[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Oto i ona! - Oceana rozpromieniła się, podbiegając do bestii.- Ma petite! - Przy wtórzekolejnej serii zdumionych westchnień uklękła i zarzuciła lwicy ramiona na szyję.- Niepotrzebujemy tych głupich kajdan - powiedziała, odpinając łańcuchy i rzucając je marynarzom.-Józefina jest całkiem oswojona; wychowała się wśród ludzi, można rzec, wśród francuskiejarystokracji& Dyrektor cyrku był dalekim krewnym Eleonory Akwitańskiej.Spójrzcie, je nawetrukolę.Oceana pstryknęła palcami na jednego z wystraszonych pomocników, który pośpieszniewręczył jej ozdobnie haftowaną sakiewkę.Wydobyła z niej garść liści i podetknęła zwierzęciupod pysk.Lwica powąchała je, po czym zgarnęła ozorem i jęła przeżuwać bez wielkiegoentuzjazmu.- Czyż nie jest najmądrzejsza na świecie? - zapiszczała Oceana, klaszcząc w dłonie zzachwytu.- Adorable, tout simplement! Po prostu czarująca! I czyż nie piękne ma imię? Jaksama madame Bonaparte.Znów dmuchnął wiatr - tym razem dość mocno, by porwać Alanowi z głowy kapelusz,który najpierw zatańczył opętańczym piruetem przy skalnej ścianie, a potem długim łukiempofrunął daleko w stronę morza.Państwo Djonesowie patrzyli, jak opada na wzbierające fale.- I tak za nim nie przepadałem - oznajmił Alan, wzruszając ramionami.- SignorGondolfino powiedział, że bardzo zdobi moją twarz, ale tylko swędziała mnie pod nim głowa.Miriam znów zaczęła chichotać, a mąż zaraz się do niej przyłączył.- Zabierzcie wszystkie pozostałe zwierzęta do stajni - rozkazała Oceana sługom, po czymodwróciła się do swojej młodej lwicy.- Chodz, moja kochana, wejdziemy do środka, strasznie tuwieje, il fait trop de vent.- Trzymając bestię za obrożę, poprowadziła ją w stronę głównych wrótzamku.- Poszukam ci czegoś eleganckiego do noszenia na szyi.Myślałam o brylantach, co ty nato?Lwica zatrzymała się na chwilę i zmrużonymi ślepiami potoczyła po zgromadzonych.Potem obie wkroczyły do zamku.Podczas gdy służący Oceany prowadził słonia i pozostałe zwierzęta do stajni, Miriamspojrzała w stronę horyzontu.- Jake powinien niedługo wrócić.- Westchnęła.- Mam nadzieję, że wszystko poszło jaktrzeba.Odkąd wyruszyli ze Sztokholmu przez rozmarzające morze, na pokładzie Tulipanapanował grobowy nastrój.Wcześniej Nathan i Charlie przetransportowali Caspara do domu przyjaciela rodziny(Jake owi nie pozwolono im towarzyszyć, miał czekać samotnie na statku, nie wychodząc napokład) i wysłali wiadomość Isaksenom, by go odebrali.Kupili trochę prowiantu na drogępowrotną i wyszli w morze, kiedy słońce pojawiło się nad horyzontem.Jak się okazało, miał tobyć pierwszy ciepły dzień od wielu tygodni i lód natychmiast zaczął topnieć.Jake godzinami skrywał się w cieniu, oferując pomoc, gdzie tylko mógł - Nathanowi przymanipulowaniu żaglami, Charliemu przy szykowaniu posiłków w kambuzie.Obaj odrzucalioferty oschłym potrząsaniem głową, ledwie na niego patrząc.Pan Drake także, jak się zdawało,podchwycił ogólną atmosferę.Jake zaoferował mu trochę keksu, który mama wcisnęła mu w rękęprzed tą wyprawą.Choć papuga uwielbiała ciasto (nawet katastrofalnie ekstrawaganckiewynalazki Miriam), odtrąciła poczęstunek dumnym odrzuceniem łepka, po czym odfrunęła, byposiedzieć na noku rei.Wtedy to Jake postanowił przeczekać podróż w kajucie.Kiedy znów zaczęło się ściemniać, Jake wciąż roztrząsał fatalne wydarzenia wSztokholmie. Czuj się jak zdrajca, bo nim właśnie jesteś - powiedział mu bez ogródek Caspar.Zwiadomość, że zawiódł wiele osób - nie tylko swoich nowych przyjaciół, ale też wszystkichstrażników historii - była wystarczająco bolesna, ale myśl, że jego poczynania mogłybezpośrednio doprowadzić do cierpienia niewinnych ludzi, była tak okropna, że przemieniała mużołądek w zupę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]