[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Męczący, pełen emocji dzieńwyrysowuje ciemniejsze kręgi pod jej oczami.Wyglądastarzej niż zazwyczaj.- Dziecko, i co ja mam ci niby powiedzieć? - Namyśla się,mówi powoli, ścisza głos.- Doktor wspomniał, że już sięwszystkiego domyśliłaś.- Ale co z Zośką?- Doktorowi udało się zahamować krwotok, ale osłabionajest bardzo, więc pan Wieruszewski jeszcze tam z nią siedzi.- Ale czy ona była w.?- Nie powinnaś o to pytać.To nie są sprawy dla takichdziewczynek jak ty.- Zośka jest ode mnie starsza zaledwie o rok - Mariannarzuca z wyrzutem.- I ja też już nie jestem dzieckiem.Onabyła w ciąży, tak? Niech Gabriela mi powie!- Ale już nie jest i prawdopodobnie nigdy nie będzie.To,co jej zrobiła ta stara Zimmermannowa.Mój Boże.- Chowatwarz w dłonie.- I co będzie z Zośką?- Młoda jest, szybko z tego wyjdzie, ale jeśli ktoś siędowie, co zrobiła.to ona i ta, uchowaj Boże, znachorka,drogo za to zapłacą.- Gabrysia jest wzburzona.Z trudemhamuje emocje.Z zacięciem na twarzy wpatruje się gdzieśdaleko, w widok rozciągający się za oknem.- Za to jest jednakara w naszym kraju.Rozumiesz? Za to się idzie do więzienia.A o każe boskiej nie wspomnę.Ale ten grzech to już nie naszasprawa.To już Zośka będzie się tłumaczyć przed PanemBogiem. - A on?- Bóg?- Nie, ten, który jej to zrobił.- Ten, który jej to zrobił? - Gabriela pyta nieconieprzytomnie, przenosząc na dziewczynę smutne spojrzenie.Unosi brwi, jej usta wykrzywiają się drwiąco, choć bez śladuuśmiechu, jakby odpowiedz była z góry jasna.- Mężczyznanigdy nie ponosi za to kary.Nigdy.Tylko kobieta.Rozumiesz? Winna jest zawsze tylko kobieta.- Ale przecież.- Zośka powiedziała mi, który to.Mój Boże.- W geścienagłego olśnienia chwyta się za głowę.- Ja czułam, że z tymchłopakiem będą problemy.Bez przerwy za naszą Zośkąchodził.Wystawał pod drzwiami kuchni.Uśmiechy jejposyłał, wodził oczami.A ja nic nie przeczułam.Niepowstrzymałam.- I z wyrzutem, jakby ciąża Zosi to była jejwina, kręci głową nad swoją niefrasobliwością.- No, ale terazjuż za pózno na wszystko.Nic mu nie zrobimy.Mężczyznazawsze może się wyprzeć.Powiedzieć, że to nie jego.Dopilnuję, żeby więcej tu pracy nie znalazł.Ale to wszystko.%7ładnych innych konsekwencji nie poniesie.Tak już jest tenświat skonstruowany.Zawsze tak było.I będzie.- Ale przecież to niesprawiedliwe!? Niech może Gabrysiapowie ojcu.On na pewno ukaże sprawcę.- Pan Aleksander? Przecież też jest mężczyzną, mojedziecko.I z pewnością nie będzie obwiniał tego parobka.Zośka sama sobie winna.I jedyne, co możemy dla niej zrobić,to milczeć.Ja już porozmawiałam z doktorem.On dobrze wie,jaka tam w chałupie u Zośki jest bieda.I że jej matka bez tychpieniędzy z dworu nie da sobie rady.Zosia musi tu dalejpracować.I dlatego chcę cię prosić, żebyś i ojcu nic niemówiła. - On na pewno by zrozumiał.- Nie daje za wygraną.Przecież ojciec jest taki dobry, taki wielkoduszny,sprawiedliwy.Gabriela intensywnie wyciera dłonie w fartuch, jakbynadal miała krew na rękach.- Zrozumiałby albo i nie.Ty masz serce na właściwymmiejscu, dlatego proszę cię o dyskrecję.I najlepiej, żebyś jaknajszybciej o wszystkim zapomniała.- Jej dłonie, przez tonieświadome, ciągłe tarcie, są już zupełnie czerwone.- Wogóle nie powinnaś się dowiedzieć.Domyślić.Twojemu ojcupowiem, że Zosia zaniemogła na kobiece sprawy i że jest umatki.Myślę, że o nic więcej w tej sytuacji nie będzie pytał.Za parę dni Zosia wróci do pracy i wszystko będzie jakdawniej.A ty postaraj się już o tym nie myśleć.To nie sąrzeczy, które należy roztrząsać.A już na pewno nie dla takichjak ty młodych dziewcząt.Nie powinnaś się była domyślić.Nie powinnaś się była dowiedzieć.- mruczy niemalniedosłyszalnie.Gabrysia łapie za klamkę, tyle jeszcze spraw należyzałatwić, zanim wróci pan domu.Ostatni raz spogląda nastojącą pośrodku pokoju dziewczynę - Marianna wydaje jej sięwylękniona, zdezorientowana - i przez chwilę ma ochotę jąprzytulić, pocieszyć, wyjaśnić, czemu świat jestniesprawiedliwy, czemu jest dla nich, kobiet, tak wrogimmiejscem.Odpowiedzieć na wszystkie pytania, które terazdręczą jej podopieczną.Ale nie potrafi.Przecież z nią też nikto tym nigdy nie rozmawiał.Każda kobieta musi nauczyć siężycia sama.Odwraca się i rzuca na odchodnym, jakby już wszystkozostało powiedziane:- Obiad stygnie.Obiad na kuchennym stole pozostaje nietknięty, a tegodnia Marianna już nie wychodzi ze swojego pokoju.Widzitylko przez okno, jak do podstawionej przez chłopakastajennego dwukółki Gabriela, w asyście lekarza, transportujewpółżywą Zosię.I jak gospodyni odjeżdża w ich towarzystwiespod domu w kierunku Kamieńczyka.A pózniej, po zaledwiegodzinie wraca.Sama.Potem słyszy, jak kobieta krząta się podomu.Pewnie zacierając ostatnie krwawe ślady dzisiejszegodnia, wygotowując pościel, piorąc szmaty, myjąc podłogę.Zanim wraca ojciec z Michałem, w domu nie ma już anijednego znaku po nienarodzonym dziecku Zosi.Po krwawymstrzępku, któremu nie pozwolono dojrzeć i przyjść na świat.Przed kolacją pan Aleksander zagląda do córki, ale tawykręca się od wspólnego posiłku.I tak nic by nie przełknęła.Prawie nie słucha, gdy ojciec relacjonuje wizytę uweterynarza.Gryf nie zdechł, jak podejrzewał początkowoojciec, z powodu morzyska (Kolka.).Nie w wyniku wypiciazbyt zimnej wody czy zjedzenia nieświeżej paszy.Po usilnychprośbach, zagrożeniu, że koń mógł paść na wściekliznę - a wkońcu i sowitej zapłacie - lekarz wykonał jednak sekcję
[ Pobierz całość w formacie PDF ]