[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Następnego dnia Jupitus zignorował Różę podczas lunchu.Zajął miejsce obok OceanyNoire, przyodzianej od stóp do głów - z szokująco teatralną ostentacją - w czerń.(Na pytanieNorlanda, który chciał wiedzieć, kto umarł, odpowiedziała, że opłakuje trzecią dekadę swojegożycia).Dopiero kiedy Róża zbierała się do wyjścia, Jupitus zastąpił jej drogę i przemówił:- Wpół do piątej, wschodnie blanki.Nie spóznij się.O piątej po południu, dygocząc z zimna na smaganych wichrem murach, Róża byłagotowa do awantury.- Najwyższy czas! - wymamrotała, kiedy wreszcie się zjawił.- Trochę tu zimno, wiesz?!Jupitus nie podjął żadnej próby przeprosin.- Widzisz ten metalowy pręt przymocowany do tamtej zaostrzonej iglicy?- Tak, widzę - westchnęła Róża z rezygnacją.- To antena odbiorcza chronotelegrafuMeslitha.Przybyłam na Mont Saint-Michel tak samo dawno jak ty, Jupitusie.- Nasz szpieg bez wątpienia ma oko na tę iglicę.Kiedy przewodnik iskrzy, to znak, żewiadomość jest dostarczana, a wtedy wystarczy zejść do Biblioteki Twarzy. - Sęk w tym, że to mógłby być ktokolwiek.- Róża powiodła ręką nad całym zamkiem.-Wieżę widać z okien chyba wszystkich sypialni.- Jako że nie jesteśmy w mocy upozorować odebrania wiadomości, będziemy musielipoczekać cierpliwie, dopóki jakaś nie nadejdzie.Dałem dzisiaj pannie Wunderbar dzień wolny,więc będziemy mieli całą bibliotekę wyłącznie dla siebie.Chodzmy - wycedził Jupitus.- Tylkonie za blisko.Nie chcemy przecież, żeby zobaczono nas razem.Róża z ociąganiem podporządkowała się Jupitusowi.Poszła w ślad za nim przez labiryntschodów i korytarzy, od czasu do czasu strojąc miny za jego plecami.- Co też ci się kołacze po tym zdziwaczałym umyśle? - wymamrotała sama do siebie wzamyśleniu.Wreszcie Jupitus stanął przed drzwiami Biblioteki.Upewnił się, że nikogo nie ma wpobliżu, i wśliznął się do środka.Po minucie Róża weszła tam za nim.- Ciii& - syknął Jupitus na Różę, kiedy pobrzękując bransoletami, szukała drogi przezpole minowe lin i krążków na zapleczu za portretami.- Wielkie nieba - mruknęła, wsuwając się do kryjówki, którą przygotował dla nichJupitus.Stały tutaj dwa wygodne krzesła oraz niewielki stolik, na którym czekał staromodnytermos i talerz kanapek.Jupitus wzruszył ramionami.- A jak utkniemy tu na cały dzień? Nie ma powodu, by dręczyć się niewygodą.Wiem, żelubisz lapsang& - powiedział, odkręcając korek termosu.- Pasjami! Wielkie dzięki - ucieszyła się Róża, sadowiąc się na krześle.- Cóż, ja nie znoszę, więc będziesz musiała zadowolić się herbatą ulung.Jak widzisz,mamy stąd doskonały widok na rurę.My go zobaczymy, on nas nie.- Zwietnie - westchnęła ze zmęczonym uśmiechem.Siedzieli w milczeniu przez blisko godzinę, nim wreszcie Jupitus zdecydował sięprzerwać ciszę.- To przypomina mi żywo naszą ostatnią wspólną misję - powiedział.- Bizancjum, roktrzysta dwudziesty ósmy - odpowiedziała Róża.Ona także miała czas, by przypomnieć sobiedawne czasy.- Czekaliśmy całą noc w kanałach ściekowych pod hipodromem.Mieli zamiarzniszczyć miasto plagą much i zdestabilizować całą Azję Mniejszą.- To była szarańcza, nie muchy - poprawił ją Jupitus. To krótkie zdanie zagłuszyło inny cichy dzwięk - słabe stuknięcie wiadomościzatrzymującej się w rurze.W konsekwencji ani Jupitus, ani Róża niczego nie zauważyli.Kolejnych dziesięć minut upłynęło w ciszy.Nie mając innych tematów do rozmowy i zwypadkami poprzedniego dnia wciąż obecnymi w pamięci, Róża wreszcie nie wytrzymałanapięcia.