[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po tychtańcach to chyba nawet chodziła inaczej.Tak jakoś lekko.Przyjemnie było iść sobie ulicą, liżąc lody i nigdzie się nie spiesząc.Czuła się trochę tak, jakby była na wakacjach.Pod delikatesami stała dziewczyna z plikiem ulotek.Anastazja wzięłajedną.Zawsze brała, bo jeśli tym rozdającym płacili od sztuki, to nibydlaczego miałaby nie wziąć.Nawet jeśli zaraz potem wyrzucała ulotkę do najbliższego kosza.„Zaoczne Liceum Ogólnokształcące” —przeczytała.Sprawdziła adres.To powinno być gdzieś tuż za rogiem,pomyślała i pod wpływem impulsu ruszyła w tamtą stronę.Miała rację.Szkoła mieściła się w starym budynku na rogu ulicy.Anastazja otworzyła ciężkie, metalowe drzwi i znalazła się w holu.Sekretariat był na parterze.Spytała, czy są jeszcze miejsca do pierwszej klasy liceum i ile wynosi czesne.Suma nie była wygórowana.To prawda,trzeba by było trochę więcej oszczędzać, a już nie bardzo było na czym —Anastazja musiała liczyć tylko na swoją wypłatę.Jego zarobków w ogólenie brała pod uwagę.Pracował dorywczo, czasami przynosił jakieśpieniądze, ale zazwyczaj większość przepijał.Gdyby udało się jejwygospodarować to sto złotych miesięcznie, mogłaby pójść do szkoły.Zrobiłaby maturę.może i studia.a potem?.Nic więcej nie mogławymyślić, bo wydawało jej się, że gdyby skończyła i studia, to byłabynajszczęśliwszym człowiekiem na świecie.Sama nie wiedziała, jak to się stało, że znalazła się nagle przed Piwnicą pod Liliowym Kapeluszem.I po prostu nie mogła tam nie wejść.Coprawda miała oszczędzać, ale tę chwilę trzeba było uczcić.Bo Anastazjawłaśnie w tym momencie podjęła decyzję: od września idzie do szkoły!— Dzień dobry, pani Weroniko.— Dzień dobry, pani Anastazjo.Patrzyły na siebie zaskoczone.Weronika — bo ta sukienka, włosy i coś wwyrazie twarzy sprawiało, że coraz więcej było Anastazji w Anastazji, aAnastazja — bo ta nienaturalna w pełni lata bladość i zgaszony wzrokrobiły wrażenie, jakby w Weronice ubyło Weroniki.— Poproszę herbatę — powiedziała Anastazja, gdy Weronika przyniosłajej kartę.— Tę samą, co zwykle?— Tę samą — potwierdziła i ciepło jej się zrobiło na sercu.Weronika pamiętała.Pamiętała, jak ma na imię i jaką pije herbatę,chociaż Anastazja była tu dopiero trzeci raz.Pamiętała mimo tego czegoś, co gryzło ją w środku.„To jej praca — podszepnął Anastazji jakiś złośliwy wewnętrzny głos — musi pamiętać”; ale zaraz odepchnęła tę myśl, boczuła, że to nie tak.Że jest w tym coś więcej niż zawodowa uprzejmość.Coś znacznie więcej.Sięgając po czajniczek, Anastazja pomyślała, że to przecież tutaj wszystko się zaczęło.Tu, w Piwnicy pod Liliowym Kapeluszem, kiedy przyszłasprawdzić, co to za miejsce i kim jest jego właścicielka.Czy można jejufać.Sprawdziła i przestała się niepokoić.Ale wcale nie spodziewała się, że to spotkanie stanie się dla niej impulsem do zmian.Że ta kobieta obudzi w niej Anastazję.A teraz, patrząc na przygaszonąWeronikę, zastanawiała się, co się stało.Czy ktoś ją skrzywdził? Czy się w coś zaplątała? A może była chora? Nie miała pojęcia.I nie wiedziała, jak jej pomóc.Wypiła herbatę i podeszła do kontuaru zapłacić.— Dziękuję, pani Weroniko.za wszystko.— Włożyła w te słowa całąswoją wdzięczność i pewnie dlatego przebiły się przez kokon Weroniki —przez chwilę zapachniała kawa, wpadła w ucho melodia dochodząca zzaotwartego okna i Weronika zatęskniła za ciepłem słońca na twarzy i zaleśnymi poziomkami prosto z krzaka.Ale to był tylko przebłysk, bo zamoment znowu ogarnęła ją apatia.*— Ojej, ale ci kolaży przybyło.Niedługo miejsca na ścianach nie wystarczy.— Marcela z zaciekawieniem rozglądała się po Piwnicy pod LiliowymKapeluszem.— Widzisz, jakich mam twórczych gości? A na początku obawiałam się, że nigdy nie zapełnię tych ścian.— Ten jest fajny.— Marcela wskazała na kolaż, który Weronika powiesiłazaledwie kilka dni temu.— A ten rysunek w centrum jest wprostniesamowity.Ma coś w sobie.— Też to czujesz? — uśmiechnęła się Weronika.— Dlatego powiesiłamgo w tym miejscu.Żeby jak najczęściej na niego patrzeć.Ania narysowała go dla mnie, gdy leżałam w szpitalu.— Ta Ania od Hanki i Łukasza?— Właśnie ta.Zostałabyś dłużej, to byście się poznały.Naprawdę musiszjutro jechać?— Naprawdę.Wiesz, nowa praca.I tak cudem udało mi się wyrwać.— Wiem i.A zresztą, co będę mówić.Może potem.— OK.A teraz zrób mi krótkie przeszkolenie, żebym nie siedziała tu takbezczynnie.Jak ci pomogę, to może szybciej nadejdzie to„potem”.Naczynia umiem myć, do zmywarki też umiem włożyć, kawę dlasiebie może bym zrobiła, ale dla gości to zbyt odpowiedzialne zadanie,więc się nie podejmuję.Ale mogę coś kroić, nakładać, roznosić, nie wiem, co tam jeszcze macie do roboty.— Na razie siedź spokojnie i pij kawę, bo wystygnie.Zaraz przyjdę, tylko obsłużę te dziewczyny, które właśnie weszły.Nie masz pojęcia, jak sięcieszę, że przyjechałaś!Weronika przyjęła zamówienie od dziewczyn, ale w międzyczasie pojawiłosię jeszcze kilka osób, więc podrzuciła tylko przyjaciółce szarlotkę naciepło z lodami i wróciła do klientów.— Na razie siedź i jedz — powtórzyła, kiedy Marcela znowuzaproponowała pomoc
[ Pobierz całość w formacie PDF ]