[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Sprawdził pan.- Oczywiście.Przecie\ oszustów z fałszywymi papierami spotkać mo\na w najmniejoczekiwanych miejscach - staruszek spowa\niał.- A najgorsze jest to, \e oni wyglądają najczęściejna ludzi godnych zaufania - wyjął kieszonkowy zegarek i sprawdził godzinę.- Jak pan.Ale.Naczym to ja skończyłem z tą szafą?- Na tym, \e była wysoka i nie mo\na jej było ustawić na piętrze, bo sufit był za nisko.62 - Aha! Zmartwiło to Lucjana, bo gdyby została tam, gdzie stała, w zawalonej części karczmy,to z pewnością nocą ktoś by ją ukradł.Uradziliśmy więc, \e do czasu naprawienia dachu szafa staćbędzie u mnie.Lucjana nie ma, a ona została.Pózniej wyjechała ze mną do dzieci - staruszekwestchnął.- To ja ju\ sobie pomaleńku pójdę - mówiąc to wstał z krzesła, wziął kapelusz i ruszył wkierunku wyjścia.- Do widzenia- Podrzucę pana - zaproponowałem.Staruszek uśmiechnął się, obejrzał mnie krytycznym okiem od dołu do góry:- O nie! - pokręcił głową.- Dziękuję.Nie ma powodu.Poza tym, jak na mój gust, jest panzbyt niepozorny na to, \eby mnie dobrze podrzucić i bezpiecznie złapać.Pogruchotałbym się opodłogę.- zaśmiał się pukając laską w parkiet.- Ale podwiezć mnie do domu pańskim wehikułempozwalam.Słońce schowało się za lasem.Nastał zmierzch.Nic nie zapowiadało wydarzeń, które miałynastąpić tej nocy.W zajezdzie  Pod Czerwonym Kapturkiem rozpoczął się kolejny, normalny wieczórobsługiwania póznych gości.Pani Kasia wraz z innymi kelnerkami krzątała się po salirestauracyjnej.Nad zastawionymi stołami unosiły się najsmakowitsze zapachy kuchni polskiej.Przy stołach toczyły się głośne i ciche rozmowy.Najgwarniej zachowywały się młodzie\owe grupywycieczkowe.Tadeusz urzędował w recepcji, uprzejmie przyjmując poszukujących noclegu i \egnającwyje\d\ających.Jego \ona, w gabinecie na piętrze, jak zwykle grzebała się samotnie w fakturach,zleceniach i innych papierach.Nikt z gości zajazdu nie wiedział, \e w tym samym czasie w  Pokoju Francuzów dobiegałakońca sekretna odprawa siedmiu uczestników nocnej akcji, którą opatrzyliśmy kryptonimem Kret.Po przedstawieniu i przedyskutowaniu wszystkich drobiazgów organizacyjnych, zasadbezpieczeństwa, mo\liwych przebiegów wydarzeń i naszych reakcji na nie, spytałem:- Czy coś przeoczyliśmy?- Oczywiście! Nie ustaliliśmy, kiedy wzywamy policję - zauwa\ył Bolek.- Chyba niezamierzamy dokonać samosądu na złapanych?.- Jakich złapanych? - zdziwił się Paweł.- Chwileczkę.Celem tej zasadzki ma byćnamierzenie wejścia do podziemnego labiryntu i skuteczne przepłoszenie kopaczy, \eby ju\ nigdywięcej tu nie wrócili.Czy tak?- Tak.- przytaknąłem.- Mają zwiać, gdzie pieprz rośnie, z wdzięcznością w sercach, \e tymrazem jeszcze nie wezwaliśmy policji!- A je\eli nie zwieją? - uśmiechnął się Edek.- Wystarczy, \e pozwolimy im wejść spokojnie pod ziemię.Niech sobie wejdą i zajmą siękopaniem, myśląc, \e nikt ich nie obserwuje.A jak ju\ będą zajęci pracą w tunelu, zamkniemy odzewnątrz wejście do tunelu.Wtedy znajdą się w potrzasku - stwierdził Wilhelm Tell.- Czy i kiedyich wypuścimy, będzie zale\eć od nas.Zanim pozwolimy im wyjść, wykorzystamy naszą przewagędo pogadania z nimi.Od przebiegu i wyników rozmowy uzale\nimy to, czy wezwiemy policję.Sądzę, \e nocni kopacze, \eby uniknąć interwencji organów ścigania, pójdą na współpracę z nami.Stanęło na tym, \e realizujemy pomysł Wilhelma Tella.63 W tym samym czasie w pokoju jednego z łom\yńskich hoteli Edyta i Teo w skupieniusłuchali swojej córki Anny, czytającej głośno rękopis Adama.Nie wiedzieli jeszcze, \eposzukiwana przez Edytę szafa ze skrytką w