[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Usiadł i podparł głowę rękami.Aragorn cicho usadowił się u jego boku, dyskretnie przyciskając dłonią żołądek, który coraz natarczywiej zaczynał domagać się posiłku.- Gondor potrzebuje silnego namiestnika - oznajmił Boromir po chwili, zduszonym głosem.- Godnego zaufania.Takiego, który nie ulega wpływom… - przełknął głośno- … wpływom Nieprzyjaciela.- Gondor potrzebuje namiestnika, który umocnił się doświadczeniem własnej słabości - zauważył Aragorn łagodnie.Boromir potrząsnął głową przecząco i przybrał zacięty wyraz twarzy.Aragorn znał tę minę – oznaczała, iż można darować sobie argumenty – Boromir się zaparł i równie dobrze można mówić do ściany.- Pozwólmy, by Gondor sam zdecydował, kogo chce za namiestnika - podsumował krótko, pojednawczym tonem, darowując sobie naukę o sile słabości.- Wstrzymaj się, proszę, ze swą decyzją, zobaczymy co czas przyniesie.A tak między nami, czy możesz mi zdradzić jak zamierzałeś tego dokonać? To znaczy jak w praktyce wyobrażasz sobie zrzeczenie się praw i obowiązków? Staniesz przed swoimi poddanymi i powiesz im : “Od dzisiaj waszym namiestnikiem jest Faramir.Do widzenia”?Boromir rzucił mu zaskoczone spojrzenie.- W ogóle o tym nie pomyślałeś, zgadłem?- Aragorn uśmiechnął się lekko.- Oczywiście, że pomyślałem!- oburzył się Boromir, choć jego mina świadczyła, że raczej nie pomyślał.- I?- I zamierzałem wyjaśnić to mojemu ojcu… - zaczął Boromir wolno, wyraźnie grając na zwłokę.- Nie pytam o Denethora, choć wiele bym dał, by zobaczyć jego minę, gdy mu obwieścisz swą decyzję.Pytam o lud Gondoru, o twoich poddanych, twoich żołnierzy.Co im powiesz?- Że namiestnikiem będzie Faramir!- zdenerwował się Boromir.- I już!- I już?- Aragorn uniósł brwi.- Myślisz, że dadzą ci tak po prostu odejść? Zażądają wyjaśnień i będą mieli rację, bo to ich święte prawo, wiedzieć dlaczego ich porzucasz.- Nie porzucam ich! - zaprotestował Boromir z mocą.- Będę im dalej służył, tylko w inny sposób.- To znaczy jaki? Co konkretnie zamierzasz robić?Przez chwilę Boromir wyglądał jak uczniak przyłapany na gorącym uczynku.- Nie wiem! - odpalił z rozpaczą.- To, co Faramir mi każe - poprawił się pospiesznie, a potem skrzywił się, słysząc, jak to brzmi i zwiesił głowę, podpierając czoło dłonią.Aragorn westchnął cicho.Jak dziecko - pomyślał, kręcą głową.- Duże dziecko.Zawiódł się na sobie, więc postanowił się ukarać ustępując ze stanowiska! Nawet nie pomyślał o praktycznych konsekwencjach takiej decyzji.I jak tu mu wytłumaczyć, że to też jest egoizm, tyle że innego rodzaju? Wiem, że w gruncie rzeczy on chce dobrze.I może na tym polega cały kłopot.On chce dobrze, a robi źle.Valarowie! Jeśli taka będzie wasza wola, zasiądę na tronie Gondoru a ten człowiek będzie moją prawą ręką.Moim zastępcą.Muszę znaleźć jakąś drogę, żeby do niego dotrzeć, muszę przebić się przez ten mur, bo inaczej czarno widzę nasze wspólne rządy!- Pewnie myślisz, że jestem kompletnym durniem - mruknął Boromir nieoczekiwanie.Jego twarz była niewidoczna za zasłoną włosów.Aragorn uniósł brwi.- Nie, mój przyjacielu - zaprzeczył.- Dlaczego tak sądzisz?Boromir podniósł nieco głowę i zerknął na niego szacująco.A potem bez słowa zajął się nitką sterczącą z nogawki.Aragorn uśmiechnął się.- Myślę natomiast, że jesteś w gorącej wodzie kąpany, o, to na pewno - oznajmił przyjaźnie.Boromir łypnął na niego i nagle przez jego twarz przemknęło coś na kształt uśmiechu.- Faramir też mi to powtarza - oświadczył.- Twierdzi, że jestem narwany.- Może troszeczkę… - Aragorn też się uśmiechnął.- Ale to ma też swoje dobre strony : mówisz to co myślisz i nie bawisz się przy tym w podchody.Cenię to.- Naprawdę?- Boromir spojrzał na niego, mrużąc oczy.- Mój ojciec uważa to za wadę.- No cóż, pozwolę sobie się z nim nie zgodzić.Boromir wziął głębszy oddech i nie odpowiedział, przez chwilę siedzieli w ciszy, patrząc w zamyśleniu w dal.- Sprujesz to sobie do końca i nogawka ci odpadnie - odezwał się wreszcie Aragorn.Boromir spojrzał w dół na nitkę, którą od pewnego czasu bezwiednie nawijał na palec, chrząknął i urwał ją, przygładzając brzeg poszarpanego materiału.- Potrzebuję nowego ubrania - westchnął.- Masz może coś zapasowego?- Niestety - Aragorn rozłożył ręce.- Tylko to, co na sobie.Zostawiliśmy wszystkie bagaże nad Anduiną, żeby nie obciążać się w biegu.Ale nie martw się - dodał, widząc, że Boromir markotnieje.- Eomer na pewno coś znajdzie.Problem będzie natomiast ze spodniami, obawiam się.Z nowymi może być kłopot, ale jak te pozszywasz powinny wytrzymać jeszcze trochę.- A masz nici?- Porządny Strażnik zawsze ma przy sobie nici.- odparł Aragorn z uśmiechem.- A może porządny Strażnik przypadkiem posiada również brzytwę?- Boromir też się uśmiechnął.-A jakże by inaczej?- I grzebień?- Znajdzie się i grzebień.- I balię pełną gorącej wody?- Jest w sakwie.- A czy porządny Strażnik użyczyłby tych dóbr biednemu, sponiewieranemu żołnierzowi?- Z przyjemnością.A można wiedzieć, czym żołnierz golił się do tej pory?- Nożykiem Samwise’a Gamgee.- Wziąłeś Czerwony Nożyk Sama?!- Przez pomyłkę! - Boromir rozłożył ręce, niby to kuląc się w przerażeniu.- Litości.Tak wiem, będzie ze mną krucho.Tak, pilnuję go jak oka w głowie.I zawsze myję ręce, nim go wezmę.I poleruję go po nocach.Już dobrze?Aragorn roześmiał się krótko, lecz zaraz potem spoważniał widząc wyraz twarzy Boromira.- Powiedz mi, tak szczerze - syn Denethora badawczo patrzył mu w oczy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]