[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dandie podrapał się w głowę obsadką i sylabizując z wolnakażde słowo, odrzekł beznamiętnie, z niezawodną pewnością:- Czy pani wie, że zachorowała teraz na dewocję?480Panna Tinto przytaknęła lekkim ruchem głowy.- No tak.- rzekła ostrożnie.- Tak, zachorowała na dewocję - upierał się Dandie.- Znam te rzeczy.Na zebraniureligijnym pod gołym niebem spotkałem raz jedną kobietę.Poszedłem tam, by się trochęzabawić, ot, dla żartu! No! Gdyby pani widziała, jak ją to wzięło.I znałem też kiedyśpewnego mężczyznę - nazywał się Gilmour, tak, Gilmour.Swego czasu był okropnympijakiem, ale potem się nawrócił na jakimś zebraniu Armii Zbawienia, od tego czasu chodził irozbijał każdą flaszkę whisky, jaką tylko zobaczył.Wchodził do szynków i laską walił wbutelki.Na ostatku zamknęli go z tego powodu - i dalibóg, był już najwyższy czas.- zamilkł.- Ale najgorzej z kobietami.A mówię pani, że ją to właśnie wzięło.Z odległości mili możnadostrzec symptomy.Ach, co tam, katoliczka czy nie katoliczka, każdą może to wziąć.Tak misię przynajmniej wydaje.- To przez to straszne rozczarowanie, które ją spotkało - mruknęła panna Tinto.- O to właśnie chodzi, rozumie pani? - ciągnął nieubłagany Dandie.- Dojrzała do tego.Było to wprost nieuniknione.- Nieuniknione?- Wystarczy kobiecie jej pokroju zadać ciężki cios, a od razu wpadnie w obłęd.Takjest na całym świecie.Och, niedawno prowadziłem z nią gorącą dyskusję na ten temat.Aleomal mi nie wydrapała oczu.- Co ona ma zamiar zrobić, na Boga?- Już ona dobrze wie, niech się pani nie boi - powiedział Dandie z przekonaniem.Chichocząc odwrócił się do swego stołu.- Jeśli tylko nie zacznie rozbijać butelek z whisky, towszystko w porządku! - Ale panna Tinto nie odpowiedziała mu uśmiechem.Przeciwnie,zmarszczyła czoło i powoli pokiwała głową, jakby niezdolna była pojąć całej tej sprawy,jakby przewidywała coś złego.4812Aucja zmierzała szybko ku przystankowi tramwajowemu jak człowiek mający przedsobą ustalony cel - ona, która kilka miesięcy temu, wlokąc się znużona i pełna zwątpienia,myślała, że nie ma już po co żyć na tym świecie.Był to wprost cud.Za cud musiała uważaćten bezmiar błogosławieństwa, jakie na nią spłynęło, tę ogromną zmianę, która - jak wiedziała- przeobraziła jej życie.Niech panna Tinto w zdumieniu marszczy czoło, niech Dandie chichocze szyderczo,ile chce, nic ją to nie obchodzi.Jeśli przenikający ją słodki żar wewnętrzny pobudza ich tylkodo szyderstwa, to wcale się tym nie przejmuje.Jest szczęśliwa, szczęśliwsza niż kiedykolwiekw życiu, a gdzieżby oni zdołali zrozumieć to błogie szczęście - tę wielką radość, gdy onasama wciąż jeszcze nie przestała się nią zdumiewać? Niemniej radość ta należała do niej,gorejący ogień, wobec którego wszystko inne zbladło jako coś nieważnego, palący siępłomień, którego stale poszukiwała, a który zawsze okazywał się złudą - teraz posiadła gonareszcie.To był powód jej wewnętrznego spokoju i pogodnej twarzy świadczącej oświadomym dążeniu do celu.Na Kelvinband wysiadła z tramwaju i dobrze znaną drogą ruszyła ku Flowers Street.Gdy szła zatęchłymi ulicami, które kiedyś przejmowały ją takim wstrętem, nie czuła żadnejniechęci.Wróciwszy do domu, zrobiła sobie herbaty i zjadła coś.Po czym wstała, obmyłatwarz i ręce, przygładziła włosy i znów wyszła.Na zakręcie klatki schodowej przelotnie rzuciła okiem na sąsiednie drzwi, na którychbrak tabliczki z nazwiskiem Finch wskazywał, że się wyprowadzili.Tak, krótka idylladobiegła nieuniknionego końca: Bessie z zapłakanymi oczami wróciła do matki, a Jan znalazłjakieś łaskawe schronienie dla siebie i swojej flaszki.Czy mógł istnieć wyrazniejszy dowódznikomości wszystkiego co ziemskie?Gdy schodziła ze schodów, z piersi jej wyrwało się stłumione westchnienie.%7łałowałaBessie.Kiedyś i ona była taka - zbłąkana, usiłująca zdobyć bodaj okruch szczęścia z marzeń,które okazały się złudą.482Szła uliczkami w coraz bardziej gęstniejącym mroku - rozmyślnie unikała dobrzeoświetlonych ulic.Nagle ogarnęło ją przelotne wspomnienie owych dni, kiedy pragnęłapochwycić zwodnicze radości świata, kiedy pociągały ją światła, tłumy ludzi i wystawysklepowe, kiedy ulegała nawet próżnej chęci strojenia się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]