[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zdawałoby się, nic łatwiejszego! Dosyć jest mieć asortyment waliz, koszów, pasów rzemiennych, by odpowiednio do potrzeby wybrać zeń należyte opakowanie.W istocie zaś nie tak łatwo to urządzić.Zajeżdża, np., komiwojażer do przygotowanego ula niego mieszkania.Oprócz tego interesu ma on do załatwienia jeszcze inne – musi się z tym lub owym towarzyszem zobaczyć w innym punkcie, musi zjeść obiad, po-winien się zastosować do warunków zajazdu, które to warunki często nie pozwalają na odebranie natychmiastowe przywiezionej walizki albo NASK IFPUG130Ze zbiorów „Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej” Instytutu Filologii Polskiej UGna zjawianie się powtórne w mieszkaniu zajazdowym.Nieraz z zajazdu bibuła nie może być wyekspediowaną do składu od razu, a komiwoja-żer musi śpieszyć do pociągu, by zdążyć na następną randkę.I oto w rezultacie asortyment już jest zepsuty, ta lub owa rzecz 'posiana”, jak się mówi w technicznym języku komiwojażerów.Takie wypadki zdarzają się na każdym kroku, a że wyjazdy z bibu-łą są częste, więc biedni komiwojażerowie są w wiecznej pogoni za walizkami, koszykami, paskami.Pieniędzy często brak na drogę lub jedzenie, więc kłopot jeszcze bardziej się zwiększa i komiwojażerowie często pożyczają u tego lub owego znajomego odpowiednią walizkę lub koszyk i wówczas oprócz innych interesów, leżących na ich głowie, powstaje nowy: odebranie i odwiezienie pożyczonej na czas pewien walizki.W dodatku, jeśli sobie czytelnik przypomni to, com mówił o trzecim pasie pogranicznym, zrozumie, że takie lub inne opakowanie bibu-ły ma swe znaczenie dla nadania pozorów odpowiednich wobec zielonych, stojących na dworcach i stacjach kolejowych.Pod tym względem są brane pod uwagę wszystkie właściwości danej walizki lub torebki podróżnej i specjalnie jest cenioną cecha, nie często się spotykająca, –mianowicie pakowność, tj.możność umieszczania wielkiej ilości bibu-ły przy zewnętrznych pozorach niedużej objętości.Jak wielką wagę przywiązują komiwojażerowie do swych walizek i torebek, wnioskować można z pewnego uosabiania tych martwych rzeczy.W języku ich walizki i torebki noszą nazwy „blondynek”, „brunetek”, „rudych face-tek” – stosownie do koloru skóry, która sianowi zewnętrzną stronę opakowania bibuły.Wobec tego, że te szanowne „panie” zwykle ulegają zaprzepasz-czeniu, czyli „posianiu” w zajazdach i składach, toczy się o nie wieczna wojna pomiędzy komiwojażerami i towarzyszami lub towarzyszka-mi, zarządzającymi powyższymi instytucjami.I oto do instrukcji, udzielanych sobie wzajemnie przez komiwojażerów, wciskają się nowe szczegóły.– A nie zapomnij pan – dodaje jeden z nich przed odjazdem drugiego – wyciągnąć z N.N.brunetkę, com ją posiał ostatnim razem.Wspaniała facetka: lekka, jak anioł, a pakowna, jak studnia! Taka mi jej szkoda, jakby mi rękę kto uciął.Te szelmy z zajazdu golowi ją nam zaprzepaścić na amen!Albo też do przeładowanej już szczegółami podróży głowy wyjeż-dżającego komiwojażera dodaje się jeszcze jeden szczegół: NASK IFPUGZe zbiorów „Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej” Instytutu Filologii Polskiej UG131– Słuchaj! jak będziesz w Zagłębiu, wstąp tam do X.U nich od dawna już leży posiana brunetka.Podła to sztuka i nic nie warta, ale pożyczyłem ją u Z.i ten ananas gwałtownie domaga się zwrotu.Trzeba być uczciwym w interesach, bo jak przyjdzie bieda, nie znajdziemy nigdzie pomocy.Zawieź ją chociażby do kogokolwiek w Warszawie, będzie potem łatwiej zrobić z nią porządek.Opisany wyżej system pośrednictwa jest, zdaniem moim, jedynym