[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Od czasudo czasu rzucał okiem na zgrabną blondynkę, paradującą przed nimtylko w samych pończochach i czerwonych podwiązkach.Mówiła zdelikatnym akcentem i z całą pewnością pochodziła z francuskiejkoloni w Nowej Szkocji.- Oui.Przecież mówię.- Zgarnął cygaro z mahoniowej szafki,stojącej przy łóżku.Cerese w mgnieniu oka zbliżyła się, żeby podać ogień.Jej obfitepiersi zakołysały mu się tuż przed twarzą.Pachniała mydłem i dobrymifrancuskimi perfumami.Jackson słono płacił za czyste dziewczyny.Cerese była w jego typie: energiczna, miła i z doświadczeniem.Jednakzapach tej kobiety nie przywodził mu na myśl żyznej ziemi Missisipi.Nie kojarzył się z chłodnym wiatrem i księżycowymi nocami nad rzekąousladansc Pearl.A poza tym Cerese nie była ruda.Miała bladoniebieskie oczy izbyt łagodny, wręcz potulny tembr głosu.Jackson zaklął pod nosem i lekceważąco machnął ręką.Kiedyśmógł spędzać całe noce z tą apetyczną kotką.Uczył ją różnychmiłosnych sztuczek i potrafił doprowadzić do rozkoszy kilka razy wciągu jednej nocy.Teraz spoglądał na nią ze znudzeniem.Nie takiejkobiety pragnął.Gdy spróbował ją pocałować, poczuł wstręt.Jak tomożliwe?- Mówiłem, żebyś się ubrała! - burknął.- Widzę, że monsieur jest zdenerwowany.- Cerese uklękła przyłóżku - Mogłabym.- Nie słyszałaś? Ubierz się.- Popatrzył na nią naburmuszony.Marzył o tym, aby Cerese jak najszybciej wyniosła się z pokoju.- Niemartw się, zapłacę.- Wstał z łóżka, narzucił szlafrok i wyszedł nabalkon.Kiedy odciągnął zasłony, usłyszał zgiełk ulicy.Chociażdochodziła północ, w mieście panował gwar jak za dnia.Konnepowozy z turkotem toczyły się po bruku.Rozbrzmiewał kobiecyśmiech.Jackson spojrzał w dół w nadziei, że jakimś cudem zobaczytam Cameron Campbell.Gdzieś z oddali dobiegał brzęk bandżo iodgłos znajomych pieśni.A niech to, pomyślał Jackson, ostatnio stałem się wrażliwy.Liczył na to, że do rana statek będzie gotowy do kolejnego rejsu.Udałomu się załadować cały transport terpentyny.Zdobył parę przydatnychkontaktów i spełnił swoją misję.Dostał nowe rozkazy z Waszyngtonu.ousladansc Powinien jak najprędzej znalezć się na otwartym morzu.Wierzył, żechłodna bryza i zapach morskiej soli pomogą mu zapomnieć oCameron.Z namysłem spojrzał na jakiegoś człowieka, opartego o pobliskąlatarnię.Znał go.Tym razem miał na sobie tanią marynarkę i popijałwino z butelki.Innym razem był przebrany za żołnierza lub bogategobiznesmena.Raz nawet udawał latarnika.- Szlag by trafił - rzucił pod nosem Jackson.Musiał ubrać się i iśćna umówione miejsce po nowe instrukcje.Dyskretnie zasalutował naznak, że zrozumiał.- Monsieur?Odwrócił się i zobaczył, że Cerese jest ubrana.Gdyby niejaskrawoczerwona szminka na ustach i róż na policzkach, nikt niedomyśliłby się, że jest miejscową  damą do towarzystwa".Nosiła sięraczej schludnie i z wyraznym gustem.- Pieniądze są w górnej szufladzie.Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, powinienem wrócić zaniespełna za dwie godziny, uznał.Usłyszał kroki, odgłos odsuwanejszuflady i szelest przeliczanych banknotów.W końcu rozległ się trzaskzamykanych drzwi.Jackson wypuścił z ust kłąb dymu i popadł wzadumę.Co teraz robi Cameron? Może bawi się na jakimś balukonfederatów? Zmieje i potrząsała rudymi lokami, które przywodziłymu na myśl najpiękniejsze zachody słońca?ousladansc Cameron przeczołgała się po trawie między spichlerzem a stajnią.Wyraznie czuła charakterystyczny zapach brunatnej ziemi Missisipi.Nad trawą unosiła się mgła.Cameron słyszała odgłosy różnychnocnych stworzeń, a nawet donośne pohukiwanie wielkiej uszatejsowy.Bezkształtne cienie tańczyły jej nad głową.Zlękła się, że tonietoperze.Bała się ich, ale musiała być bardzo dzielna.Stanowczozbyt wiele ryzykowała, żeby pozwolić sobie na chwilę słabości.Gwiazdy i księżyc skryły się za grubą warstwą chmur.Z obawyprzed żołnierzami Cameron nie wzięła ze sobą lampy.Mimo ciemnościzauważyła, że kilku ludzi spało pod rozłożystym drzewem.Doliczyłasię też trzech strażników, patrolujących okolicę.Pod osłoną nocy igęstej mgły skradała się dalej.W pewnym momencie odwróciła głowę i spojrzała za siebie.Chociaż nie zobaczyła Taye, podświadomie wyczuwała, żeprzyjaciółka czołga się tuż za nią.Obie były ubrane w bryczesy ikoszule.Biedna Taye nigdy dotąd nie chodziła w męskim stroju.Cameron zatrzymała się i zaczekała.- Myślisz, że nam się uda? - szepnęła Taye.Cameron wiedziała, że musi spróbować.Zbyt wielu ludzi liczyłona jej pomoc.- Od kwater dzieli nas nie więcej niż dwieście kroków.-Wskazała palcem na budynek przed nimi.- Strażnicy na pewnoprzybiegną sprawdzić, co się pali, a potem zaczną gasić pożar.- A ty będziesz miała czas, żeby wypuścić niewolników?Cameron kiwnęła głową.ousladansc - Jak tylko podłożysz ogień, biegnij przez sad w dół rzeki.Coprawda, dysponujemy tylko jedną łodzią, ale na szczęście jest całkiemspora.Najwyżej obrócimy kilka razy.- Spojrzała na spichlerz i pró-bowała ocenić dzielącą ich od niego odległość.Uklękła i podała Tayekrzesiwo, które zabrała z domu.- Podpal całe zboże.Chodzi nam o na-prawdę duży pożar.Taye kiwnęła głową.- Spotkamy się nad rzeką.- Nad rzeką - potwierdziła Cameron i ruszyli dalej naczworakach.Kiedy dojdę do pasma drzew, będę bezpieczna,pomyślała.Wtedy wstanie i pobiegnie do kwater.Długo trwało, zanim dotarła pod drzewa.Tam usiadła, żebyzaczekać na znak Taye.Odruchowo złożyła ręce jak do pacierza i wduchu błagała Boga o powodzenie planu.Prosto z sypialni Grantapobiegła w dół rzeki.Tam znalazła łódz i coś na kształt pospiesznieskleconej tratwy.Po przeprawie przez rzekę niewolnicy mieli podzielićsię na grupy i powędrować na północ, do pierwszego przystanku podziemnego pociągu" na granicy stanów Missisipi i Tennessee.Nadal nie było żadnych wieści od Naomi.Z ciężkim sercemmusiała pogodzić się z faktem, że dziewczyna uciekła i że Jacksonjednak nie przyjdzie jej z pomocą.Była zdana na własne siły.Nagle poczuła dym.Kiedy pierwsze płomienie strzeliły wpowietrze, usłyszała okrzyk strażnika:- Pali się! Pożar!- Gdzie? Gdzie? - zawołał ktoś.ousladansc Reszta żołnierzy zerwała się na równe nogi i chwyciła karabiny [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ciaglawalka.htw.pl