[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.JezusMario, choroby nerwowej można było dostać.A mówiłam, że ryby wlokły się po moim całymżyciorysie!Pomijam już to, że ustawicznie musiałam myć nogi, bo z zakurzonymi do namiotu nie wolnobyło wejść, ale dosiedzieliśmy tam do września.Od czternastego roku życia nie byłam jużwprawdzie przesadnie delikatna, mimo to wieczorny prysznic w temperaturze czterech stopnipowyżej zera jakoś przestał mi sprawiać przyjemność.Znów zażądałam powrotu, dosyć tychspartańskich warunków, w Warszawie mam co robić.Ostatniego wieczoru przed planowanym odjazdem Marek podstępnie i perfidnie spytał, czychcę na kolację kurczaka, upieczonego na rożnie.Tego kurczaka nie przebaczę mu do końca życia.W życiu nie piekłam drobiu na rożnie, szczególnie w plenerze, bażanta w popiele owszem, akurczaka na rożnie akurat nie i do widzenia.Chciałam, pewnie, dlaczego nie miałam chcieć?Poszedł do wsi, nabył młodego kogutka&Kolację spożyliśmy o drugiej w nocy, a i to jeszcze podlec był twardy.Koguta mam na myśli.Całe odium spadło na mnie, o co chodzi, przecież sama chciałam! Jasny piorun, o nie, niepołożyłam uszu po sobie, zbuntowałam się tym razem, wyraznie wyłupałam, że to on wiedział, jakto pieczenie wygląda, a nie ja, trzeba mnie było uprzedzić albo w ogóle nie zadawać głupich pytań,spyta, na przykład, czy chcę zobaczyć, jak żywa ośmiornica wypuszcza sepię, no jasne, kto by niechciał, a potem się okaże, że w tym celu musimy jechać do Australii i znów będzie, że samachciałam! Zdawał sobie sprawę ze skutków, gówno denne, nie zgadzam się ponosićodpowiedzialności!!!Na co usłyszałam, że jest zwolennikiem nauki empirycznej.Proszę bardzo, niech sama zobaczę,jak wyglądają rezultaty nieprzemyślanych decyzji.Wyjaśniłam z kolei, że nie chodzę już doszkoły, nie angażowałam sobie nauczyciela, tylko wręcz przeciwnie, pokłóciliśmy się i w wynikucałego konfliktu opuściliśmy Okmin o szóstej po południu, chociaż w planach była dziesiąta rano.Ratunku.Zwijanie biwaku też nie zaliczało się do moich umiejętności, mimo doświadczeńobozowych sprzed lat nie znałam się na tym, nigdzie nie jest powiedziane, że muszę się znać nawszystkim, poza tym od wieków miałam zwyczaj wrzucać wszystko do samochodu jak popadnie iwcale nie musiało to być porządnie zapakowane.Zamyka się drzwiczki i bagażnik i po krzyku.%7łeby nie było nieporozumień, wyjaśniam, iż tkwiliśmy tam sami, jego synowie dawno odjechali inie brali udziału ani w żeglowaniu na prześcieradle, ani w kogucie.Co do synów, to starszy powiedział kiedyś, w głębokiej zadumie i tonem bardzomelancholijnym: Ciekawa rzecz, co w tym tkwi.Jak ojca nie ma, to człowiek nie ma nic do roboty, jak ojciecjest, to chwili oddechu nie można złapać&Po odjezdzie znad Okmina odgadłam, że ta obłędna pracowitość musi mieć podłoże nerwicowe.Zatrzymaliśmy się gdzieś po drodze, bo Marek postanowił umyć samochód, żeby takim brudnymnie wjeżdżać do Warszawy.Słońce już zaczynało zachodzić.Mył pudło nad jakimś kolejnymjeziorem, przy czym kłóciliśmy się cały czas, tyle że nad wyraz kulturalnie.Mył je i mył, w końcudał spokój reszcie i ograniczył się do przedniej szyby.Wycierał ją, nie szyba to była, tylko górskikryształ, nic równie czystego nie istniało na świecie, nie