[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W głębi jej duszy tkwiła nieustanna obawa jakichś zamieszek i buntów przeciw obcymprzybyszom.Czyż się coś stało? Serce jej zaczęło tłuc się niespokojnie.Ale zanim zdążyłauświadomić sobie obawy, ktoś zapukał do jej drzwi. Pani Fane!Poznała głos Waddingtona. Co się stało? Proszę, niech pani zaraz wstanie.Mam pani coś do powiedzenia.Wstała i zarzuciła na siebie szlafroczek.Otworzyła drzwi.Spostrzegła Waddingtona wchińskich spodniach i jedwabnym surducie, za nim boya z latarnią, w głębi trzech żołnierzyw mundurach khaki.Kitty zadrżała na widok zmieszanej twarzy Waddingtona.Włosy miałpotargane, jak gdyby dopiero co wyskoczył z łóżka. Co się stało?  wybełkotała. Proszę, niech pani stara się zachować spokój.Nie ma chwili do stracenia.Musi paniubrać się natychmiast i pójść ze mną. Ale co się właściwie stało? Czy jakieś rozruchy w mieście?Widok żołnierzy naprowadził ją na myśl o buncie; sądziła, że przybyli jej bronić. Mąż pani zachorował.Obecność pani jest niezbędna. Walter?  krzyknęła. Proszę, niech się pani nie denerwuje.Sam nie wiem dokładnie, jak się rzeczy mają.Pułkownik Yu przysłał do mnie tego oficera z prośbą, bym panią niezwłocznieprzyprowadził do Yamenu.Kitty patrzyła nań przez chwilę nieprzytomnie, czuła, że serce jej lodowacieje, po czym zawróciła ku drzwiom swego pokoju. Za chwilę będę gotowa. Przyszedłem w tym, w czym byłem.Zaledwie zdążyłem narzucić na siebie jakiś surduti wdziać buty.Kitty nie słyszała, co powiedział.Ubierała się przy świetle gwiazd, chwytając, co sięznalazło pod ręką.Palce jej tak zdrętwiały, że z trudem domykała zatrzaski sukni; owinęłasię w ten sam szal chiński, który miała wieczorem. Nie biorę kapelusza, chyba niepotrzebny. Nie.Boy przyświecał im latarnią, zbiegli prędko ze schodów i wyszli za wrota. Niech pani uważa, żeby nie upaść  rzekł Waddington  może mnie pani lepiej wezmiepod rękę.%7łołnierze szli tuż za nimi. Pułkownik Yu przysłał lektyki, czekają na nas na przeciwległym brzegu.Pośpiesznie schodzili ze wzgórza.Kitty nie miała odwagi zadać pytania, które przez całyczas drżało na jej ustach.Zdejmował ją lęk śmiertelny przed odpowiedzią.Dopiero, gdyprzybyli na brzeg rzeki, gdzie czekał na nich sampan z bladym światłem latarni na przodzie,zdobyła się na pytanie: Czy to cholera? Obawiam się, że tak.Krzyknęła i stanęła jak wryta. Niech pani się nie zatrzymuje, nie mamy ani chwili do stracenia.Podał jej rękę przy wsiadaniu do łódki.Przeprawa trwała niedługo, rzeka była prawienieruchoma; skupili się wszyscy na baku, kobieta z dzieckiem przywiązanym do biodrapopychała pojedynczym wiosłem łódz. Zachorował dziś po południu, to jest wczoraj  rzekł Waddington. Dlaczego nie posłano po mnie natychmiast?Mimo woli przemawiali do siebie szeptem.Poprzez ciemności Kitty odczuła intensywnyniepokój towarzysza. Pułkownik Yu chciał zaraz posłać po panią, ale Walter nie pozwolił.Pułkownik Yu przez cały czas jest przy nim. Pomimo to powinien był posłać po mnie.To jest brak serca z jego strony. Walter wiedział, że pani nigdy jeszcze nie była obecna