- Jupitusie - wypaliła - to jest bez sensu, nie mogę tak dłużej.Ja& wczoraj znalazłamkwiat w twoim gabinecie, no i te moje stare szpargały.Po co ci one? Dlaczego?- Nie mam pojęcia, o czym mówisz.- Kwiat, Jupitusie, moja kraciasta róża.- To był błąd - oznajmił nagle Jupitus.Wstał i podniósł ze stołu latarnię.- Nie ma sensu,żebyśmy oboje tu tkwili.- Nie! Mam zamiar o tym porozmawiać, czy ci się to podoba, czy nie! - wysyczała Róża,gwałtownie łapiąc go za rękę.Latarnia upadła na posadzkę.Zwieczka zgasła i zapadła całkowita ciemność.- No i patrz, co narobiłaś!Wtedy coś usłyszeli: miękki odgłos ostrożnie zamykanych drzwi.Oboje zastygli wbezruchu.Wyczekiwali.Zza ściany z portretami dobiegł ich dzwięk kroków powoliprzemierzających salę.Potem skrzypnęły otwierane drzwi ukrytego przejścia i na zapleczewśliznęła się ciemna sylwetka trzymająca latarnię.Postać ostrożnie przecisnęła się przezmechanizmy obrotowych portretów, podeszła do rury w kącie i wydobyła z niej wiadomość.Najciszej jak potrafił, Jupitus przykucnął i pomacał wokół siebie w poszukiwaniuzgubionej latarni.- Ach! - jęknął, natrafiwszy palcami na kałużę gorącego wosku.Intruz na ułamek sekundy znieruchomiał, a potem odwrócił się.Cisnął swoją lampę w Jupitusa i Różę i wyskoczył przez najbliższy fragment ściany.Portret Steda Bonneta, niesławnego barbadoskiego pirata dżentelmena z drugiej połowyXVIII wieku, rozdarł się na pół i szpieg przekoziołkował przez dziurę, upadając na podłogębiblioteki.Natychmiast zerwał się na równe nogi, podbiegł do drzwi i znikł bez śladu.- Za nim, szybko! - krzyknął Jupitus i także dał nura w rozerwany portret pirata.Różawybiegła za nim.W ciągu sekund dopadli drzwi i wyskoczyli na korytarz.Szpieg wbiegał na górę - rąbek charakterystycznego granatowego płaszcza zniknął właśnie za zakrętem schodów.Oboje bez namysłu pognali za nim.Na szczycie schodów korytarz się rozwidlał.Po zakapturzonej postaci nie było nawetśladu.Przez kilka chwil nasłuchiwali uważnie, próbując złowić odgłos oddalających się kroków.Nie usłyszeli niczego prócz miarowego tykania stojącego na korytarzu zegara.- Ja pójdę tędy, a ty idz tędy - zarządził Jupitus tonem nieznoszącym sprzeciwu.- Czymasz jakąś broń?Róża poszperała w swoim sakwojażu i wydobyła nóż do listów.Jupitus przewróciłoczami.- Wez to - rozkazał, wyjmując z kabury ukrytej za pazuchą mały pistolet.- A co z tobą? - spytała Róża, biorąc podaną jej broń.Jupitus wziął jej nóż do listów.Róża rozczuliła się.- Postąpiłeś bardzo rycersko, Jupi&- Kule dużo kosztują.Strzelaj tylko w razie absolutnej konieczności - rzucił opryskliwie ioddalił się.- Wiem, że jesteś rycerski, nawet jeżeli nie chcesz tego przyznać! - zawołała za nim Róża,nim ruszyła w przeciwną stronę.Jupitus przeszedł korytarzem do wejścia sali łączności.Otworzył drzwi i zajrzał dośrodka.Stanowiska pracy były opuszczone, a wielki samopis Meslitha stał nieruchomy w swojejszklanej szafie, z piórami zawieszonymi wyczekująco nad czystymi arkuszami pergaminu.Tymczasem Róża zatrzymała się przed wejściem do sali reprezentacyjnej.Drzwi byłyotwarte na oścież.Uniosła przed sobą pistolet i weszła do środka.Pomieszczenie byłoopuszczone, światła zgaszone [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ciaglawalka.htw.pl