[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przypuszcza, że jeśli przeżyje następną dobę, towszystko będzie dobrze.- Mnie się też tak wydaje.To najprawdopodobniej zwykły wirus.- A tymczasem.- Ja zajmę się Mattem.- Na to nie pozwolę.- Dlaczego? Nie masz do mnie zaufania? Z irytacją potrząsnął głową.- Owszem, mam do ciebie zaufanie, ale nie przywiozłem cię tutaj wcharakterze opiekunki do dziecka.Arden promieniała.Na kolanach trzymała swoje dziecko, przyglądającsię z zachwytem jego czupurnemu ojcu.Wyglądał niezwykle przystojniew mokrym od potu kostiumie tenisowym.- Więc dlaczego mnie tu przywiozłeś? - zapytała z szelmowskimuśmieszkiem, przechyliwszy głowę na bok.- %7łeby cię zaciągnąć do łóżka.Roześmiała się.- Nie obraz się, ale czy mógłbyś łaskawie wziąć prysznic? Popatrzył nasiebie i uśmiechnął się, zawstydzony.- To chyba dobry pomysł - odparł.Zanim wyszedł z łazienki, Arden zdążyła wykąpać i przebrać Matta.- Za parę minut też będę gotowa.Powiedziała, że potrzebuje paru rzeczy dla małego, toteż postanowiliwyskoczyć po zakupy.- Wejdę tylko na chwilę do swojego pokoju i zaraz schodzę.- Właśnie chciałem z tobą o tym pogadać.- O czym? - zapytała, przystając.- O twoim pokoju.Czy nie byłoby wygodniej, gdybyś przeniosła się doapartamentu?Spojrzała nań z powątpiewaniem.- Komu byłoby wygodniej?- Tobie.I oczywiście Matt by się ucieszył.- Och, oczy wiście.- Zastanów się nad tym.- Już się zastanowiłam.Odpowiedz brzmi nie".Dziesięć minut pózniejspotkała się z nimi w holu.- Podobają mi się te twoje elastyczne ciuszki - szepnął jej Drew do ucha,otaczając ją ramieniem.Matt, dumny ze swej samodzielności, dreptałparę kroków z przodu.- To jest letnia suknia.Musi być wydekoltowana - rzekła, rada zkomplementu.- Tak, ale wygląda tak samo jak ta, którą miałaś wtedy na lunchu.Podobała mi się, bo.- Wiem.Już mi mówiłeś.- Dlatego że.- To ostatni krzyk mody.- Uwydatnia twoje ponętne piersi.- Przestań.- Usiłowała nadać głosowi ton oburzenia, ale jej się nie udało.- Zastanawiam się, co bym czuł, gdybym ich dotknął językiem.- Drew, proszę, przestań tak mówić.- Dobrze, przestanę, ale tylko dlatego, że tych dwóch marynarzy pożeracię wzrokiem w taki sposób, że mam ochotę chwycić ich za łby i rąbnąćjednym o drugi.Ostatnią rzeczą, któ-rą powinni zobaczyć, jest wyraz twoich oczu.To najbardziej wyraznazachęta, jaką widziałem.- Omal nie zwymyślał dwóch nieszczęsnychmarynarzy, którzy przechodzili obok.- Nogi też masz fantastyczne -szepnął jej do ucha.Roześmiała się.Zaprotestował, gdy zobaczył, że chce kupić jednorazowe pieluszki.- Zapasy Matta już się kończą - wyjaśniła Arden.- Chcę, by skończył już z pieluchami, ale pani Laani powiada, że jeszczenie dorósł do nocnika.- I ma rację.Jeżeli za wcześnie zacznie się go do tego przyzwyczajać,może nabawić się urazu.- Wiem - mruknął, wsuwając ręce do kieszeni granatowych szortów.- Poprostu oficjalnie zostanie moim synem dopiero wtedy, gdy będziemymogli wejść razem do męskiej toalety.Wzniosła oczy ku niebu.- To męskie zarozumialstwo.Wprost nie mogę uwierzyć.Przewijałam gowielokrotnie i dwa razy go kąpałam.Wedle wszelkich oznak, jest twoimsynem.- Myślisz, że coś po mnie odziedziczył? - Drew uśmiechnął sięłobuzersko.Jej policzki oblały się czerwienią.Nie zwracając uwagi na jego śmiech,powiedziała:- Może szybciej by się przyzwyczaił, gdybyś od czasu do czasu szedł znim do toalety.Zacząłby się orientować, o co chodzi.- Zmieniasz temat.- Masz rację.Pocałował ją mocno.- Wezmę sobie twoją radę do serca.Zdaje się, że to dobry pomysł.Sampowinienem był na to wpaść.Gdy wrócili do hotelu - Arden niosąc pakunki, a Drew Matta- akurat przyszła pora, by go przebrać na lunch z rodzicami Ellie.Ardenze zdumieniem stwierdziła, że większość jej rzeczy przeniesiono dosypialni, którą poprzednio zajmowała pani Laani.- Przypomnij mi, żebym pogratulował dyrekcji takiego sprawnegopersonelu.- Drew - powiedziała z oburzeniem - nie mam zamiaru spędzić tu z tobąnocy.- Nie ze mną.Z Mattem.Znalazł się w obcym miejscu.Będzie mu razniej,jeśli ktoś zostanie z nim w nocy.- Więc ty z nim śpij.Położył wskazujący palec na jej ustach.- Dla własnego dobra nie powinnaś być taka przemądrzała.- Wodził wzrokiem za swoim palcem, którym przesuwał po jej wargach.-Proszę cię.Nie zrobię nic, czego nie będziesz chciała.Przyrzekam.Ustąpiła w końcu.W istocie, możliwość spędzenia nocy w jednympokoju z synem uważała za cenny prezent.- Możesz pojechać z nami - powtórzył Drew po raz trzeci, gdy wraz zchłopcem byli już gotowi do wyjścia.Potrząsnęła głową, jednocześnie przesuwając miękką szczotką po lokachMatta.- Nie, Drew, nie mogę.- Nie chodzi o mnie.Chciałbym, żeby cię poznali.- Dzięki, Drew
[ Pobierz całość w formacie PDF ]