[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Raz na zawsze skończyć, jak cztery miliony trupów zgnije, ziemia dlanas po tym gnoju lepiej rodzić będzie. A co tam o nas historia napisze? zapytał Baron. I historia i historycy niech sobie mażą co zechcą, aby my zwyciężyli, a mielipieniądze i siłę, potrafią nas zrobić bohaterami! Car nasz ma dosyć złota, żebysobie kupił takich, co jak na rozum wezmą, pokażą, żeśmy wielkiego dzieładokonali. I rozśmiał się dziko.Odgadł niechcący, co wkrótce całe dziennikarstwo moskiewskie uczynić miało.**Po wyjezdzie Naumowa z Warszawy, Magdzia i Lenia widząc prześladowaniezwiększające się, a Matkę chorą i potrzebującą spoczynku postanowiływyjechać do jednego z braci, który na wsi był od niedawnego czasu zamieszkał.Spadła nań maleńka posiadłość w Płockiem po żonie.Zdawało się kobietom, żedalej od ogniska, mniej moskiewskiego ucisku ponosić będą.Miały też może namyśli i to, że w razie jakichś w kraju wypadków użyteczniejszymi będą, naprowincji.Może zresztą Magdzia nie przyznając się do tego, karmiła jakąśnadzieję, że tam prędzej Naumowa zobaczy.Wyruszyły więc z Warszawy,żegnając ją nie bez tęsknoty, bo do tego życia miejskiego były przywykłe inigdy innego nie znały.Najdalszym punktem ich wiejskich wycieczek, bywałyBielany, Mokotów, Wilanów, a rzadko kiedy Jeziorna i Miłosna.W tymwiejskim życiu, tak od miastowego różnym wszystko dla nich pełne byłopodziwu i tajemnic, zachwycały się naturą, znaną im więcej z książek, niż wrzeczywistości, podziwiały wieśniaka, którego dotąd widywały tylko na targachi w powieściach Gregorowicza.Prawdziwe lasy, szerokie pola, krajobrazynieumyte, niewygracowane, wydały im się olbrzymimi i dzikimi, a gdy przyszłoobeznać się z jednej strony z obfitością wiejskiego życia, z drugiej z jegoprostotą, musiały odbyć nowicjat, który dla wesołych dziewcząt był nieustannązabawką.Wioseczka Pani Feliksowej Bylskiej była maleńką, ale jedną znajszczęśliwiej położonych w okolicy.W gruntach niezłych piaszczystych, nadspławną rzeką, z pięknym laskiem i starożytnym szlacheckim dworkiem,otoczonym lipami, z którego widok sięgał daleko na zielone łąki, pola i lasy.Niebyło blisko miasteczka, ale wiosek dokoła i osad, co niemiara.Dwór panowałokolicy, a że niegdyś musiał być większych posiadłości ogniskiem, należał dońkościołek parafialny i plebania, stały one w drugim końcu wioseczki,malowniczo jodłami i brzozami otoczone.Pan Feliks Bylski równie nowy wiejskiemu życiu jak jego rodzina, a mało codawniej osiadły na wsi, z niezmierną gorącością brał się do gospodarstwa, zktórego sobie złote góry obiecywał.Jego żona, maleńka żwawa kobiecinaśmiejąca się nieustannie, jakby ciągle chciała białe ząbki pokazywać, kręciła sięrazem z nim koło domu, a wielka jej praca więcej wyglądała na zabawkę niż natrud gospodarski.Lenia i Magdzia wpadły tu właśnie w chwili, kiedy się wszędzie rozrastałopowstanie.Lasy naówczas jeszcze rojące się ludem, a tym samem pełneświetnych nadziei, nadawały tej wiośnie urok podwójnie odradzającego siężycia.Z wioski do wioski biegały bryczki, konni posłance, i tajemnicze snułysię postacie, kunsztownie podobierane, tak aby Moskal w nich żadnej złej myślinie dopatrzył.Wioseczka Pani Feliksowej leżała z dala od wielkich traktów nauboczu i rzadko mogła widywać Moskali, co ją czyniło dogodną do naradczłonków organizacji narodowej i tworzących się sił zbrojnych.Feliks równiebył gorliwym patriotą, jak nieboszczyk Kuba, ale inne miał pojęcia o środkachjakich przeciw nieprzyjacielowi użyć należało.Sam on przygotowywał się siąśćna koń, a młoda żona i matka nie mogły go powstrzymać żadnymiprzedstawieniami, że inaczej daleko być może sprawie użyteczniejszym.Aatwosię domyśleć, że przy takim usposobieniu Feliksa i dogodnym położeniu wioski,dwór ciągle był pełen i sąsiadów i dalekich gości i mnogich posłów pędzącychna wszystkie strony.Panny cały dzień robiły szarpie i bandaże, szyłychorągiewki, a Pani przysposabiała zapasy dla mogących przyjść liczniejszychgości.Oprócz tego natłoku przewijających się nieustannie ludzi, codziennymbył jeszcze ksiądz proboszcz, staruszek dziwnie wyglądający na wiejskimprobostwie.Stworzonym on był nie na duchownego naszych czasów i nie naskromnego plebana maleńkiej wioski.Może właśnie dlatego rzucono go w tenoddalony kątek, że obawiano się gdzieindziej.Był to człowiek surowychobyczajów, apostoł ducha ewangelii, ale zbyt mało przywiązujący się do jejlitery i do zewnętrznych obrzędów, które zwykle więcej są szanowane, niż sameprawdy Ewangeliczne.Ksiądz Ziemba miał już lat sześćdziesiąt kilka, aletrzymał się prosto, był zdrów, czerstwy i silny.Głos miał mocny, wejrzeniejasne, twarz niepiękną, ale poważną, życie wiejskie i praca ciężka wyrobiły wnim siłę, jaką mało młodych pochwalić się mogą.Pamiętał on dość dawne czasybo się urodził w początku tego wieku, który się począł zupełnym Polskiupadkiem.Jak Jeremiasz bolał on nieustannie nad nieszczęściami ojczyzny, alenie tyle je przypisywał złości sąsiadów i przewrotnym ich spiskom, co własnejwinie Polaków, którzy pierwszy napad na całość kraju z dziwną obojętnościąprzyjęli. Grzechy nasze nas zgubiły, mawiał ksiądz Ziemba, jesteśmy dziś garścią, bogarść tylko chciała mieć wszystko dla siebie! Samolubstwo zgubiło Polskę, a cico ją przejedli, przepili, przehałasowali, zdadzą z niej przed Panem Bogiemrachunek
[ Pobierz całość w formacie PDF ]