[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Stare zabawki Gideona, ulubioneksiążki Elizabeth, pamiątki i sprzęt fotograficzny życie dwu osób zamknięte wstarej skrzyni, która podróżowała z nimi z miasta do miasta.Tym razem miałatrafić do Mesa Verde, gdzie Elizabeth właśnie szukała domu.Czy to możliwe odważyła się marzyć że kufer trafi tutaj, a ja i Gideonwreszcie przestaniemy błąkać się po świecie? Chłopiec potrzebuje domu z praw-dziwego zdarzenia.Zjawiła się pokojówka z czystymi ręcznikami. Ta młoda recepcjonistka zagaiła rozmowę Elizabeth to córka wła-ścicieli? Tak, to panna Ffightower. A pan Ffightower? spytała od niechcenia, bacznie przyglądając sięlampie. Chodzi o doktora? Jego już od dawna nie ma.Elizabeth spojrzała napulchną siwą kobietę w białym mundurku pokojówki, jaki widywało się w tysią-cach zajazdów w całej Kalifornii. Nie rozumiem? Jak to: nie ma?Pokojówka rozejrzała się i zniżyła głos, skora do plotek. Zniknął dwanaście lat temu w atmosferze skandalu.Wtedy tu nie mieszka-łam, ale ludzie mówią, że uciekł z miejscową dziwką.Podobno ukradł też pie-niądze.Zostawił żonę i dziecko, a sam ulotnił się do Meksyku.Ale patrząc napanią Hightower, człowiek by się nie domyślił.Nie rozmawia o tym.Udaje, żenic się nie stało.Pani Hightower! Czyli żona Faradaya wciąż tu jest! Musiała pozbierać myśli. Zniknął? powtórzyła bezwiednie.RLT Tak głosi plotka odparła pokojówka, zanosząc ręczniki do łazienki.Trzeba dwa razy pociągnąć, żeby dobrze spłukać dodała, nie zauważając roz-wartych ust i nagłej bladości rozmówczyni.Kiedy wyszła, zamykając za sobą drzwi, Elizabeth wciąż stała w miejscu jakogłuszona.Faradaya nie ma? Zniknął dwanaście lat temu? Jak to możliwe?Kto w takim razie przysłał telegram?Elizabeth podeszła do drzwi, otworzyła je i wyjrzała.Ogrodnik grabił ziemięprzy fontannie.Starszy mężczyzna o twarzy jak orzech kokosowy.Spojrzał nanią spod ronda podniszczonego kapelusza, jakby nie był pewien, czy dobrzeusłyszał. Seńor Faraday? Wyjechał dawno.Nie wiadomo dokąd.Czyli to prawda.Wróciła do środka.W jej sercu hulał lodowaty wiatr.Tamgdzie przed chwilą panowało radosne podniecenie, teraz ziała pustka.Nagle za-świtała jej straszliwa myśl.Może nie żył? Może spotkało go jakieś nieszczęście? Mamo? Dobrze się czujesz?Gideon siadł przy niej zaniepokojony.Elizabeth z całej siły przytuliła go dosiebie.Najdroższe dziecko, dar Faradaya. Ktoś sprawił ci przykrość? spytał, wysuwając chłopięcą bródkę.Powiedz, jak się nazywa, a ja się z nim policzę!Przeciągnęła rękę przez jego gęste włosy.Uwielbiała tę waleczność Gideona.Zawsze był gotów dla niej zabijać najstraszliwsze smoki.Uważał się za jej ryce-rza i nie mógł się doczekać, kiedy dorośnie, żeby się nią zaopiekować. Nie trzeba, kochanie.Jestem tylko zawiedziona.Chodzi o tego mojego sta-rego znajomego,, doktora Hightowera, z którym mieliśmy się spotkać.Właśniesię dowiedziałam, że go nie ma.Wyjechał dawno temu.Przyłożyła chusteczkę do oczu i głęboko oddychała.Musi być jakieś wytłu-maczenie.Wszystko wskazywało na żonę Faradaya.Któż inny otworzyłby list doniego adresowany i odpowiedział telegramem podpisanym jego imieniem? AleRLTpo co? %7łeby ją upokorzyć? Czyżby pani Hightower po tylu latach wciąż jeszczemiała do niej żal?Wie o książce, uświadomiła sobie Elizabeth.I liczy na tantiemy.W końcuznalazły się tam szkice Faradaya i wzmianka o nim.Tak, to wszystko tłumaczy.Tylko po co ta szarada? Dlaczego nie napisała otwarcie? Dlaczego podawałasię za Faradaya? Ponieważ wiedziała, że do niej bym nie przyjechała odpo-wiedziała sobie na pytanie.Nagle ogarnęła ją wściekłość.Poczuła się oszukana, wystrychnięta na dudka.Padła ofiarą podstępu i złośliwości.Natychmiast stąd wyjedzie, zabierając Gide-ona.Nie da tej podłej kobiecie satysfakcji, że jej plan się powiódł, nie wspo-minając nawet o tantiemach ze sprzedaży albumu. Nic mi nie jest, kochanie uspokoiła Gideona, zmuszając się do uśmie-chu. To ja powinnam spytać, jak się czujesz. Walcząc ze łzami, zajrzałapod opatrunek.Był czysty. Wszystko w porządku?Oczami wyobrazni zobaczyła czekającą ich drogę.Była długa, niebezpieczniekręta, wiodła przez górskie przełęcze.Przez chwilę zastanawiała się, czyby nieposzukać innego lokum, ale wtedy przypomniała sobie, co mówiła Morgana,prowadząc ich do domku.Wiosna stanowiła w Twentynine Palms szczyt sezonuturystycznego.Każdy zajazd i hotel w promieniu siedemdziesięciu kilometrówmiał komplet gości.Elizabeth nie chciała tu zostawać ani chwili dłużej, ale wiedziała, że dla dobrasyna powinni zjeść kolację i przenocować.Wyruszą jutro z samego rana.Potem przypomniała sobie o książce. Gideonie powiedziała, kładąc mu rękę na ramieniu chyba będzie le-piej, jeśli nie będziemy się chwalić moją książką. Dobrze zgodził się.To było za mało.Mogło mu się coś wymknąć. Wiesz, że mój przyjaciel nazywa się Hightower i jest właścicielem tegozajazdu.Ta młoda pani z recepcji jest jego córką.Przypuszczam też, że poznamyRLTjego żonę.Może cię korcić, żeby wspomnieć o książce.W końcu on też w niejsię pojawia.Mimo to.Westchnęła.Znowu musi wybrać między prawdą a kłamstwem.Kiedy Gide-on był malutki i zaczął pytać o ojca, nie mogła mu powiedzieć: Popełnił cudzo-łóstwo.Okłamał mnie.Twierdził, że nie jest żonaty.A kiedy napisałam, że spo-dziewam się jego dziecka, nie był łaskaw odpisać".Choć w głębi duszy nie wie-rzyła, by Faraday mógł tak postąpić, miała dowody, a jako naukowiec wyciągaławnioski na podstawie faktów, nie domniemań
[ Pobierz całość w formacie PDF ]