[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Okno z naprzeciwka jednak było zamknięte na mur.Polna Różyczka jakkolwiek nic niewiedziała o potyczce Montaubana z łucznikami, widząc jednak, że miasto jest niespokojne iże wszyscy na gwałt zabarykadowują się w swych mieszkaniach i kramach, poszła za przy-kładem sąsiadów.Dopiero po dłuższym czasie, gdy już jedno i drugie okno sąsiednich kamieniczek otwo-rzyło powiekę okiennicy, młoda dziewczyna, uczyniła to samo i stanęła przy oknie, aby za-czerpnąć świeżego powietrza.Wtedy to zauważyła w oknie z naprzeciwka postać młodzieńca, który z błagalnie złożo-nymi rękami zdawał się modlić do niej o przebaczenie.Pewność, że wielbiciel jej jest zdrów icały napełniła ją taką radością, że bezwiednie uśmiechnęła się do niego, a potem przerażonaswym zuchwalstwem szybko zamknęła okno.Nieprzytomny ze szczęścia Montauban zaczął kręcić się po pokoju, nucąc wesołą piosen-kę, umył się, opatrzył lekkie zadraśnięcia, które jednak zaczęły mu nieco dokuczać, potemprzebrał się w swoje stare ubranie, które teraz musiało mu na razie zastąpić przed paru jeszczegodzinami nowy i piękny, w chwili obecnej zaś zupełnie poszarpany strój.Wyglądając od czasu do czasu oknem nie omieszkał zauważyć dwu żebraków, których po-znał od razu mimo ich przebrania.W głowie jego powstało teraz pytanie: kogo zamierzali oni śledzić: Polną Różyczkę, czyjego! Jeśli ją, nauczy ich rozumu; jeśliby zaś chodziło o niego, nie dbał o to wcale.Aby się przekonać, jak sprawa wygląda, wyszedł z oberży na miasto, idąc bez celu prostoprzed siebie; po pewnym czasie obejrzał się dyskretnie i stwierdził, że dwaj żebracy szli zanim.Teraz wiedział już, czego się ma trzymać.Postanowił powodzić ich trochę za nos, ruszył zatem ulicami miasta raz w tym, to znowuw innym kierunku, aż wreszcie znalazł się na placu Tempie w chwili gdy Alicja ukazała siętam również w orszaku pani de Bagnolet.66 XXIVW OBER%7łY  LA DEVINIERENajwidoczniej zły los zawziął się na biedaków: Teobalda i Lubka, zawsze bowiem hojnykardynał tym razem tak był zaaferowany tym, co od nich usłyszał, że nie zwrócił uwagi na ichbłagalne miny i zwolnił bez zasilenia bodaj jednym liwrem ich pustej kabzy.Sytuacja zapowiadała się bardzo smutnie: należało posilić się, należało wziąć udział wwyprawie do Bagnolet i.to wszystko na czczo.żadna bowiem oberżystka nie była tak na-iwna, aby nakarmić i napoić dwu braciszków zakonnych  na piękne oczy  albo za kilkanawet  zdrowasiek.Jedynie pani Grzegorzowa z  La Deviniere , oberży, położonej przy ul.św.Dionizego,miewała czasem chrześcijańskie serce.A więc w kierunku jej oberży zwrócili ciężki krok dręczeni raz nadzieją, to znów czarnąrozpaczą.Pani Grzegorzowa, kobietka ładna, apetyczna i zalotna, cieszyła się wielkim powodzeniemu gości, toteż złośliwe języki głosiły, że pani Grzegorzowa jest najsławniejszą ze wszystkichoberżystek, a imć pan Grzegorz spomiędzy rogaczy.Te same języki zapewniały również, żejedyna latorośl ich rodu Landry, przez mały wzrost Knotem zwany, może być jednego pewny;że matką jego jest pani Grzegorzowa, o ojcostwie zaś podobno przezorniej było nic nie mó-wić.Wobec tego, że kawaler de Montauban zakazał im wstępu  Pod Zlepą Sroką , braciszko-wie: Teobald i Lubek ruszyli do oberży  La Deviniere.Na ulicy św.Marcina znalezli sięwłaśnie w chwili, kiedy wielki prefekt oznajmił de Ville owi, że wyznacza tysiąc liwrów na-grody za ujęcie Montauban a.Uszedłszy kilka kroków Teobald rzekł do Lubka półgłosem: Czy słyszałeś, kolego? Tysiąc liwrów!  wykrzyknął Lubek  to rozumiem! Mielibyśmy spokój na parę miesię-cy. Niestety, zobaczymy nagrodę, jak nasze uszy! Nie zdołamy bowiem pochwycić tego bezbożnika!  jęknął Lubek, ciężko wzdychając.Po chwili stali już przed drzwiami  La Deviniere.Landry Knot stał w progu oberży.Można by rzec, że złośliwy chłopiec wyczekiwał nanich, ujrzawszy ich bowiem, pragnąc dokuczyć ojcu, zawołał cienkim, piskliwym głosem: Witaj, bracie Lubku! Witaj, bracie Teobaldzie! Proszę do wnętrza! Mamy dziś wybornerzeczy, a przede wszystkim skowronkowe udka, które się wam kłaniają.Proszę do wnętrza!To mówiąc pośpiesznie otworzył przed nimi drzwi.Teobald i Lubek wtoczyli się do oberży oblizując się zawczasu. Tędy, tędy  drodzy ojcowie!  piszczał Landry Knot.W tym zacisznym kącie będziewam najwygodniej.67 Słysząc piskliwe okrzyki jedynaka w drzwiach kuchni stanął imć pan Grzegorz; widząc,kto przekroczył jego gościnne progi, jęknął żałośnie: Czekaj, czekaj ty łobuzie, natrę ja ci uszu!Słowa te, rzecz oczywista były skierowane do Knota.Czuła matka dotknięta w swym uczuciu macierzyńskim wpadła na małżonka: Ciskasz się na syna, za to, że nie lubi twego fachu i nie zna się na interesie.Kiedy jednakbiedaczek, stara ci się dopomóc, grozisz mu ukaraniem go.Wyrodny ojciec z pana, mościGrzegorzu!Imć pan Grzegorz wobec wojowniczego nastroju małżonki skapitulował i wrócił do swychrondli.Duch przekory podyktował pani Grzegorzowej niezwykłą uprzejmość w stosunku do dwubraciszków zakonnych; stojąc przy ich stoliku, zaczęła uprzejmie wyliczać im wszystkie po-trawy jakie mogli dnia tego u niej dostać.Zgłodniali goście zagłębili się w studiowaniu tajemnic kuchni pani Grzegorzowej, zatrzy-mując się na najbardziej kuszącej ich podniebienia potrawie: A więc przezacna pani Grzegorzowa, poprosimy na początek złocistą jajecznicę ze sło-ninką  rzekł Teobald. Potem dwa udka skowronka, o których wspominał pani synek [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ciaglawalka.htw.pl