systemem, mogącym zabezpieczyć prawidłowe i stałe rozpowszechnianie druków nielegalnych w warunkach politycznych państwa rosyjskiego.Gdzie tych ogniw, łączących wytwórców z konsumentami, nie ma, tam nie może być i mowy o stałym dopływie bibuły – krwi ożyw-czej dla organizacji rewolucyjnej pod caratem.NASK IFPUG132Ze zbiorów „Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej” Instytutu Filologii Polskiej UGKOLPORTERKANajbardziej pierwotnym sposobem rozpowszechniania bibuły jest rozrzucanie nielegalnych wydawnictw.Sposób ten ma niezaprzeczenie swoje dobre strony.Przede wszystkim jest nadzwyczaj konspiracyj-nym.Znajdujący bibułę gdziekolwiek: na ulicy, podwórku, warsztacie lub fabryce – nie zna i nie widzi tego, który bibułę rozrzucał, i w razie złapania u niego książki niecenzuralnej ma łatwy i naturalny sposób usprawiedliwienia się przed władzą.„Znalazłem tam i tam” – brzmi lakoniczna, nikogo nic kompromitująca odpowiedź na żandarmskie rozpytywanie o bibułę.Następnie rozrzucenie daje się względnie łatwo uskutecznić i nie wymaga wcale istnienia szerszej organizacji kolporterskiej, ani też ob-szernych stosunków wśród ludzi, dla których bibuła jest przeznaczona.Przecie znacznie łatwiejszym i bezpieczniejszym jest rozrzucenie, dajmy na to, stu egzemplarzy jakiegoś wydawnictwa, niż posiadanie stu znajomych ludzi, którzy wezmą te egzemplarze z rąk do rąk.Idź i syp na prawo i lewo – recepta to nietrudna, a wykonanie jej uwarunkowane jest jedynie krótkotrwałym wyładowaniem pewnej energii u niewielkiej ilości ludzi.Wobec tego rozrzucanie nielegalnych wydawnictw partyjnych spo-tykamy wszędzie przy pierwszych krokach, stawianych przez organizację rewolucyjną.Jak ranie zapewniano, więcej, niż połowa nakładu„Robotnika” w początkach jego istnienia, w r.1894 i 1895, była rozsy-pywana wśród ludności fabrycznej i rzemieślniczej w głównych ogniskach przemysłowych Polski.To samo było z „Górnikiem, wydawa-nym przez PPS.dla Zagłębia Dąbrowskiego.Według relacji, otrzymanych przeze mnie co do Rosji i Ukrainy, i tam dotąd przeważa system rozrzucania wydawnictw – odezw i broszur rewolucyjnych – wśród ludu pracującego.NASK IFPUGZe zbiorów „Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej” Instytutu Filologii Polskiej UG133Jeden z towarzyszów, który pracował właśnie w tym pierwszym okresie ruchu w Zagłębiu Dąbrowskim, opowiadał o swych wrażeniach w sposób następujący:– Źle staliśmy wówczas pod względem organizacyjnym w Zagłę-biu.Ludzi w organizacji było bardzo mało, socjalizm też był ideą o tyle nową, że wśród robotników, stojących na dosyć niskim stopniu kulturalnym, trudno było go rozpowszechniać ustnie.Oswajaliśmy masy z„dobrą nowiną” socjalizmu przez rozrzucanie wydawnictw naszych w wielkiej ilości.Prawie co wieczór garstka nasza wychodziła na robotę.W kieszeniach każdy z nas miał kupkę najpopularniejszych broszur – głównie rozpowszechnialiśmy „Sprawę Górniczą”, specjalnie dla górników przeznaczoną.Każdy z nas znał wertepy Zagłębia, jak swoją kieszeń.Było to koniecznie potrzebnym, bo wypadało nam trafiać do określonych zawczasu punktów w nocy, omijając zarówno bardziej zaludnione miejscowości, jak doły i odkrywki kopalniane, w których łatwo kark skręcić.Chodziliśmy dla bezpieczeństwa parami i z góry określaliśmy dla każdej pary miejscowość, którą obejść należało.Dopiero nad ranem, po nużącej wędrówce po błocie dąbrowskim, przychodziło się do domu zmęczonym i wyczerpanym zupełnie.Wkrótce zaczęły krążyć legendy o tajemniczych ludziach, rozrzucających książeczki [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ciaglawalka.htw.pl