[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chodziłem po kuchni,zastanawiając się nad tym, co robić. Pomożesz jej, prawda? powiedziała Lidia tonem me znoszącym sprzeciwu. Proszę, proszę błagała Rosa.Oświadczyłem, że są skończonymi wariatkami i że sam nie wiem, co mam z nimi zrobić.A jednak,mówiąc to, spostrzegłem przepełniający mnie, z każdą chwilą coraz większy optymizm.Początkowousiłowałem odsunąć od siebie to uczucie, ale zagościło we mnie na dobre.Kiedyś przeżyłem już cośpodobnego w stosunku do śmiertelnie chorej przyjaciółki.Pomyślałem, że mógłbym ją uzdrowić, leczw konsekwencji pozostawiłem ją w szpitalu na pastwę śmierci.Radziłem się nawet w tej kwestii donJuana. Oczywiście.Możesz ją wyleczyć i pomóc jej uciec z pułapki śmierci powiedział. Jak? spytałem. W bardzo prosty sposób odparł. Jedyne, co musisz zrobić, to dowieść jej, że jestnieuleczalnie chora.Ponieważ znajduje się w stanie terminalnym, posiada moc.Nie ma nic więcej dostracenia.Straciła już wszystko.Kiedy nie masz już nic, stajesz się odważny.Jesteśmy nieśmiali tylkowtedy, kiedy mamy jeszcze coś, czego możemy się uczepić. Ale czy wystarczy tylko jej tego dowieść? Nie.To doda jej sił, których potrzebuje.Potem musi odepchnąć od siebie chorobę lewą ręką.Musi wysunąć Przed siebie rękę zaciśniętą w pięść, jakby trzymała się klamki, i odpychając ją odsiebie, mówić: odejdz, odejdz, odejdz.Powiedz jej to.Skoro nie ma nic do stracenia, musi poświęcićkażdą sekundę reszty życia na wykonywanie tej czynności.Zapewniam cię, że może wstać i odejść,jeśli tylko chce. Brzmi to bardzo prosto powiedziałem.Don Juan chrząknął. Wygląda na bardzo proste powiedział ale takie nie jest.Aby tego dokonać, w twojejprzyjaciółce musi być nieskazitelny duch.Patrzył na mnie długą chwilę.Zdawał się mierzyć przepełniający mnie żal i współczucie, jakieżywiłem dla mojej przyjaciółki. Oczywiście dodał trzeba zacząć od tego, że gdyby był w niej nieskazitelny duch, nie byłobyjej tam.Powiedziałem o tym wszystkim przyjaciółce.Była już jednak zbyt słaba, żeby bodaj ruszyć ręką.W przypadku Josefiny do racjonalnego rozważenia przeczucia skłaniał mnie fakt, iż była onawojowniczką o nieskazitelnym duchu.Czy było możliwe pytałem siebie w myślach zastosowanietutaj tego samego sposobu?Powiedziałem Josefinie, że jej kłopoty z mówieniem były wynikiem jakiejś wewnętrznej blokady. Tak, tak, to na pewno blokada powtórzyły za mną Rosa i Lidia.Wyjaśniłem Josefinie, jak ma wyglądać ruch ręki, i stwierdziłem, że za jego pomocą przełamieblokadę.Wpatrzyła się w jeden punkt.Wyglądała, jakby wpadła w trans.Poruszała ustami, wydając ledwiesłyszalne dzwięki.Spróbowała wykonać ruch ręką, ale jej podniecenie było tak wielkie, że zaczęłabezładnie wymachiwać obiema.Starałem się skorygować jej ruchy, ale zdawała się tak bardzozamroczona, że nawet nie słyszała, co do niej mówię.Oczy zaszły jej mgłą i wiedziałem, że zarazzemdleje.Rosa najwyrazniej zdała sobie sprawę z tego, co się dzieje, chwyciła kubek z wodą ichlusnęła Josefinie w twarz.Josefina przewróciła oczyma, a potem zamrugała kilkakrotnie, jakbyprzywracając im zdolność widzenia.Poruszyła ustami, lecz nie wyszedł z nich żaden dzwięk. Dotknijjej gardła! wrzasnęła do mnie Rosa. Nie! Nie! zakrzyczała ją Lidia. Dotykaj jej głowy.To siedzi w głowie, idiotko!Złapała mnie za rękę, a ja niechętnie pozwoliłem, by położyła ją na głowie Josefiny.Josefina zadrżała i dobiegły nas słabe dzwięki.Wydały mi się bardziej melodyjne od nieludzkiegowycia, jakie prezentowała nam wcześniej.Rosa także musiała dostrzec tę różnicę. Słyszałeś? Słyszałeś? spytała szeptem.Wtedy jednak Josefina wydała z siebie serię dzwięków jeszcze bardziej groteskowych niżwszystkie poprzednie.Kiedy się uspokoiła, łkała przez chwilę, by po jakimś czasie znowu wpaść weuforię.Lidia i Rosa zdołały ją w końcu uspokoić.Dziewczyna upadła ciężko na ławę, najwyrazniejkompletnie wyczerpana.Ledwie była w stanie podnieść powieki, aby na mnie spojrzeć.Uśmiechnęłasię słabo. Jest mi tak strasznie, strasznie przykro powiedziałem, trzymając jej dłoń.Drżała.Zwiesiła głowę i znowu zaczęła płakać.Ogarnął mnie głęboki żal.W tej chwili byłem gotówoddać życie za to tylko, by mogła mówić.Wstrząsały nią spazmy szlochu, gdy czyniła bezskutecznewysiłki, by do mnie przemówić.Lidia i Rosa wydawały się przeżywać jej dramat z taką mocą, że ichusta wykonywały te same ruchy, co usta Josefiny. Na Boga, zrób coś! zawołała Rosa błagalnym głosem.Doświadczyłem pragnienia nie do wytrzymania.Josefina wstała i objęła mnie, albo raczejprzylgnęła do mnie w szale i odepchnęła od stołu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]