[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jenet był jednak bardziej doświadczonym pilotem, bo latał grawicyklamiczłowieka - powiedział.podczas wypraw zwiadowczych, ilekroć nie miał do dyspozycji żadnego śmigacza.Księżniczka przekrzywiła głowę.Wprawdzie jego wielkie klinowate stopy nie pasowały do podpórek, no i musiał wycią-- Mam nadzieję, że niezupełnie innego.- Położyła rękę na dłoni Hana spoczywają-gać ręce na całą długość, aby ściskać kierownicę, ale jego wrażliwe oczy z nawiązkącej na rękojeści dzwigni drążka, a drugą musnęła bliznę na jego brodzie.- Trzydzieścirównoważyły te niedociągnięcia anatomiczne.nawet jeżeli łzawiły, jak w tej chwili.lat trwało, zanim przyzwyczaiłam się do starego.Thorsh starał się lecieć nad gęsto zalesionymi obszarami ogromnej wyspy.Wybie-- Ja też - oznajmił Han, nagle poważniejąc.rał trasę wiodącą między gałęziami najwyższych drzew, które wprawdzie splatały sięW dyszach wylotowych jednostek napędowych  Sokoła Millenium" ukazał sięnad jego głową, ale zapewniały mu osłonę.Silnik grawicykla pracował równomiernie zoślepiający błysk.Frachtowiec zatoczył łuk i skierował się w stronę opromienionejwyjątkiem chwil, kiedy trzeba było przechylać maszynę, żeby skręcić w prawo, boblaskiem dwóch słońc powierzchni Selvarisa.wówczas z jakiegoś powodu krztusił się i przerywał.Ze wschodu i z tyłu napływałodgłos silnika drugiego pojazdu, którego pilot także starał się obierać kurs między gę-stymi zaroślami.Więzniowie radziliby sobie lepiej, gdyby mogli lecieć nad samymujściem rzeki, ale pozbawieni osłony gałęzi drzew łatwo padliby łupem pokładowejbroni koralowych skoczków.Pilot jednego już dwukrotnie przelatywał nad ich głowa- James Luceno Jednocząca moc27 28mi, posyłając na oślep kule ognistej plazmy w nadziei, że będzie miał szczęście i trafi szczególne właściwości.Połowa roju leciała poziomo na różnych wysokościach, a dru-uciekinierów.ga śmigała z góry na dół i z dołu do góry.W wyniku ich pracy tworzyła się plecionkaW porannym powietrzu unosił się gęsty dym z płonącej roślinności.niczym gęsta kurtyna, która mogła - na ile Thorsh się zorientował - uwięzić grawicyklW pewnej chwili grawicykl wypadł spomiędzy zarośli na pozbawioną drzew rów- równie łatwo jak pajęczyna nocną ćmę.Wyciągnął nogi do tyłu i rozpłaszczył się naninę.Pokrywał ją biały, lekko różowawy słony piasek, na którym spędzały noce stada obudowie silnika.Siedzący za nim Bith pisnął z przerażenia, ale postanowił pójść wbrodzących w wodach Selvarisa długonogich ptaków.Pragnąc znalezć kryjówkę, zanim ślady pilota i przytulił się do jego pleców.na niebie pojawi się ponownie koralowy skoczek, Thorsh pokręcił rękojeścią dzwigni Thorsh przekręcił rękojeść przepustnicy do oporu i skierował grawicykl w miejsce,przepustnicy i skierował grawicykl w bok, w stronę najbliższego skupiska drzew.gdzie rosło stosunkowo niewiele drzew.Lecąc z prędkością przekraczającą dwieścieLedwo zdążył się między nimi schronić, usłyszał dziwny odgłos.W pierwszej kilometrów na standardową godzinę, pojazd rozerwał pierwsze nitki plecionki i wdarłchwili pomyślał, że do pościgu przyłączył się następny skoczek, dzwięk brzmiał jednak się w drugą kurtynę.Każda następna darła się z odgłosem brzmiącym jak wrzask.Le-inaczej.nie słychać w nim było złowieszczego syku, jaki wydawały yuuzhańskie po- cące w straży tylnej sieciożuki zderzały się z osłoną silnika niczym miękkie żywe poci-jazdy podczas lotu.ski, a bithański pasażer raz po raz krzyczał z bólu.W pewnej chwili grawicykl się zako-Thorsh wyczuł, że jego pasażer prostuje się na siodełku, jakby chciał rzucić wy- łysał, a repulsorowy silnik wydał ostry skowyt na znak protestu.Thorsh próbował od-zwanie niebezpieczeństwu zagrażającemu od strony mijanych drzew.zyskać panowanie nad maszyną szarpaną z boku na bok przez lepkie nici.Wreszcie- Czy to jest to, co mi się wydaje? - zapytał.postanowił zaryzykować i zwiększył pułap lotu, zaraz jednak na własnej skórze prze-- Wkrótce się przekonamy! - odkrzyknął Thorsh.konał się, że to nie był dobry pomysł.W najwyższych partiach dżungli czyhało na nichPonownie pokręcił rękojeścią dzwigni przepustnicy.Kiedy o niekompletną jeszcze grozniejsze niebezpieczeństwo: między rosnącymi wysoko gałęziami drzewowiewkę zahaczył podmuch wiatru, rozległ się głośny skowyt, a z oczu pilota znów gniezdziły się roje krwiożerczych igłoowadów.popłynęły łzy.Okazało się, że jego starania poszły na marne.Urządzenia odpowie- Wyciskając z przeciążonego silnika resztki energii, starał się nie zwalniać prędko-dzialne za dziwny hałas przeleciały nad jego głową.Zagłuszyły odgłos pracy silnika ści lotu i w końcu przedarł się przez ostatnią organiczną plecionkę.Lepkie nici, gotującgrawicykla, a potem go wyprzedziły.się na osłonie przegrzanego repulsora, wydzielały kłęby gryzącego dymu.Thorsh zaka-- Lav peq! - wrzasnął Bith.słał kilka razy, żeby się pozbyć nici z gardła, i zgarnął następne, które przesłaniały muThorsh słyszał już tę nazwę.W języku Yuuzhan Vongów oznaczała sieciożuki.oczy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ciaglawalka.htw.pl