[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Wróciłeś, panie - rzekł, unosząc głowę, a jego oczy aż promieniały z radości.- Mówili mi, że wróciłeś.Wczoraj się dowiedziałem, ale nie chcieli mnie puścić.Tłumaczyłem, że to tylko draśnięcie, ale ojciec nie pozwolił mi wyjść z.-- Twój ojciec zna się na rzeczy i powinieneś go słuchać - przerwał mu Boromir.- Wstań, klęczysz w kałuży.Chłopak podniósł się i zamaszystym gestem otrzepał spodnie.Było w nim coś dziwnie bliskiego, jakieś nieuchwytne, męczące podobieństwo do kogoś znajomego.Aragorn zmarszczył brwi, nie mogąc sobie przypomnieć, gdzie podobną twarz mógł widzieć.Chłopak miał szlachetne, surowe rysy gondorskiego szlachcica i byłby niewątpliwie bardzo urodziwy, gdyby nie jeden mankament - wielkie, okrągłe i niezwykle odstające uszy.Szczególnie teraz, gdy długie włosy młodzieńca ściśnięte były bandażem ów szczodry dar natury wybił się na pierwszy plan.Do tego stopnia rzucały się one w oczy, że twarz właściciela sprawiała wrażenie drugorzędnej części anatomii, czegoś w rodzaju spoiwa dla tych frapujących uszu.- To Bern, syn Brandira, zwany.- zaczął Boromir, zwracając się do Aragorna.- Ależ, mój panie! - zaprotestował chłopak oburzonym głosem.- No dobrze, nie zwany - ulitował się Boromir.- To mój giermek i adiutant.Najlepszy ze wszystkich, jakich miałem.- A którego mimo to nie wziąłeś ze sobą na wyprawę - zauważył chłopak chłodno.- I najbardziej pamiętliwy - odparł Boromir z uśmiechem.- Jak rozumiem nadal jesteś obrażony za to, że cię zostawiłem w domu?- Tak.- To dobrze.Lubię konsekwencję i stanowczość u młodych ludzi - pochwalił go Boromir.- Wiesz, kto to jest? - zapytał, wskazując Dziedzica Islidura.- Tak.Zaszczyt to dla mnie móc cię poznać, lordzie Aragornie - chłopak skłonił się dwornie.- Wieści szybko się rozchodzą - zauważył Strażnik z uśmiechem.- Zaiste - rzekł chłopak sztywno, posyłając mu pełne rezerwy spojrzenie.Oho - pomyślał Aragorn z rozbawieniem.- Nie lubimy tych, którzy mogą zagrozić pozycji naszego pana - a na głos dodał:- Bern.To dość nietypowe imię.Pierwszy raz się z nim spotykam.- Tak naprawdę to nazywam się Beren - oznajmił chłopak ze znużeniem.- Tylko ojciec mógł wpaść na pomysł, by przy moich.moim wyglądzie dać mi tak legendarne imię.Wolałem je zmienić, by ciężar odpowiedzialności zanadto mnie nie przytłoczył.- A co na to twój ojciec? - zainteresował się Aragorn.- To, co wszyscy ojcowie w takiej sytuacji - Beren zwany Bernem wzruszył ramionami.- Nie przyjmuje zmiany do wiadomości.- Miałeś okazję spotkać wczoraj lorda Brandira - wtrącił się Boromir.- Ojciec Berna jest Pierwszym Uzdrowicielem.Oczywiście! Aragorn w przebłysku olśnienia ujrzał tę sympatyczną twarz, pieprzyki i odstające uszy.Że też wcześniej na to nie wpadł.Podobieństwo było uderzające.To ciekawe.Rzadko się zdarzało, by wysoko urodzeni decydowali się na pracę w Domach Uzdrowień, choć z drugiej strony Pierwszy Uzdrowiciel to bardzo zaszczytny tytuł.- Jesteś cały? - Boromir zmierzył chłopaka uważnym spojrzeniem.- Co się stało?- Nic - Bern machnął zdrową ręką.- Stałem na murach, kiedy w dach domu nade mną uderzył pocisk.Oberwałem gruzem.Głupstwo.- Wypuścili cię z Domów Uzdrowień? - zapytał Boromir.- Nie kłam! - dodał surowo.- Sam się wypuściłem - odparł chłopak wyzywająco.- Moje miejsce jest u twego boku i tym razem nie dam się odpędzić!- Nie zamierzam cię odpędzać, ale tak się dla ciebie niefortunnie składa, że właśnie zmierzam z lordem Aragornem do Domów Uzdrowień.Skoro więc chcesz być u mego boku, będziesz zmuszony mi towarzyszyć.- Pod warunkiem, że przypomnisz mojemu ojcu, jakie są obowiązki giermka, mój panie - oświadczył chłopak zuchwale.- Od stawiania warunków to ja tutaj jestem - przypomniał mu Boromir, przyszpilając go spojrzeniem.- Idziemy.Marsz do Domów Uzdrowień zajął im nieco więcej czasu, bo wielu napotkanych ludzi chciało zamienić choć słowo z Dziedzicem Isildura i z Namiestnikiem.Kiedy wreszcie dotarli do głównego wejścia, napotkali starszego, przygarbionego mężczyznę, który czuwał nad noszami rannego syna, czekając na króla-uzdrowiciela.Wystarczyło, by Aragorn tylko przystanął przy chorym, by natychmiast pojawili się dookoła następni, proszący o pomoc dla siebie, lub dla swoich bliskich.- Idźcie, ja tu chwilę zabawię - rzekł Aragorn do Boromira i Berna.- Kiedy skończę, przyjdę do komnaty Faramira.Boromir pokiwał głową i ruszył ku schodom, ale zdołał postąpić jedynie parę kroków, kiedy w drzwiach stanął lord Brandir.- Tuś mi, bratku! - rzekł, spoglądając wymownie na swego syna.- Witaj, panie - dodał, skłaniając głowę przed Boromirem.- Rad jestem, że mi go przyprowadziłeś z powrotem.- Przyszedłem tu z moim panem i razem z nim wyjdę! - oznajmił Bern dobitnie.Aragorn, pochylony nad noszami, przysłuchiwał się jednym uchem.- Mój drogi - rzekł Boromir - jesteśmy w Domach Uzdrowień, tu rozkazuje Pierwszy Uzdrowiciel i nawet Namiestnik nie ma nic do gadania.Jeśli twój ojciec zdecyduje, że masz zostać, zostaniesz, bez dyskusji.Ma zostać? - zwrócił się z pytaniem do lorda Brandira.- Powinien poleżeć z jeden dzień, dopóki nie wykluczymy wstrząsu mózgu.Rano miał jeszcze zawroty głowy, a w nocy zemdlał.- Marsz do łóżka - Boromir wskazał chłopakowi drzwi ruchem głowy.- Ale ja.- zaczął Bern oburzonym głosem.- Dajmy spokój alei - przerwał mu Boromir.- Raz-dwa na górę.- Nie, bo.-- Niebo też ci nie pomoże [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ciaglawalka.htw.pl