[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Cud za-chodniej technologii i francuskiej pomysłowości, pomyślał Khaled.Potem zamknął oczy i zapadł w sen.22Martigues, Francjaom znajdował się w arabskim osiedlu robotniczym naD południowym krańcu miasta.Miał dach z czerwonychdachówek, zniszczoną, tynkowaną fasadę oraz dziedziniec zaroś-nięty chwastami i zaśmiecony połamanymi dziecięcymi zabaw-kami z plastiku w kolorze czerwonym, żółtym i niebieskim.Gabriel, wepchnięty przez zepsute frontowe drzwi, spodziewałsię zastać w środku zamieszkującą go rodzinę.Zamiast tegoznalazł splądrowaną siedzibę o ogołoconych z mebli pokojachi nagich ścianach.W środku czekali na Gabriela dwaj mężczyz-ni, obaj Arabowie, obaj dobrze spasieni.Jeden trzymał plas-tikową torebkę z nazwą supermarketu cieszącego się popular-nością wśród francuskich klas niższych.Drugi wymachiwałniczym maczugą trzymanym w jednej ręce zardzewiałym kijemdo golfa.- Rozbieraj się.Dziewczyna zwróciła się do niego po arabsku.Gabriel stał dalejbez ruchu z rękoma złożonymi na szwach spodni, jak żołnierz nabaczność.Dziewczyna powtórzyła rozkaz, tym razem bardziej sta-nowczo.Kiedy Gabriel nadal nie reagował, mężczyzna, który pro-wadził mercedesa, uderzył go mocno w policzek.Gabriel zdjął kurtkę i czarny sweter.Radio i broń już mu za-brano: dziewczyna wzięła je, kiedy byli jeszcze w Marsylii.Teraz230zlustrowała starannie blizny na jego piersiach i plecach, potemkazała mu zdjąć resztę ubrania.- A gdzie się podział twój muzułmański wstyd?Otrzymał drugi cios w twarz za bezczelność, tym razem wy-mierzony grzbietem dłoni.Z mroczkami przed oczyma zdjął butyi ściągnął skarpetki.Potem odpiął dżinsy i opuścił je na gołestopy.Chwilkę pózniej stał przed Arabami w samych slipkach.Dziewczyna wyciągnęła rękę i chwyciła gumkę od majtek.- To też - powiedziała.- Zdejmij to też.Bawiła ich nagość Gabriela.Mężczyzni komentowali jego penis,podczas gdy kobieta krążyła dokoła niego i oceniała jego ciało,jakby było rzezbą stojącą na cokole.Przyszło mu na myśl, żemusiał być dla nich legendą, bestią, która przychodziła w środkunocy i zabijała młodych wojowników.Patrzcie na niego, zdawałysię mówić ich oczy, jest taki mały, taki zwyczajny.Jakim sposobemudało mu się zabić tylu naszych braci?Dziewczyna mruknęła coś po arabsku, czego Gabriel nie zro-zumiał.Trzej mężczyzni zabrali się z nożyczkami i scyzorykamido jego porzuconych ubrań, rozrywając i tnąc je na strzępy.%7ładenszew, żadna lamówka, żaden kołnierzyk nie uszedł cało z rzezi.Bóg jeden tylko wiedział, czego szukali.Drugiego lokalizatora?Ukrytego nadajnika? Jakiegoś diabelskiego żydowskiego urządze-nia, które ich pozbawiłoby życia, a jemu pozwoliło uciec, dokądi kiedy by mu się żywnie spodobało? Przez moment dziewczynaprzypatrywała się temu niedorzecznemu zachowaniu z ogromnąpowagą, potem ponownie przeniosła wzrok na Gabriela.Jeszczedwa razy okrążyła jego nagie ciało, w zamyśleniu przyciskającmalutką dłoń do ust.Za każdym razem kiedy przed nim przecho-dziła, Gabriel patrzył jej prosto w oczy.W jej spojrzeniu byłajakaś chłodna rzeczowość, coś analitycznego i