[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Usiadł przelękły w nogach łóżka, złożył ręce i zadumał się.okoAleksego przeczuło go, znalazło i zdawało się poznawać, bo się niespokojnieporuszył na łóżku.Na próżno pózniej usiłowano odprowadzić głuchoniemego; uparł się z właściwąsobie mocą charakteru pozostać tu koniecznie i znakami Antoniemu kazałsiostrze i bratu powiedzieć, że nie odstąpi tego, który przy nim tyle ciężkichgodzin przepędził.Tak więc u łoża Drabickiego stary Junosza i Emil tylkoczuwali; Greber, który z prezesem i panem Albertem grał w preferansa dzieńcały, pokazywał się kiedy niekiedy z humorem, jaki u kart zaczerpnął, i prędkoodchodził, za każdym razem zlewając się wódką kolońską i okadzając saletrą.Nadszedł nareszcie dzień stanowczy i kryzys wskazała, że chory wyżyje; po niejpolepszył się stan jego, wróciła powoli przytomność, ale z nią razem gwałtownepragnienie powrotu do %7łerbów, którego się domagał co chwila.Pani Drabickanic dotąd nie wiedziała o chorobie syna.Junosza dwa razy był u niej i pobożnieskłamał, że Aleksy w dalszą podróż, w której go interes wstrzymywał, odjechał.Byłaby przybiegła do łoża chorego, o którego instynktowo niepokoiła się, samanie wiedząc przyczyny.Emil płakał i siedział przy nim nieodstępny, co prezesaniecierpliwiło niezmiernie.Nareszcie na nalegania jego, Greber, posłuszny, dozwolił, wybrawszy dzieńciepły, w karecie noga za nogą przewiezć go do %7łerbów.Junosza poprzedził tenkondukt smutny i niespodziewany, chcąc przygotować panią Drabickę.Ujrzawszy go po raz trzeci, wyszła naprzeciwko niego stara. A co Aleksy?  zawołała  czyż jeszcze nie powrócił? Jeszcze pozawczoraj  odpowiedział Junosza  ale chory trochę!  Chory! a czemuż mi o tym nie mówisz?  zawołała, porywając się, matka cóż to ja dziecko, żebyście mi się lękali powiedzieć, co się z nim dzieje? Jawiem, jak to tam po panach o chorego dbają: nie zabraknie mu pewnie anidoktora, ani lekarstwa, ani jadła i napoju, ale kto tam pilnować, kto go tampodtrzymywać będzie i.cieszyć? Aleksy jedzie już tu  rzekł Junosza  za godzinę będziesz go pani miała,pokój tylko wyporządzić potrzeba, niech się Jaś wyniesie. Alboż tak bardzo chory?  badającym wzrokiem i usty drżącymi zapytałamatka. Był mocno i niebezpiecznie słaby, nie będę taił  odpowiedział stary  dziśjest lepiej. A! Chryste, mój Jezu! i mnieście! mnie! matce, nic nie mówili!  krzyknęłaDrabicka. Ja czułam, że się coś stało.śnił mi się co nocy, blady, straszny,jakby wzywał pomocy mojej!Chwilę zdawała się przygnieciona i bezsilna, ale nigdy w niej czułość niezabijała uczucia obowiązku i sił do czynu nie odbierała; rzuciła się zaraz dowyporządzenia pokoju, do słania łóżka, płacząc oczyma, a usty dając rozkazy. Tylko mi się pani tak nie obawiaj i nie niepokój  rzekł Junosza po chwili byłem przy nim w ciągu całej choroby, nie odstąpiłem go ani na krok, byłEmil Karliński, był doktor. A reszta? a reszta? zapewne ani się dowiedzieli?  zawołała Drabicka domyślam się! Teraz go się pozbywają radzi, gdy się dla nich pracą, a może ichniewdzięcznością zamęczył.Junosza, który wszystko wiedział, nie otworzył ust: ale instynkt matki zgadywałdzieje tej choroby.Zaledwie w ulicy pokazał się powóz, Drabicka wybiegła przeciwko niemu, nicjej wstrzymać nie mogło; inni sąsiedzi powychodzili także z ciekawością patrzećna powolnie wlokącą się karetę. Patrz no! patrz!  rzekł, puszczając dym z cygara, pan Pryscjan Prus-Pierzchowski  odwożą nam pana Aleksego w karecie.To słyszę całahistoria! zamęczył się, zagryzł.dobrze mu tak, niech by się z panami niewdawał! Tere fere  podchwycił pan Jacek Ultajski zza płotu  a dlaczego toasindziejowi także chciało się bywać w Karlinie i sam mówiłeś, żeś się tam miałprezentować? Ja?  rozśmiał się pan Pryscjan  gdybym chciał, to bym był to zrobił! Cowaćpan myślisz, przecież takim dobry, jak pan Drabicki, ale ja znam panów! Cztery konie, foryś, żółta landara, dwóch ludzi do przytrzymywania.żebymwszystko zapamiętał i żonie powiedział! bo się pytać będzie  szepnął dosiebie Józafat Butkiewicz. Dobrze mu tak!  mruczał pan Mamert, stojąc w ganku z fajką i poglądającna wolno posuwającą się karetę  ha! a nie chciał sąsiadowi wygodzić i drzewasprzedać! Otóż to tobie, serdeńko, przyjazń z panami!  A to co?  przecierając oczy i wylatując ze spichlerza, w którym był trochęusnął po śniadaniu pan Teodor  co to jest? czego oni tak powoli jadą? kto to?nikt nie wie!  I poleciał w kamizelce do Pryscjana. Nie wiesz, co to? To Drabickiego tak tryumfalnie odwożą  odparł Pryscjan  zachorował, achorych tam nie potrzebują. Aleksego, mówisz? karetą! Cóż to jemu? przepił się czy co?  spytałTeodor, nie pojmując, by na świecie inny nad butelkę mógł być powód słabości. Pewnie się przepił!  mówił dalej do siebie  miał klucze od starki, toniebezpieczna rzecz! ale wygodna! pił, pił i zapił się.Ale głupi by był, żeby do%7łerbów choć baryłki z sobą nie wziął.jak pozdrowieje, dowiem się.Paradnastarka!Wyleciała i pani Celestynowa z Madzią na ulicę. Panie Pryscjanie!  zawołała  co to jest? kto to pojechał?Pryscjan skłonił się, ale trzymał z daleka. To Drabickiego powiezli!  rzekł krótko. Jak to powiezli? umarł? Tyle że żywy! ale bardzo chory! A! jaka szkoda, tak był wyładniał, tak dobrze wyglądał! co to się mu stało? Słyszę  rzekł, zbliżając się do wdowy, Ultajski  zwyczajnie jak z tymipanami: prezes go zbeształ, ten to wziął do serca; na co takie rzeczy brać doserca! at! młokos  i jak padł, tak dostał t y f u s a! Ot co!A ja go przestrzegałem, co Karlińscy; gadają słodziutko, ale pazurki mają!Gdy tak sąsiedzi gwarzyli, Drabicka szła przy powozie z okiem suchym i piersiąwzdętą wzruszeniem, słowa nie rzekła; łzy jej się spiekły na oku.rada była coprędzej ujrzeć syna i nie śmiała.Cofnęła się, gdy go ujrzała [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ciaglawalka.htw.pl