szkodzi, oblewał wodą ponownie i apiaćwycierał.Nie strzymałam, nie lubię jezdzić po ciemku, i wszystko we mnie zawiązywało się nasupeł. Nie chcę się wtrącać, kochanie powiedziałam głosem anioła ale niekoniecznie trzebaprzetrzeć tę szybę na wylot&Wtedy się wreszcie opamiętał.Na marginesie, mogę pisać o nim, co mi się spodoba, bo zpewnością tego utworu nie przeczyta.Nie wiem, co w tym jest, ale przynależni do mnie mężczyzninie znosili mojej twórczości jednakowo, bez względu na różnice charakterów&Nie potrafię sobie przypomnieć, kiedy i przy jakiej okazji znalazłam się pierwszy raz naWielkiej Pardubickiej.Wiadomo, że odbywa się ta gonitwa na jesieni, dokładnie wtedy, kiedy nasłużewieckim torze leci Wielka Warszawska.Musiałam chyba pojechać specjalnie i byliśmywtedy sami, dopiero następnym razem zabrałam dzieci.Tor był ciężki, padły trzy konie i jedendżokej.Do Wiednia za to udałam się bez Marka.Muszę te wszystkie wyjazdy pozałatwiać, żeby dojśćwreszcie do Związku Radzieckiego.Możliwe, że chronologia nieco okuleje, ale ruski wojaż miał wsobie elementy, wynikłe z wcześniejszych doświadczeń.Dat nie pamiętam, niech już zatemodpracuję temat hurtem.Pojechaliśmy wtedy do tego Wiednia we troje, z Jerzym i jegonarzeczoną.Wyjazd nastąpił zgodnie z planem, o poranku, co było możliwe, bo Marek nie brał wtym udziału.Narzeczona przyjechała ze Zródmieścia, Jerzy otworzył jej drzwi i powiedział domnie: Mamunia, to co ona ma na głowie, to jest podróżne uczesanie&Popatrzyłam i od razu przypomniała mi się podobna koafiura, którą widziałam w Kopenhadze.Na Strogecie, zatłoczonym z racji okresu turystycznego, szło przede mną w tłumie coś, cowyglądało jak ogromna pozłocona dynia.Lśniło w słońcu tak, że raziło w oczy.Dogoniłam to zciekawości, chciałam sprawdzić, co to jest.Facet miał ondulację, włosy koloru jasnej słomy,poskręcane w grajcarki, sterczące wokół głowy we wszystkie strony.Moja przyszła synowa tymsię od niego różniła, że akurat zrobiona była na rudo, poza tym uroda pozwalała jej na wszelkiedziwolągi i w każdym jej było do twarzy.Umówieni byliśmy z Hildą Holinovą w Bratysławie, żeprzyjedziemy koło piątej na obiad.Zdążyłabym bez trudu, gdyby nie to, że w Cieszynie złapalidwa mosty przemytników, cofnęli wszystkich kolejno i czekaliśmy na przejazd przeszło dwie i półgodziny.Kontrolowano nas trzy minuty, po czym postarałam się od razu wyprzedzić cały transportciężarowy, żeby mi się te wielkie pudła nie plątały przed nosem na górskich zakrętach.Udał mi sięten manewr, wyszłam na prowadzenie i jechałam sobie spokojnie, zadowolona, bez zbytniegopośpiechu, osiemdziesiątką, bo na ten obiad i tak już byliśmy spóznieni.Coś mnie nagle zaczęło doganiać.Usłyszałam klakson, spojrzałam w lusterko i za sobąujrzałam istnego potwora.Docisnęłam lekko, bo nie po to użerałam się przedtem zwyprzedzaniem, żeby teraz pchała się przede mnie jakaś monstrualna ciężarowa, która zablokujedrogę i zniweczy mi wszelką widoczność.Odskoczyłam nieco, pokonałam zakręt, po czym, nakawałku prostej, potwór znów mnie zaczął doganiać.Przyśpieszyłam.Wielka kobyła nadalznajdowała się tuż za mną.Przyśpieszyłam porządniej&Co wyprawiałam w tym przejezdzie przez góry, ludzkie słowo nie opisze.Włos się jeży
[ Pobierz całość w formacie PDF ]