[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Może trzeba było kupić coś większego.zwłaszcza teraz.- Co masz na myśli?Monk podniósł wzrok na Graya.Jego twarz przybrała zupełnie nowy wyraz.Możnago było odczytać jako nadzieję zaprawioną niepewnością.- Kat jest w ciąży.Gray aż podskoczył.- Co? Jak?- Chyba wiesz jak.- Chryste.moje gratulacje - wybąkał, choć widać było, że nie może dojść do siebie.-To znaczy.zatrzymacie to dziecko.- Zabrzmiało to trochę jak pytanie.Monk uniósł brew.- No jasne.Gray pokręcił głową nad swoją głupotą.- To dopiero początek.Kat nie chce jeszcze nikomu mówić.ale powiedziała, że tobiemogę.Gray pokiwał głową.Starał się oswoić z tą myślą i wyobrazić sobie Monka w roliojca.Zaskoczony stwierdził, że przychodzi mu to bez trudu.- Mój Boże.to wspaniale.Monk zatrzasnął pudełeczko z pierścionkiem.- A jak z tobą?- Jak to, jak ze mną? - mruknął Gray i spochmurniał.- Z tobą i z Rachele.Co powiedziała na twoją akcję w Tivoli?Gray ściągnął brwi.Oczy Monka zaokrągliły się ze zdumienia.- Gray!- No, co?- Nawet do niej nie zadzwoniłeś, tak?- Nie sądziłem, żeby.Przecież pracuje w karabinierach.Wiesz, że musiała słyszeć o możliwości zamachuterrorystycznego w Kopenhadze.A zwłaszcza o idiocie wrzeszczącym Bomba! wzatłoczonym parku i porywającym dla zabawy pojazd z kaczką.Musi się domyślać, żemaczałeś w tym palce.Monk miał rację.Powinien od razu do niej zadzwonić.- Graysonie Pierce, i co ja mam z tobą zrobić? - Monk ze smutkiem pokręcił głową.-Kiedy wreszcie przestaniesz zawracać głowę tej biednej dziewczynie?- O co ci chodzi?- Zastanów się.To miło, że między tobą a Rachele coś zaiskrzyło, tylko jaką to maprzyszłość?Gray się zjeżył.- Wprawdzie to w najmniejszym stopniu nie twoja sprawa - oświadczył sucho - aleprzyjmij do wiadomości, że właśnie mieliśmy o tym porozmawiać.Przeszkodziła nam ta całazawierucha.- No to się ciesz.- Wiesz, co ci powiem? To, że od dwóch miesięcy łazisz z zaręczynowympierścionkiem w kieszeni nie robi z ciebie jeszcze eksperta od spraw męsko-damskich.Monk uniósł ręce w geście poddania.- Już dobrze.wycofuję się.Chciałem tylko powiedzieć, że.- %7łe co? - Gray nie miał zamiaru odpuścić.- %7łe ty naprawdę nie chcesz się z nikim wiązać.Gray aż zmrużył oczy w obliczu tego frontalnego ataku.- Co ty pieprzysz? Oboje z Rachele robimy wszystko, co w naszej mocy, żeby namwyszło.Kocham Rachele i ty o tym wiesz.- Wiem, że ją kochasz.Nigdy nie twierdziłem inaczej.Tylko nie chcesz się z niąwiązać na stałe.Bo to oznacza wzięcie sobie na głowę żony, hipoteki i dzieci - odliczał napalcach.Gray zaprzeczył ruchem głowy.- To co robisz z Rachele, to jest przeciąganie w nieskończoność frajdy pierwszejrandki.Gray szukał jakiejś zręcznej riposty, ale słowa Monka trafiły zbyt blisko celu.Pamiętał, że każde kolejne spotkanie musieli zaczynać od pokonania obcości, odprzekroczenia bariery ogradzającej ich od prawdziwej intymności.Tak właśnie jak napierwszej randce.- Od ilu lat się znamy? - zapytał Monk.Gray machnął tylko ręką.- I ile miałeś w tym czasie poważnych związków z dziewczynami? - Monk ułożyłpalce w wielkie zero.- No i patrz, kogo sobie wybrałeś na pierwszy poważny związek.- Rachele jest cudowna.- Pewnie, że jest.I wspaniale, że się bardziej otworzyłeś.Ale człowieku, pomyśl owszystkich barierach nie do przewalczenia.- Jakich barierach?- Choćby pierwszej z brzegu: cholernego Atlantyku, który leży na drodze do waszegopoważnego związku.- Monk ponownie wystawił trzy palce.%7łona, hipoteka, dzieci.- Jeszcze nie jesteś gotów - ciągnął.- Choćby twoja reakcja sprzed chwili.Trzeba byłowidzieć swoją minę, kiedy wspomniałem o ciąży Kat.Omal się nie posrałeś ze strachu.A toprzecież tylko moje dziecko.Gray poczuł, że serce podeszło mu do gardła i zaczyna przeszkadzać w oddychaniu.Jakby dostał kopniaka w żołądek.- Coś cię gnębi, kolego - stwierdził Monk i westchnął.- Może powinieneś pogadać otym ze swoimi starymi.Sam już nie wiem.Od konieczności odpowiedzenia uratował Graya gong zwiastujący komunikat pilota.- Zostało nam około trzydziestu minut.Niedługo rozpoczniemy podchodzenie dolądowania.Gray wyjrzał przez okno.Na wschodzie widać było wstające słońce.- Może rzeczywiście trochę się jeszcze zdrzemnę - mruknął jakby do siebie.- Dowylądowania.- Bardzo rozsądnie.Gray wlepił w niego wzrok i już otworzył usta, by dopiec mu jakąś zjadliwą ripostą,ale nie przyszło mu do głowy nic poza powtórzeniem prawdy.- Naprawdę kocham Rachele.Monk położył oparcie swojego fotela i odwracając głowę mruknął:- Wiem.I dlatego to takie trudne.Godz.7.05REZERWAT ZWIERZT HLUHLUWE UMFOLOZIKhamisi Taylor siedział w niewielkim saloniku i sączył herbatę.Choć była mocna iposłodzona miodem, zupełnie nie czuł smaku.- I nie ma żadnej szansy, że Marcia mogła przeżyć? - powtórzyła Paula Kane.Khamisi pokręcił głową.Nie chciał chować głowy w piasek.Nie po to tu przyszedł.Po awanturze w gabinecie naczelnika wolałby zaszyć się w swoim dwupokojowym domku naobrzeżu rezerwatu, jednym z wielu identycznych domków udostępnionych przez dyrekcjęparku zatrudnionym w nim strażnikom.Dręczyła go myśl o tym, jak długo pozwolą mu tammieszkać, jeśli jego zawieszenie zamieni się w zwolnienie z pracy.Mimo to nie pojechał prosto do domu.Wjechał w głąb parku i dotarł do innegoosiedla domów należących do rezerwatu.Mieszkali w nich naukowcy prowadzący badania, akoszt ich wynajmu pokrywano z subwencji na programy badawcze.Khamisi wielokrotnie odwiedzał ten pobielonym wapnem, piętrowy dom w stylukolonialnym
[ Pobierz całość w formacie PDF ]