[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Karczmarz dziwaczy.Perino ma widocznie powód, żeby nie ściągać na nas jego wzroku.Sądzę, że najlepiej zrobimy, jak się stąd zbierzemy po cichu, ale czym prędzej.Jakby napotwierdzenie obaw kapłana, karczmarz przywołał skinieniem dłoni dwóchosiłków, którzy kręcili się między gośćmi z miskami i dzbanami wrzątku.Dyskretnymruchem brwi wskazał im Perina, potem poszeptał z wyższym, nie podnosząc głowy znad lady.- Idziemy! - zakomenderował Ur.- A moja berodea? A kartofle? - Ido próbował pokonać rzeczywistość.- A twoje życie? - pytaniem odpowiedział kapłan.W mgnieniu oka pozbierali porozrzucane tobołki i, nie oglądając się na nikogo, wyszliz dusznej izby.Serce Perina rwało się do przyjaciół, ale postanowił grać dalej w swoją tajną grę.Obliczył w duchu, ile czasu zajmie im dojście do stajni i ponowne okulbaczenie koni.Założywszy nawet, że zrobią to szybko, minie prawie ćwierć klepsydry. A może zrobią to bardzo, bardzo, bardzo szybko? Ile wtedy? - zastanawiał się,zdenerwowany.Postanowił więc odsiedzieć jeszcze chwilę, dopóki karczmarz nie zajmie siękolejnymi gośćmi i potem po prostu dać drapaka.Na szczęście dla chłopca, do lady podchodził właśnie potężny jegomość ze swoimidwoma kompanami, i okazja mogła nadarzyć się wcześniej niż zamarzył.Tymas próbowałjeszcze co prawda mieć Perina na oku, ale kiedy tylko ów jegomość z plecami jakdwudrzwiowa szafa zasłonił karczmarzowi widok, błazen nie czekał następnej szansy.Drzwi gospody zamknął za sobą cicho, siląc się na spokój, a potem wypruł do stajni,jakby poszczuty psami.Zanim jednak zdążył dobiec do bramy, czyjeś silne ręce złapały gowpół i szarpnięciem wepchnęły w krzaki.Perino, błazen królewski, zwinny z natury jak małokto, wymknął się z tego objęcia, boleśnie wykręcając napastnikowi ręce, ale nie spodziewałsię ciosu w brzuch.Było ich zatem dwóch.Upadając bez oddechu na ziemię, Perino zauważyłcztery skórzane, grubo szyte ciżmy ubrudzone błotem.Bał się, że za chwilę któryś z tychbutów ponownie wyląduje na jego plecach albo brzuchu, zwinął się więc w kłębek, osłaniającuderzone miejsce, i jak kula potoczył pod nogi jednego z napastników.Gęste gałęzie zaroślinie pozwoliły mężczyznie uskoczyć w porę, więc podcięty zwalił się całym ciężarem naPerina.Ten jednak zdołał uniknąć przyciśnięcia, w ostatniej chwili odpychając się nogami odjego nogi i przewracając na drugi bok.Dwa wściekłe głosy wydusiły równolegle jakieś słowaprzekleństwa i Perino poczuł straszliwy ból w czaszce.Ktoś szarpnął go do góry za włosy,bez litości, zamierzając wyciągnąć z krzaków albo obić po twarzy.Wtedy właśnie przerażonychłopak usłyszał głos Ura.Nie był pewien, czy to nie halucynacje, bo ból w skroni niemalodbierał mu rozum, ale poczuł równocześnie, jak palce walczącego z nim człowiekarozluzniają uścisk włosów i jak ktoś inny w ostatniej chwili podtrzymuje mu ręką głowę,chroniąc ją przed uderzeniem o ziemię.Przez załzawione oczy zobaczył nad sobą wściekłątwarz Ariela.Ale tylko na moment, bo zaraz zniknęła, a wraz z nią w odgłosach bijatykiutonął jego głos.Perino, ledwie łapiąc oddech, wstał z trudem na kolana.Obmacał obite żebra.Byłycałe, głowa też.Podniósł się więc na nogi i chwiejnym krokiem wychynął z zarośli.Dwóchparobków Tymasa leżało za tylną ścianą stajni, jęcząc, z twarzami w błocie.Ido i Arielsiedzieli już na swoich koniach, a Ur wyciągał właśnie do Perina ręce, żeby pomóc mu wspiąćsię na siodło.Kosztowało go to kolejny, duszący ból w żołądku, ale dał z siebie wszystko.Namoment bezwładnie oparł głowę na końskiej grzywie.