podłodze ocalała i jest przechowywana przezstaruszka.Z zapisków Adama dowiedzieli się ju\ o przybyciu trzech napoleońskich grenadierów dokarczmy Jana.Przed nimi była lektura opowieści Joachima i obszernej, nieznanej mi niestety, resztymanuskryptu.Centrum dowodzenia akcją i naszą bazę umieściliśmy w  Pokoju Francuzów.Wyznaczyliśmy trzy dwuosobowe patrole.Dwa z nich, wypoczywający i czuwający, miałyprzebywać w bazie.Trzeci miał patrolować punkt obserwacyjny.Co dwie godziny miałanastępować zmiana patroli.Do dyspozycji mieliśmy boczne wyjście z zajazdu.Aączność zapewniały nam komórki.Ichu\ycie ograniczyliśmy do niezbędnego minimum.Obowiązywała cisza w eterze.Sygnały miały byćwysyłane na moją komórkę.Krótki oznaczał pojawienie się kopaczy.Długi powiadamiał o wejściukopaczy pod ziemię lub o sytuacji wyjątkowej, wymagającej natychmiastowej interwencjiwszystkich dorosłych w miejscu akcji.Pierwsza zmiana przypadła Pawłowi i Wilhelmowi Tellowi.Zaczęła się o dwudziestej trzecieji przebiegała spokojnie.Wybrany przez nas punkt obserwacyjny mieścił się niedaleko miejsca, w którymprawdopodobnie znajdowało się zamaskowane wejście do podziemnego labiryntu.Widać było zniego trawnik za zajazdem i pulsujący światłem budynek zajazdu.Las te\ był widoczny, ale bezszczegółów, bo nie był oświetlony.Paweł siedział na kamieniu pod jałowcem.Co jakiś czas wstawał, robił cichy obchód  naciemniaka i wracał, wygwizdując cichutko stare piosenki harcerskie.Wilhelm Tell miał trwać w jednym miejscu.Wlazł więc na pobliskie, rozło\yste drzewo.Rozsiadł się wygodnie na wygiętym, grubym konarze, oparł plecy o pień, wbił wzrok wnieprzeniknione ciemności lasu i wytę\ył słuch.W prawej ręce ściskał latarkę, którą mógł włączyćtylko w krytycznej sytuacji.W centrum dowodzenia Wiewiórka i Sokole Oko nie mogli zasnąć.Prze\ywali udział w akcji.Bolek smacznie spał, chrapiąc i mlaskając na przemian.Miał dopiero trzecią zmianę.- Nic wa\nego nie zaszło! - zameldował ze śmiechem Paweł po powrocie jego patrolu docentrum dowodzenia.- Tylko Edek i Sokole Oko wlezli po drodze w je\yny i trochę siępozahaczali.Nagle rozległ się długi sygnał w mojej komórce.Nie był poprzedzony krótkim, oznaczającympojawienie się kopaczy.- Długi sygnał! - szarpnąłem delikatnie Bolka.- Coś się stało za zajazdem!Ku mojemu zaskoczeniu Bolek natychmiast wstał, zarzucił na ramię apteczkę, złapał latarkę ibez słowa ruszył z Pawłem i ze mną do wyjścia.Po chwili zanurzyliśmy się w atramentowych ciemnościach.W strumieniu światła latarkizobaczyliśmy Edka.- Co się stało? - spytałem Edka.- A co się miało stać? - zdziwił się.64 - Wysłałeś długi sygnał? - spytał Bolek.- Nie wysyłałem \adnego sygnału - zaprzeczył zdziwiony Edek.- Mo\e Sokole Oko? - spytałem.- Właśnie.A gdzie on jest? - zaniepokoił się druh komendant.- Gdzieś w okolicy.To znaczy w punkcie obserwacyjnym na czatach.- odpowiedział Edek.- Odłączyłem od niego, \eby sprawdzić, kogo tu licho niesie nocą i trafiłem na was.- Zaraz.- wtrącił się Paweł.- Czy to oznacza, \e Sokole Oko te\ nie wysyłał długiegosygnału?- Zgadłeś - przytaknął archeolog.- To kto dał długi sygnał? - pomyślał głośno Paweł.Wycisnąłem numer komórki Sokolego Oka.- Gdzie jesteś? - spytałem, gdy się zameldował.- Obok.- Widzisz nas?- Niewyraznie.Ale jak zaświeci księ\yc.- Zapomnij o księ\ycu i poświeć komórką w naszą stronę.Parę kroków od nas zamigotał zielonkawy, jasny prostokącik.- Druh Edek powiedział, \e doprowadził was do punktu obserwacyjnego.- A co? Nie? - zaniepokoił się archeolog.- Nie! - zachichotał Sokole Oko [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ciaglawalka.htw.pl