[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Poczułam coś w rodzaju złości, że zachorował i postawił mnie w tej dziwnej sytuacji.To przez niego będę musiała spotkać się z matką, której przecież zupełnie nie znam!Rozdzieliło nas trzydzieści osiem lat.Dziś była dla mnie obcą kobietą, której niewiele miałamdo powiedzenia.To przez niego czuję teraz, że opuszcza mnie poczucie harmonii, które z takim trudemw sobie pielęgnowałam.W duszę wślizgiwał się znów znienawidzony niepokój.Taki niepokój czułam wtedy, gdy wracałam ze szpitala po poronieniu, już bez mojegodziecka.Chciałam urządzić mu pogrzeb, jednak lekarz zbył mnie krótkim:- A co pani chce grzebać? To tylko trochę krwi i tkanki.Uświadomiłam sobie, że to coś było dzieckiem tylko w mojej głowie.Dla innychjest czerwoną papką, wydobytą z ciała kobiety bezlitosnym narzędziem.Mój mąż wsparł mnie tylko słowami:- Bóg dał, Bóg zabrał.I poszedł do kościoła.Bo była niedziela.Postanowiłam więc urządzić pogrzeb mojemu dziecku.Schowałam do torebki testciążowy i wydruk z USG, na którym widać było skurczony kształt, podobny do konikamorskiego.Wzięłam zapałki.Poszłam nad Bug.Nazbierałam suchych gałązek i trawy.Zrobiłam niewielki stosik ipodpaliłam.Wiatr zdmuchnął parę razy łapczywy płomień, ale gdy otuliłam ognisko dłonią,ogień wygrał tę wietrzną potyczkę.Zaskrzeczał na gałązkach.- %7łegnaj, moje dziecko.Posyłam cię w niebo, wraz z twoimi niespełnionymimarzeniami.Spaliłam jedyne pamiątki po moim dziecku.Nie chciałam, by obrastały pajęczynąwspomnień i łez, wylewanych teraz zbyt często.Przez chwilę jeszcze widziałam skręconą sprężynkę na białoczarnym obrazie.Aakomyogień połknął ją szybko.Nieco dłużej palił się plastik testu ciążowego.Rozgrzebałam popiół ibutem wepchnęłam do rzeki.Szeptała chmurnie, prześlizgując się w piaszczystym korycie.Pokornie przyjęła mój dar, jak wszystko inne dotąd.Była tajemnicą i dotrzymywała tajemnic.Gdy wróciłam do domu, Filip już był.- Wychodziłaś? - zapytał krótko.- Tak, na chwilę.- Co tak dziwnie pachnie? Dymem jakoś? - Obwąchiwał mnie uważnie jak pies.Nieodezwałam się.- Czy ty nie paliłaś ziół jakichś? Nie odczyniałaś uroków? A może bawiłaś się wczarownicę? To niebezpieczne.To grzeszne! - usłyszałam nagle.Spojrzałam na niego zaskoczona.- Co ty mówisz? - zapytałam.Pamiętaj, żebyś nigdy się w to nie bawiła.- Zrobiłam pogrzeb naszemu dziecku.Zrobiłam ognisko i spaliłam test i wydruk zUSG - powiedziałam po prostu.Spojrzał na mnie z niepokojem.Powoli pogodziłam się ze stratą.Zaczęłam żyć codziennością i czasem wręczodczuwałam ulgę, że jednak nie będę matką.Mimo że bałam się tych myśli, bo świat mógłbymnie za nie skrytykować, wiedziałam jedno: na razie nie zamierzam podejmować decyzji okolejnych próbach.Próbowałam to wytłumaczyć nalegającemu na ponowne zapłodnienie (miałamwrażenie, że tak właśnie traktuje nasz seks) mężowi, lecz do niego nie docierały żadneargumenty.- Odstaw te tabletki! Grzeszysz i jeszcze mnie w to wciągasz!- Jakiś ty biedny, naprawdę.%7łal mi ciebie - kpiłam.- %7łebyś wiedziała.Noszę w życiu krzyż.%7łyję z ateistką.- Nie jestem ateistką.Wierzę w moc sprawczą, w siłę, we wszechświat - tłumaczyłam.- To brednie są.Tylko wiara może cię uzdrowić.Nasze dyskusje na temat religii kończyły się właśnie tak.Staliśmy na rozstaju dróg.Każde z nas ciągnęło w swoją stronę.On zdecydowanie silniej.Jakby nie mógł pójść sobiesam w swoją stronę, dając mi spokój.Zaangażował się wtedy bardzo w pracę i spotkania we wspólnocie.Robert nas nieodwiedzał, odstraszony pewnie naszymi kłopotami.Anka zaś oczekiwała w bezbrzeżnejradości trzeciego dziecka.Nie miałam ochoty jej odwiedzać.Czułam się samotna.Tata nagle podupadł na zdrowiu - odezwał się woreczek żółciowy.Potrzebna byłaoperacja.Wracał do siebie długo, opiekowałam się nim częściej niż do tej pory.Niewielerozmawiał ze mną.Miałam mu podać herbatę, zrobić rosół, poprawić pościel.Byłam dobrącórką.Zwiętą Barbarą od Usługiwania - jak nazwał mnie z ironią Filip, niezadowolony zmoich wizyt u taty.- Nie dbał o ciebie całe życie.Co masz od niego poza tym starym żelazkiem? Co muzawdzięczasz? Jak mógł zostawić ciebie na pastwę losu? A teraz tak się angażujesz.Zabiegasz.Po co? Myślisz, że to doceni? Głupia jesteś.Taka Zwięta Barbara od Usługiwaniajesteś.Niech sam robi przy sobie i już.Pomyślałam, że jest trochę racji w tym, co mówi.A jednak zadałam mu pytanie:- To chyba nie po chrześcijańsku tak mówić, co?- Już ty mnie nie ucz, co jest po chrześcijańsku.Już ja sam wiem najlepiej.Kto kocha,ten srogo karze.Powinnaś go teraz ukarać, niechby zrozumiał!- Powtarzasz się.- Kropla drąży skałę.- Znajdz sobie kogoś innego do drążenia.Mnie już to nudzi.Wtedy pierwszy raz dałam mu do zrozumienia, że nie zamierzam spędzić przy nimreszty życia, jeśli nie będzie szanował mojej odrębności i moich wyborów.Ale wtedy nie byłam jeszcze dostatecznie wyzwoloną i pewną siebie kobietą.Powiedziałam to raczej z przekory, a może chęci prowokacji.Bo mimo wszystko tworzyliśmybezpieczny związek i jakoś pchaliśmy do przodu wózek naszej dziwnej miłości, stopniowoewoluującej w uzależniające przywiązanie.Tamtego dnia poszłam jak zwykle do taty.Od progu wysłał mnie na pocztę opłacićrachunki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]