- Dasz radę, synu? - głos Ura działał jak balsam.- Muszę.- odpowiedział Perino, włożył rzuconą mu kurtę i z trudem wsunął nogi wuparcie zaplątane strzemiona.Ruszyli z kopyta.Nie na gościniec jednak, lecz w las.Ariel jadący jako ostatni przezcały czas odwracał się za siebie, sprawdzając, czy nikt ich nie goni albo nie śledzi.Pościgunie było jednak.Na razie.Deszcz lał się bowiem z nieba strumieniami tak gęstymi, że każdy,kto rozsądny, umknął na ten moment do karczmy albo do własnej chaty.A parobkowieTymasa leżeli pewnie wciąż w błocie za tylną ścianą stajni, czekając, aż ich ktoś znajdzie, apotem pozbiera po kawałku.I oby czekali jak najdłużej! Ariel pomyślał o Urze.Pierwszy razwidział go w takiej akcji.Może i był kapłanem.No, był na pewno, ale co on robił przedtem?Bił się jak zawodowy rycerz.W zapasach dotrzymałby kroku chyba samemu Damokleusowi.Chociaż i on, Ariel, dał z siebie wszystko.Kiedy zobaczył Perina szarpanego za włosy, miałochotę nawet.Z pamięci księcia przypłynęły teraz słowa Ida i scena ze Wschodnich Lasów:Perino uciekający przed nimi w noc, i te pytania.Jakże naiwne zadawał wtedy pytania! Coodpowiedział mu Ido? W życiu każdego chłopca przychodzi taki moment, kiedy powinienudowodnić nie tylko całemu światu, ale przede wszystkim samemu sobie, że jest już gotówzostać mężczyzną.Najbardziej jednak podłe wydaje się to, że dziewięciu na dziesięciu z nasmusi zdać ten tak ważny egzamin nie przed Tym Samym, ale przed Gedesem.Perino nie byłwybranym.On należał do grupy dziewięciu.I walczył sam. yle.- myślał Ariel, ponownie oglądając się za siebie - pogoni wciąż nie widać, alezostawiamy za sobą takie ślady, jak byśmy byli w przedniej straży patrolu prowadzącego doboju całą armię! Dziecko za nami trafi.Aąka podmokła.Konie grzęzną.Po chwili wjechali jednak w iglasty las.Tam kępy mchu nie zdążyły jeszcze nasiąknąćjak gąbki.Między drzewami były też kamienne łachy, na których twardo dzwięczały końskiekopyta.Gościniec zupełnie zniknął im z oczu.I właśnie wtedy, kiedy w głowie księciazaświtała nadzieja, że może znowu jakimś cudem im się uda, koń Perina stanął gwałtownie, ajezdziec zsunął się z niego na kolana, prosto w błoto.Stanęli wszyscy.Perino na pewno miał gorączkę, bo mówił od rzeczy i ledwieutrzymywał równowagę, kiedy go podnosili z ziemi.Nie wymiotował jednak ani nie plułkrwią, z czego Ur wywnioskował, że niebezpieczeństwo, które mu grozi, nie jest śmiertelne.Poza tym, oparty na ramionach Ariela i Ida, na wpół leżąc, nie reagował jękiem na lekki uciskbrzucha.Uciekał tylko kapłanowi spod rąk.Po odwinięciu mokrego okrycia i niemal tak samomokrej koszuli obejrzeli też dokładnie klatkę piersiową i żebra.Chyba wszystko było wporządku, na ile mogło po takim obiciu.- Może napięcie, a może dostał gorączki po prostu od deszczu?.Ale i tak będziemymusieli poszukać jakiegoś bezpiecznego schronienia i pozwolić mu odpocząć.- Ur zdesperacją rozłożył ręce.- To niewiele da
[ Pobierz całość w formacie PDF ]