profesjonalnegozarazem.Gabriel spodziewał się niemal, że dziewczyna lada mo-ment wyciągnie minidyktafon i zacznie dyktować słowa obdukcji:pofałdowana blizna na górnej lewej ćwiartce klatki piersiowej231- rezultat kuli wystrzelonej przez Tarika al-Huraniego, niechAllah błogosławi jego imię; blizny o fakturze papieru ściernego,przebiegające przez znaczną część tułowia; pochodzenie bliznnieznane.Przeszukanie jego ubrań nie dało nic oprócz stosu strzępówbawełny i drelichu.Jeden z Arabów zebrał je i wrzucił na kratkękominka, po czym polał naftą i podpalił.Kiedy odzież Gabrielazamieniała się w popiół, raz jeszcze zebrali się dokoła niego: dziew-czyna naprzeciwko, dwaj Arabowie po bokach, ten, który był kie-rowcą, z tyłu za jego plecami.Arab po prawej leniwie wymachiwałkijem do golfa.Takie sytuacje rządziły się pewnym rytuałem.Bicie, jak Gabrielwiedział, stanowiło część misterium.Dziewczyna zainicjowała jeceremonialnym uderzeniem w twarz.Potem odeszła na bok i po-zwoliła mężczyznom odwalić najcięższą robotę.Dobrze wymierzo-ny cios kija golfowego ugiął mu kolana i posłał na podłogę.Dopiero wtedy zaczęła się prawdziwa zabawa: zaporowy ogieńkopnięć i ciosów pięściami, które zdawały się nie omijać żadnegocentymetra jego ciała.Udało mu się nie krzyczeć.Nie chciałdawać im tej satysfakcji, nie chciał także burzyć ich planów,alarmując sąsiadów, choć szanse, żeby ktokolwiek w tej częścimiasta specjalnie się przejmował trzema mężczyznami spuszcza-jącymi manto jakiemuś %7łydowi, były niewielkie.Aomot zakończyłsię tak nagle, jak zaczął.Nie był aż tak straszny: zdarzało mu sięzbierać gorsze cięgi w Akademii z rąk Szamrona i jego osiłków.Z twarzą obeszli się łagodnie, skąd wnosił, że musiał zachowaćjaką taką prezencję.Leżał, odpoczywając, na prawym boku, z rękoma osłaniającymigenitalia i kolanami przyciągniętymi do klatki piersiowej.Czułkrew na wargach, a jego lewe ramię zwisało zupełnie bezwładnie- skutek kilkakrotnego z rzędu przydepnięcia przez największegoz Arabów.Dziewczyna rzuciła mu przed twarz plastikową torbęi kazała się ubrać.Podjął szczerą próbę wykonania ruchu, ale nie232byt w stanie przewrócić się, usiąść czy podnieść rąk.Wreszciejeden z Arabów chwycit go za lewe ramię i dzwignął do pozycjisiedzącej.Jego uszkodzona ręka zbuntowała się i po raz pierwszyGabriel wrzasnął z bólu.To, podobnie jak jego nagość, wzbudziłosalwy śmiechu.Pomogli mu się ubrać.Najwyrazniej spodziewali się kogoś więk-szego.Jaskrawożółta koszulka z napisem MARSEILLES! biegną-cym przez pierś była o kilka rozmiarów za duża, białe parciankiza szerokie w pasie i za długie w nogawkach.Tanie skórzaneklapki z trudem trzymały mu się na stopach.- Możesz wstać? - zapytała dziewczyna.- Nie.- Jeśli zaraz nie wyjedziemy, spóznisz się do następnego pun-ktu kontrolnego.A jeśli spóznisz się do następnego punktu kon-trolnego, wiesz, co się stanie z twoją żoną.Przewrócił się na ręce i kolana i, po dwu nieudanych próbach,zdołał się podnieść.Dziewczyna dała mu kuksańca między łopatkii posłała go, zataczającego się, w stronę drzwi.Myślał o Leah,zastanawiając się, gdzie teraz jest
[ Pobierz całość w formacie PDF ]