[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.On jest stary.Może kiedyś byłsilny, teraz nadal pracuje fizycznie, ale nie sądzę, żeby zdołał przenieść dziew-czynę przez dwa pola, nie kładąc jej na chwilę, by złapać oddech.Nawet jeżelijuż nie żyła.- W takim razie, jak się tam znalazła?Pytanie było skierowane do Taylora, ale inspektor z Inverness przez długąchwilę tylko patrzył na Sandy'ego w milczeniu.- Wyjaśnij mu, Jimmy - odezwał się w końcu.- Bo już wiesz, prawda? -Czuł, że sam nie da rady się opanować i powie Sandy'emu coś, czego pózniejbędzie żałował.- Przyszła tam - odparł Perez.- Razem z kimś, kto ją zabił.Potem spadłśnieg i zasypał jej ślady.Około północy rozszalała się zamieć.Zadzwoniłem doDave'a Wheelera, meteorologa na Fair Isle.Zwłoki częściowo zasypał śnieg,który jednak, według technika kryminalistycznego, został starannie odgarniętyz twarzy dziewczyny i piersi.Dlatego Fran Hunter zobaczyła je z drogi.- Ale to nie wyklucza Taita jako mordercy.Mógł wrócić pózniej, wcze-snym rankiem następnego dnia i odgarnąć śnieg ze zwłok.- Mógł.- Taylor już nie wytrzymał.- Oczywiście, że mógł.Nadal jest na-szym głównym podejrzanym.Ale wyobrazmy sobie tę sytuację.Jest ciemno.Wczesnym popołudniem zaprasza dziewczynę do siebie na herbatę.Sam o tympowiedział, poza tym widziano, jak razem wysiadają z autobusu.Załóżmy,choćby na chwilę, że zdołał ją zabawiać całe popołudnie.Ale jak namówił Ca-therine, żeby poszła z nim na wzgórze, kiedy już zapadł zmrok? Była inteli-gentną, młodą kobietą.Wychowaną w wielkim mieście.Na pewno nie naiwną.Raczej cwaną.Nawet jeżeli nie słyszała plotek o nim i Catrionie Bruce, to uwa-żasz, że ot tak włóczyłaby się z nim po nocy? Takie właśnie pytania zadalibyadwokaci.I mnie też one nurtują.Taylor gwałtownie odwrócił się plecami do Sandy'ego, jakby ten nie zasłu-giwał na dalszą uwagę.- Jimmy, a co ty o tym myślisz?- Nie przypuszczam, że łatwo ją było przestraszyć.Poza tym tu, na Sze-tlandach, mamy pewne poczucie bezpieczeństwa, prawda? Tu nie zdarza sięnic złego.Nic takiego, jak gdzie indziej.Pozwalamy naszym dzieciom chodzić137 samopas.Możemy się obawiać, że za bardzo zbliżą się do krawędzi klifów, alenie tego, że zostaną porwane przez zboczeńców.- Do tej pory, pomyślał.Terazjest tak jak wszędzie indziej.Na całych wyspach dzieci trzyma się w domu imówi im, żeby wystrzegały się obcych mężczyzn.- Dlatego uważam, że mogła-by z nim pójść.Gdyby na przykład uznała, że ma jej coś ciekawego do pokaza-nia.Albo gdyby się z nią założył, że się nie odważy.A następnego dnia miałabyco opowiadać przyjaciołom.- Przerwał na chwilę.- Ale nie stałaby, czekając, ażją udusi.Walczyłaby.A nie ma żadnych śladów walki.%7ładnych zadrapań najego rękach czy twarzy.Pobrali próbki spod jej paznokci.Może dowiemy sięwtedy czegoś więcej.- Więc jak to widzisz, Jimmy? - zapytał Taylor.- Zrekonstruuj mi sytu-ację.Co, twoim zdaniem, zaszło?- Sądzę, że poszła tam z kimś, kogo znała i czuła się z nim bezpiecznie.Mogła stać bardzo blisko tej osoby, tuż obok, żeby chronić się przed zimnem.Wtedy nastąpił atak.Szalik, który miała, został mocno zadzierzgnięty na szyi.Mimo to próbowała walczyć.Nie miała jednak szansy, bo napastnik ją zasko-czył albo był dużo silniejszy.