[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Grunt wydawał się skalisty, co utwier-dzało Sharpe'a, \e jest na stałym lądzie.Wokoło pachniałosianem, solą i wodorostami.- Byłeś wcześniej w Danii?- krzyknął w stronę pla\y.- Nie - odparł Baker.- Gdzie są te klucze? - spytał porucznik.- Sądzę, \e on mi ich nie dał.- Baker, zazwyczaj, do oficera nale\y się zwracać sir".Sharpe nie potrafił ukryć niechęci do tego człowieka.Wynikała bardziej z postawy Bakera oraz jego skłonności doprzemocy ni\ z nieumiejętności wykonywania obowiązkówsługi.Pogrzebał w swoim pakunku, wyjął wytrych i wróciw-szy na pla\ę, klęknął przy skrzyni.- Co pan robi, sir? - spytał Baker, z sarkazmem akcentującostatnie słowo.- Wyjmuję moje pistolety - powiedział Sharpe,przytrzymując kłódkę.Odwrócił się na dzwięk strzału.Musiał dosięgnąć fregatę,która odwracając się od lądu rozwijała przednie \agle.Po-cisk zdołał tylko rozerwać płótno \agla, za to odgłos strzałuuratował Sharpe'owi \ycie.Ujrzawszy błysk w ręce Bakera,100pojął, \e wielkolud chce zatopić nó\ w jego szyi.Zostawiającwytrych w kłódce, wstał z czworaków i zwrócił się w stronęnapastnika.Sypnął mu piachem w oczy i błyskawiczniewyciągnął szablę.Usłyszał szczęk naciąganego kurka.Do-brze wiedział, \e Baker, bez względu na hałas, u\yje broni,którą do tej pory ukrywał pod długim płaszczem.Sharpepodbiegł do wydmy, chwycił swój pakunek i pomknął popiaszczystym stoku, niknąc w ciemności rozciągającej sięza pla\ą.Od chwili gdy wystrzał i trzask rozrywanego \agla zwró-ciły jego uwagę, przestał myśleć.Reagował podświadomie.Teraz przykucnął na szorstkim piachu, obserwując, czy naszczycie wydmy nie pojawi się cień Bakera.Słodki Jezu! Ale\ był idiotą.Powinien zorientować się na-tychmiast, gdy tylko Lavisser oznajmił, \e Baker ma kluczeod kłódki, \aden normalny człowiek nie powierzy skrzynizłota słudze, zwłaszcza takiemu jak ten oprych.Lord Pumphrey miał jednak rację sugerując, \e w tejmisji jest coś dziwnego.Ale Sharpe nawet nie wyobra\ałsobie, \e sprawy mają się a\ tak zle.Lavisser chciał go za-bić.Czego jeszcze chciał? Na razie nie sposób było się tegodowiedzieć.Nie była to równie\ pora na rozmyślania, ponie-wa\ na szczycie wydmy pojawił się Baker z pistoletem wy-mierzonym w ciemność.Czekał na ruch Sharpe'a, po prostuczekał.Gęstniejąca mgła, spychana południowym wiatremw stronę morza, coraz bardziej ograniczała widoczność.Porucznik trwał w bezruchu.Daleko w głębi lądu rozle-gły się cztery uderzenia dzwonu.Słabe światło stłumiłanapływająca mgłę.Gdy Baker zrobił kilka kroków na północ, Sharpe zerwałsię i pomknął na południe.Zabójca usłyszał go, a o to muwłaśnie chodziło.Miał cichą nadzieję, \e Baker zdecydujesię na strzał z odległości.101Po pierwsze, w ten sposób jego pistolet byłby rozłado-wany, zaś ponowne nabicie zabrałoby mu trochę czasu.Podrugie, przez ten czas Richard zdołałby się dobrać się dostrzelca jak terier do szczura.Ale Baker nie był głupi.Niestrzelał, lecz starał się zbli\yć do uciekiniera na taki dy-stans, z którego by nie chybił.Sharpe przypadł do ziemi między dwiema niezbyt wy-sokimi wydmami.Mgła zaczynała przepuszczać pierwszeświatła brzasku, tłumiła szum wiatru i morskich fal.Bakerznowu stracił porucznika z oczu i na razie nie miał chyba\adnego pomysłu, gdzie go dalej szukać.Sharpe na tle nie-ba widział pochyloną postać tego sługi, typa od mokrej ro-boty.Baker nie był \ołnierzem, mógł przeszukiwać grunt,dziura po dziurze, co jednak w tych ciemnościach było ra-czej bezsensowne.Sylwetkę uciekającego mo\na było do-strzec, gdy się patrzyło w górę, bo wtedy odcinała się na tlenieba, patrzenie w dół nic nie dawało.Porucznik obserwo-wał toporną sylwetkę prześladowcy, następnie przeczesałpalcami piasek obok siebie i znalazł dwa kamyki.Jeden podrugim, rzucił je w kierunku południowym.Szmer spowo-dowany ich upadkiem zwrócił uwagę Bakera, który ruszyłw stronę, skąd doszedł ten dzwięk.Sharpe zawrócił napółnoc.Czołgał się na wprost, starając się omijać sztywnezdzbła traw, które mogłyby szeleścić.Znalazł dwa kawałkidrewna, rzucił nimi w pełną mgły ciemność, aby odciągnąćprześladowcę dalej na południe.Gdy tylko stracił z oczusylwetkę Bakera, wstał i przebiegł przez wydmę w stronępla\y.Chciał odnalezć wytrych, który gdzieś się zawieru-szył w podeptanym piasku.Przeszukiwał rozczapierzonymipalcami teren wokół skrzyni, ale nie mógł natrafić na tenmały metalowy przedmiot.Nagle usłyszał, \e Baker powra-ca
[ Pobierz całość w formacie PDF ]