[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A jednak, kiedy odjechał, otoczony obronnym rombem Protektorów, pozostawił za sobąniepokój.Krucy, planujący wyruszyć na tyle wcześnie, by o świcie być ju\ na szlaku napółnoc od Terenetsy, dotrzymywali towarzystwa Darrickowi.Generał wyraznie nie byłzachwycony perspektywą podą\ania w ślady Stylianna. Jeśli napyta sobie po drodze jakichś kłopotów, to nam będzie dziesięciokrotnie trudniej,a na dodatek nie zorientujemy się, dopóki w to nie wdepniemy. To obierzcie inną drogę wzruszył ramionami Denser. Jasne, przecie\ są ich tu całe setki uśmiechnął się Thraun.Denser skinął głową i pociągnął \art dalej. No właśnie.W końcu to zupełny przypadek, \e my wszyscy wybraliśmy tę samą, mająctyle mo\liwości.Wokół ogniska rozległ się śmiech. Zaproponowałem tylko najbardziej oczywiste rozwiązanie usprawiedliwił się Denser. Chyba lepiej pozostań przy swojej magii powiedział Thraun i kolejny uśmiechprzeciął jego ostre rysy. A po diabła? Złodziej Zwitu chyba nie przydał się nam na długo, co? twarzXeteskianina wyra\ała gniew.Darrick zdecydował się nie reagować. Oczywiście, \e mo\na dotrzeć do Gyernath kilkoma ró\nymi drogami, tyle \ewszystkie, prócz jednej, wią\ą się z powa\nym ryzykiem dla koni i jezdzców generał roztarłręce i ogrzał je nad ogniskiem, choć nie było zimno. A kłopot z tą jedną jest taki, \e trzebabędzie ominąć z pół tuzina wiosek.Jeśli Styliann zamiast objazdu wybierze plądrowanie,mogę mieć powa\ne kłopoty, podró\ując do Gyernath jego śladem. To jedz z nami zaproponował Hirad.Darrick pokręcił głową. Nie.Nie będę nara\ał waszej misji.Tak czy inaczej, jakoś się wywinę.Zawsze mi sięudaje zachichotał. Na bogów, mówisz jak Hirad zauwa\ył Ilkar.Jego nastrój choć nadal ponury,rozjaśniła nieco informacja od Stylianna, \e Julatsa jeszcze nie padła.Dlaczego tak się niestało, pozostawało na razie w kręgu przypuszczeń, ale jak do tej pory kolegium przetrwało. Jak daleko jest stąd do zatoki? zapytał Hirad.Darrick wzruszył ramionami. No có\, na południe od Terenetsy droga przynajmniej na kilka dni staje się łatwiejsza.Powiedzmy, \e je\eli nikt nam nie przeszkodzi, będziemy bić Wesmenów za jakieś dziesięćdni generał odgarnął z twarzy i przygładził rozwiane wiatrem włosy. Do tego czasu powinniśmy być ju\ w Julatsie albo przynajmniej w pobli\u odezwałsię Bezimienny. W pobli\u tego, co z niej zostanie uzupełnił Ilkar. Nie mo\esz się połączyć z przyjaciółmi, którzy tam są? zapytał Darrick. Nie.Obawiam się, \e nigdy nie miałem okazji, by nauczyć się tego zaklęcia.Nie mazbyt wielu zastosowań dla maga będącego najemnikiem odpowiedział Ilkar. Ale i taknawet Styliann, który jest w tym bardzo dobry, nie mógł nawiązać kontaktu z nikim wewnątrzkolegium.Jego informacje pochodziły od maga ukrywającego się poza miastem. Więc skąd wiemy, \e kolegium przetrwało? zapytał Will. Poniewa\ Wie\a nadal stoi i nie słychać odgłosów walki.Darrick zmarszczył czoło tak, \e grzywka kręconych, brązowych włosów opadła muniemal na oczy. Nie mogę uwierzyć, \e tak po prostu zatrzymali się pod murami kolegium. Magia ich przera\a odpowiedział Ilkar. No i stracili wsparcie WiedzMistrzów.Samemury kolegiów napawają ich strachem, bo znają jedynie pogłoski na temat mocy drzemiącejza nimi.Poza tym sądzę, \e Rada zdołała jakoś wynegocjować impas.Nie wiadomo tylko, jakdługo to potrwa. Ten mag, z którym łączył się Styliann.Mamy jego pozycję? Mógłby się okazaćbezcenny spytał Bezimienny. To ona poprawił go Ilkar. Nie chciała podać dokładnej pozycji geograficznej, aleDenser zna odpowiednie ognisko many, \eby mo\na się z nią skontaktować. To dobrze.Po przekroczeniu zatoki, będziemy potrzebować ludzi takich jak ona. Ju\ to sobie wyobra\am powiedział Ilkar. Krucy prowadzą armię ocalałychJulatsańczyków do śmiałego szturmu na Wesmenów.A na ich czele Bezimienny elfwyciągnął rękę i poklepał wojownika po ramieniu. Myślę, \e to za du\o nawet dla nas, aledzięki za samą myśl.Bezimienny przeciągnął się i ziewnął. Nie ma się co śmiać.Jeśli wielu zdołało się wydostać, a na dodatek wieści odordovańskiej odsieczy oka\ą się prawdziwe, to być mo\e sami wyzwolimy twoje kolegium. Nadal sądzę, \e śnisz tylko piękny sen, Bezimienny. Bo i ju\ czas na to zakończył Darrick. Kładzcie się spać.Budzę was za czterygodziny.* * *Wycofanie się Wesmenów z powrotem do miasta dało baronowi Blackthorne owi i jegosiłom partyzanckim jedną wa\ną przewagę.Drogi do Gyernath były puste i bezpieczne.Wysłał więc tuzin szybkich jezdzców na południe, aby uprzedzić Radę o jego przybyciu.Niekorzystał z Połączenia, chcąc na wypadek ataku Wesmenów utrzymać magów w dobrejkondycji.Jego wiadomość zawierała te\ listę wszystkiego, co będzie potrzebne ludziom ikoniom, a tak\e zaopatrzenia.Nie zawierała za to uzasadnienia.Blackthorne wraz z powoli wracającym do zdrowia Gresse em znajdowali się w obozie,sześć dni drogi od Gyernath.Morale ludzi wzrastało, mieli konkretne zadanie i nieograniczało się ono, jak dotychczas, do minimalizowania strat.Mieli cel i to taki, w którywszyscy byli w stanie uwierzyć: odzyskać dom. Jak odbijemy Blackthorne, przyjdzie kolej na Taranspike odezwał się młodszy baron.Gresse uśmiechnął się i spojrzał na niego poprzez płomienie ogniska. Coś mi mówi, \e nasze priorytety zatrzymają nas jednak w okolicach zatoki Gyernath
[ Pobierz całość w formacie PDF ]