- Myślisz więc, że to jakiś jej chłopak?- Prawdopodobnie.Ale niekoniecznie.- Powiedz nam o tym, który podwiózł obie dziewczyny w sylwestra.- Jonathan Gale.Z angielskiej rodziny.Niedawno sprowadzili się doGlendale.Jest o rok starszy od Catherine.Też chodzi do liceum.Rozmawiał zemną w szkole.Jego ojciec pisze o podróżach.W każdym razie oboje, i on, iCatherine, byli outsiderami; pewnie dlatego nawiązali znajomość.Chłopak sięw niej zakochał.I to na całego, chociaż niewiele na ten temat mówił.Najwy-razniej nie odwzajemniała jego uczuć.Według Sally Henry Catherine prawiesię do niego nie odzywała, kiedy jechały z Lerwick.A Euan stwierdził, że niewydawała się zainteresowana tym chłopakiem.Ale Gale nie mógł jej zabić.Wkażdym razie tak twierdzą rodzice.Był z nimi cały wieczór czwartego.Oglądalifilm na wideo.- Aż do północy?- Nie, ale nie wyjechałby z domu niepostrzeżenie.- Miał ochotę dodać, żepolubił chłopaka, ale nie sądził, by to wywarło wrażenie na Taylorze.Dodał138 więc tylko: - Ale zabójcą nie musiał być chłopak Catherine.Jest jeszcze wieleosób, których się nie bała.- Ojciec?- Na przykład.Ale cały wieczór spędził podobno w Lerwick.Poza tym, jakimiałby motyw.- Bóg raczy wiedzieć.Rozpytywaliśmy wśród nauczycieli i są pewne roz-bieżności z jego wyjaśnieniami odnośnie do czasu.Kiedy wyjeżdżał z miasta,nie było tak pózno, jak oświadczył w zeznaniach.Niekoniecznie podejrzanasprawa, ale mógłby zabić córkę, zanim spadł śnieg.- Taylor zaczął jak zwyklechodzić tam i z powrotem.Perez pomyślał z irytacją, że chętnie dałby mu coś na uspokojenie.Możevalium? Albo takie ciasteczka z marihuaną, które Sarah piekła w college'u.Jakje nazywała? Brązowe marychy.- Wiem, gdzie była Catherine w nocy, zanim wsiadła do autobusu, którymjechał Magnus Tait - oświadczył.- To może pomóc.Taylor zatrzymał się gwałtownie.- Na litość boską, człowieku, dlaczego nie powiedziałeś tego wcześniej?Gdzie?Perez już chciał się odciąć, że nie miał szansy dojść do słowa, ale dał sobiespokój.- W Haa.Na imprezie u Duncana Huntera.Wśród Szetlandczyków rozległ się szmer zrozumienia, prawie rozbawienia.Ale Taylor nie widział w tym nic wesołego.- Czy powinno mi to coś mówić?- Duncan jest miejscowym playboyem.Biznesmenem.Przedsiębiorcą.Urządza słynne przyjęcia.Każdy z nas na nich bywał.Chociaż niewielu pamię-ta, co się tam działo.- Zaraz.kobieta, która znalazła zwłoki, nazywa się Hunter, prawda?- Duncan jest jej byłym mężem.- Ma to jakieś znaczenie?- Tylko w związku z faktem, że to ona mnie poinformowała o pobyciedziewczyny tamtej nocy w Haa.Duncan nie zadał sobie trudu, żeby się z namiskontaktować.- Przypuszczam, że ciężko byłoby to utrzymać w tajemnicy.- Taylorzmarszczył czoło, starając się coś z tego zrozumieć.Perezowi przypominał139 antropologa, który bada tajemnicze rytuały i obyczaje jakiegoś zapomnianegoplemienia.- Chyba nie powinniśmy zakładać, że Duncan usiłował to zataić - stwier-dził Perez.- Raczej nie chciało mu się ruszyć tyłka i zadzwonić.- Arogancki sukinsyn?- Tak, czasami tak.- Czy jeden z nas powinien z nim porozmawiać?Jeden z nas.Jeden z ludzi z zewnątrz.Duch gry zespołowej nie przetrwałdługo.- Pozwól, żebym zrobił to pierwszy - zaproponował Perez [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ciaglawalka.htw.pl