sprawdzić, co czujegość.- Zastanawiałeś się kiedyś, czym jest zło? - spytałpowoli komisarz, nie podnosząc wzroku.- Nie, nigdy - odpowiedział Gabriel i przestał pocie-rać kciuk.- Ha.No a ja się często zastanawiałem w twoim wie-ku.I pózniej też.- Wyszło coś z tego zastanawiania?- Wyszło, wyszło.W ogóle warto się zastanawiać, cood lat próbuję wytłumaczyć tym moim kochanym pod-władnym matołkom.Ktoś musi się zastanawiać, skoronawet intelektualiści uznali, że do niczego i tak nie da radydojść i każdy ma rację.No to kto się będzie zastanawiał?Komisarz przestał głaskać paznokieć i wsunął go wusta, nadgryzł, wyjął i obejrzał.Mówił jakby do siebie.Obojętnym tonem.- Budziłem się rano, bo dzwonił budzik, i przed kawąi papierosem, a kawa i papieros uruchamiają mi pracę ser-ca, rozumiesz, rzucałem okiem na łażącą po mieszkaniużonę i chciałem ją zabić.Ot.Myślałem, że może to odzy-wa się moja podświadomość.Ma do niej o coś żal, że zoł-za, albo może potajemnie chciałaby spać z innymi kobie-tami, a ta przeszkadza, więc podświadomość chciałaby jąusunąć.A mam dostęp do tych pragnień, bo jeszcze niestłamsiła ich codzienna moralność, superego jeszcze sięnie włączyło, rozumiesz.A po kawie i papierosie uśmie-chałem się do żony, całowałem ją.I nawet czułem miłość.- Powinien pan sobie stawiać przy łóżku termos zkawą i popielniczkę.- Nie palimy w mieszkaniu - skrzywił się komisarz.-Zasłony śmierdzą.Słuchaj, co dalej.Raz w nocy przez senprzewracałem się na drugi bok i niechcący walnąłem jąłokciem w twarz.Przebudziło mnie to, ale tylko troszecz-kę, świadomość pojawiła się na chwilę w roli, powiedzmy,obserwatora, bez funkcji decyzyjnych, że tak powiem.Onajęknęła i spała dalej, a ja, zanim znowu usnąłem, roze-śmiałem się.Rozumiesz? Uderzenie jej w twarz wydało misię zabawne.Taki kawał.- Obrzydliwy pan jest.Komisarz chrząknął z rozbawienia.- To fakt, ale wiesz, czemu jestem obrzydliwy? Bonie udaję, że coś się nie stało, jak się stało.W dzień przy-pomniało mi się to, i uderzenie jej łokciem w twarz wyda-ło mi się przykrą rzeczą.A przecież kiedy spałem, było todla mnie zabawne.Więc znowu myślę, mam do niej utajo-ny żal, moje prawdziwe ja, niezagłuszone rozsądkiem ikonwenansami, wcale jej nie lubi.Pewnie dlatego zawszesię budzę w złym humorze, nie kocham jej po prostu, mojeprawdziwe ja nie kocha jej i czuje do niej złość.Więc za-cząłem myśleć o rozwodzie, po co mamy się męczyć, a tunagle niespodzianka, będzie dziecko.Radość w domu i tede, poprzednie nam umarło w brzuchu jeszcze.Skaczemyteraz rok naprzód.Urodził się zdrowy kawał chłopa, alepłaczliwy, każde dziecko w sumie trochę płaczliwe jest.Mniejsza.Co rano opiekujemy się nim na zmianę, to zna-czy, jednego dnia ona wstaje, kiedy mały ryczy, drugiegoja.No i pewnego dnia obudził się o piątej rano, spałemjakieś cztery godziny chyba, zabieram go z sypialni dodrugiego pokoju, ledwo stoję ze zmęczenia, próbuję mupodać butelkę, a ten wytrąca mi ją na ziemię i znowu ry-czy.Komisarz skrzywił się i ścisnął sobie nasadę nosa.Pochwili otworzył oczy.- No i uderzyłem go wtedy.Nie robił tego na złość,coś tam po prostu było nie tak w jego małym świecie, alenie mogłem się powstrzymać.To był odruch, pierwszareakcja: fala wściekłości i otwarta ręka, bach.I od razumnie to obudziło.Rozryczał się na całego, ululałem gojakoś, ale ciągle miałem wyrzuty sumienia.Nie minąłkwadrans, a już uśmiechał się do mnie tą swoją bezzębnąbuzią, noworodki nie są pamiętliwe.Okropna sprawa,rozumiesz, kochałem go przecież, nawet jakbym nie ko-chał, dzieci biją tylko chuje.I wtedy zrozumiałem.- Co takiego pan zrozumiał?- %7łe każdy człowiek jest zły, zanim się obudzi.- I to jest tajemnica zła?- Dla mnie jest.Mogłem uwierzyć, że to, co uważamza swoje ja, nie cierpi żony, ale nie mogłem uwierzyć, żeprawdziwy ja biję dziecko, bo jestem niewyspany, a onozle się czuje.Komisarz spojrzał Gabrielowi w oczy.- Ja nie jestem tym człowiekiem, który uderzył swojedziecko.- A niby kto? - spytał Gabriel.- Możemy mówić o człowieku dopiero wtedy, kiedysię na dobre obudzi, dostanie swoją kawę i swojego papie-rosa.Niektórzy nigdy się nie budzą.Komisarz czekał na odpowiedz, ale Gabriel nie wie-dział, co mu powiedzieć.- Miałem nadzieję, że bardziej rozmowny z ciebie ko-lega.Nie mam z kim rozmawiać.- Komisarz westchnął,odbiło mu się.Pomyślał o obiedzie zjedzonym w kantynie.- W ogóle.coraz mniej mi się chce.- Może czas na emeryturę.- Taa.Komisarz stłumił kolejne czknięcie i klepnął się poudach.- A skoro o odpoczynku mowa, ty też sobie będzieszmógł odpocząć w więzieniu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]