przy wypadku cholery.To jeststraszny i wstrętny widok.Nie chciał narażać pani na coś podobnego. Bądz co bądz jest przecież moim mężem  rzekła z łkaniem w głosie.Waddington nie odpowiedział. A dlaczego teraz po mnie posłano?Waddington położył rękę na jej ramieniu. Droga pani, niech pani zbierze całą swoją odwagę, musi pani być przygotowana nanajgorsze. Odwróciła się z jękiem rozpaczy; trzej żołnierze patrzyli na nią, łyskając przerazliwiebiałkami oczu. Czy umiera? Wiem tylko to, co mi powiedział oficer przysłany przez pułkownika Yu.Jak mogłemwywnioskować z jego słów, nastąpiła zupełna utrata sił. Czy nie ma nadziei? Droga pani, obawiam się, że jeśli się nie pośpieszymy, możemy nie zastać go już przyżyciu.Wzdrygnęła się.Azy spływały po jej twarzy. Widzi pani, był tak przepracowany, że stracił zupełnie odporność.Wysunęła ramię spod ucisku jego ręki.Cichy, przerażony głos Waddingtona drażnił ją wnajwyższym stopniu.Dobili do brzegu.Dwaj chińscy kulisi pomogli jej wysiąść.Lektyki czekały na nich.GdyKitty wysiadała ze swojej, Waddington powiedział: Niech pani stara się zapanować nad swymi nerwami.Cała moc ducha będzie panipotrzebna. Niech pan powie tragarzom, by przyśpieszyli kroku.Otrzymali rozkaz najwyższego pośpiechu.Oficer wysunął się naprzód w swej lektyce, a mijając ich, zawołał na tragarzy.Kulisiszybko podnieśli lektykę Kitty i ruszyli prędkim krokiem.Waddington był tuż za nią.Człowiek z latarnią poprzedzał każdą lektykę.Biegiem wspięli się na pagórek; przywrotach stał dozorca z pochodnią.Oficer z daleka rzucił mu głośny rozkaz, dozorca otwarłpośpiesznie jedno skrzydło bramy, by ich przepuścić, krzyknął coś, gdy go mijali i tragarzeodpowiedzieli mu również okrzykiem.Wśród ciszy nocnej te gardłowe dzwięki w obcymjęzyku brzmiały dziwnie tajemniczo i przerazliwie.Posuwali się po mokrych i śliskichkocich łbach uliczki.Jeden z kulisów niosących oficera potknął się.Kitty usłyszałagniewny głos mężczyzny i piskliwą odpowiedz kulisa, po czym poprzedzająca ją lektykapomknęła szybko naprzód.Uliczki były wąskie, kręte i ciemne.Miasto umarłych! Szlijakimś wąskim zaułkiem.Na rogu skręcili, wbiegli po jakichś stopniach; tragarze zaczęlidyszeć ze zmęczenia, maszerowali w milczeniu długimi, szybkimi krokami; jeden z kulisówwyjął podartą chustkę i wycierał z czoła pot zalewający mu oczy; skręcali to w prawo, tow lewo, zdawało się, że błądzą w jakimś labiryncie.Tu i ówdzie poprzez zasunięte żaluzjesklepów majaczył jakiś leżący kształt nieruchomego ciała.I nie wiadomo było, czy świt gozbudzi, czy też zasnął na wieki.Puste, wąskie ulice czyniły dziwnie widmowe wrażenie, agdy nagle odezwało się głośne szczekanie jakiegoś psa, groza przeniknęła udręczone nerwyKitty.Nie wiedziała, gdzie się znajduje.Droga zdawała się nie mieć kresu.Czyż nie możnabyło iść prędzej? Prędzej.Czas ucieka, za chwilę może być za pózno. LXIIINagle, przesunąwszy się wzdłuż wysokiego białego muru, dotarli do wrót z dwiemabudkami strażniczymi po bokach i tragarze opuścili lektyki na ziemię [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ciaglawalka.htw.pl