[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ona jednak szła dalej.W końcu sam musiał zwolnić, nie tylko ze względu na trudność wspinaczki, ale też nieodparte piękno wybrzeża Na Pali.Podchodząc pod górę, widział ścieżkę pełną głazów, na które musiałsię wspinać, po których się ześlizgiwał albo które obejmował, poprzecinaną strumieniami i korzeniami, o które się potykał, przez co plecak przesuwałsię bliżej głowy i przygniatał, wymuszając upadek.Przed ześlizgnięciem i odniesieniem poważniejszych obrażeń chroniła go wtedy tylko pochyłość szlaku - uznał to za warte zapamiętania na drogę powrotną! Na najbardziej stromych odcinkach jedyny widok stanowił szlak ciągnący się przed nim.Gęste listowie blokowało dopływ światła słonecznego i wiatru, tworząc pokrywę, która zatrzymywała wilgoć.Wyżej, na polanie, wiatr zaatakowałgo z całą siłą, studząc emocje, słońce natomiast osuszyło mokrą od potu koszulę.W dole po prawej miał Ke e Beach z plażowiczami wielkości TLRprzecinków; przed sobą żłobkowane klify wybrzeża sterczące jeden przy drugim jak palce jakiegoś gigantycznego gada, o zboczach porośniętych roślinnością tak gęstą, że z tej odległości przypominała futro.Z tego miejsca rozciągał się widok na wiele kilometrów w dal.Tam gdzie skały zanurzały się w wodzie, otaczał je biały ażur fal.Roztaczający się z tego miejsca widok uspokoił go, a długa wspinaczka pomogła oczyścić umysł.Kiedy się zatrzymał, gotów był wyrazić skruchę.Wiedział, czego chce: odzyskać żonę.Potrzebował jej.Chciał, żeby już stąd wyjechali, i to razem.Najwyższy czas to skończyć.Spojrzał w dół zbocza.Alice z wysiłkiem pięła się pod górę.Kiedy się z nim zrównała, najwyraź-niej także ona odkryła nagle, że rośliny rosną tu znacznie rzadziej.Dostrzegła też, że na nią czeka.Zatrzymała się.Postanowił ją przeprosić, jak tylko się z nim zrówna, pewien, że tak piękny krajobraz zmiękczy i ją.- Tylko na to popatrz! - powiedział, kiedy stanęła obok niego.- Pierdol się! - warknęła, ruszając w dalszą drogę.Po chwili zniknęła za zakrętem.David mrugnął oczami, roześmiał się niepewnie i pośpieszył za nią.Niebawem znalazł się tuż za jej plecami.Wolałby iść obok niej, ścieżka była jednak zbyt wąska: skały po lewej, ostry spadek po prawej.Z powodu plecaka widział tylko jej łydki, a gdy zaczynała gestykulować - łydki i ramiona.- Ja mam się pierdolić? - przemówił do plecaka.- Co znowu zrobiłem?- Nawet nie licz na rozmowę - ucięła.- Na rozmowę? Nie rozmawiamy, odkąd tu przyjechaliśmy.- Bo nie chciałeś.- Nie marzyłem o niczym innym.io- Tak? Przecież nic nie mówisz.Powtarzasz tylko to, co ja powiem.- Czekam, aż ty zaczniesz.- Proszę cię!- Przede wszystkim czekam, aż zaczniesz na mnie patrzeć!TLR- Oczywiście! Znowu moja wina.- Żebyś wiedziała.- Jasne, zawsze jest moja wina - szydziła, odwracając się lekko w jego stronę.Złączyła kciuki z palcami wskazującymi.- Jestem dla ciebie trę-dowata.- Chryste Panie! Dałabyś spokój!- Trę-do-wa-ta!- Czy możesz sobie podarować te teatralne teksty? Na chwilę przerwać ten melodramat, choćby dla odmiany? Żebym nie musiał ciągle być tym, który najpierw czeka, a potem przeprasza?- Ty i twoje jebane przeprosiny! Sądzisz, że potrafią cofnąć wszystko, co się wydarzyło! Jak guzik do resetowania komputera.Tylko że są rzeczy, których się nie da resetować!- Że co? Że niby ja coś zrobiłem?- Nie każ mi tego mówić! - Zatrzymała się tak raptownie, że omal nie wcisnął się między nią a skałę.Przycisnęła plecy do klifu i przez chwilę szła bokiem, żeby przepuścić grupę schodzących turystów.David nie miał po-jęcia, czy słyszeli ich kłótnię.Przez jakiś czas wspinali się dalej w milczeniu.- Czekam - stwierdził w końcu.Cisza.- Czekam, aż w końcu to powiesz!Tylko milczenie.- To jak nagroda za drzwiami numer trzy.Nie mogę się, kurwa, docze-TLRkać!Potknęła się.Widział, co się dzieje, zanim jeszcze upadła.To go tylko upewniło, że Alice nie zdoła pokonać całej trasy.Nie była w formie.Miała za ciężki plecak
[ Pobierz całość w formacie PDF ]