[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie zdradzała najmniejszego zainteresowania obejrzeniemsamochodu, który tylko by jej przypomniał, o jak mały włos uszłaśmierci.Zaczęła iść szlakiem energicznym marszowym krokiem, abyrozgrzać mięśnie.Ból i napięcie malały, ale nie przeszły całkiem.Poranne powietrze było zimne, a opary mgły unosiły się w nimniczym dym z wypalanych łąk.Otoczenie było wspaniałe, a szlakwił się pod gęstymi koronami sekwoi, gdzieniegdzieprzerzedzającymi się i otwierającymi na szczególnie pięknewidoki.Po drodze minęła parę osób, z których każda ją pozdrowiła.Zatoka Aniołów była pod tym względem niepodobna do LosAngeles, gdzie ludzie odwracali wzrok bądz zbyt zajęci bylipisaniem esemesów alborozmowami przez komórkę, aby powiedzieć dzień dobry"komuś obcemu.Dotarcie na szczyt zajęło jej około pół godziny.Rozciągała sięz niego piękna panorama oceanu i zatoki, centrum miasteczka,rynku i urwisk okalających linię brzegową.Napiła się wody zbutelki, a Rufus położył się na ziemi szczęśliwy z powodu chwiliprzerwy.Ostatni kilometr trzeba się było wspinać ostro pod górę,ale ten wysiłek dobrze jej zrobił.Poza tym zawsze uwielbiałaporanki, kiedy rzeczywisty świat przeganiał sny.Na odgłos kroków odwróciła głowę.Jeszcze jeden amatorjoggingu podbiegał pod górę.Mężczyzna miał na sobiegranatową wiatrówkę narzuconą na ciemną bluzę.Zanim jeszczemu się przyjrzała, już wiedziała, że to Nick Hartley.Dreszczprzebiegł jej po plecach.Kiedy się zbliżył, usłyszała jego sapanie - pokonał górę wszybszym tempie niż ona.Miał włosy wilgotne od mgły, policzkizaczerwienione, a oczy błyszczące i nieco czujne, gdy jądostrzegł.- Znowu się spotykamy - rzekła.- Tak.Musisz się już czuć dobrze, skoro wspięłaś się na górę.- Szłam wolniej niż zazwyczaj.- Pokazała ręką horyzont.-Widok wart był tego wysiłku.- Jest całkiem, całkiem.- Pochylił się, by pogłaskać Rufusa.Pies zaczął go obwąchiwać.- Jak się masz, chłopie? To twój piesczy brata?- Joego.Wabi się Rufus.Należał do wuja Carlosa, a Joeodziedziczył go razem z domem.- Omiotła Nicka zamyślonymspojrzeniem.- Znałeś mojego wuja?Nick wyprostował się i potaknął.- Znałem, ale niezbyt dobrze.Jeden z moich kolegów, ShaneMurray, wypływał z nim na ryby, kiedy byliśmy jeszcze wszkole.- Brał udział w jakichś produkcjach teatralnych?- Nie wiem.Dlaczego o to pytasz?- Usiłuję więcej się o nim dowiedzieć.Joe powiedział, żenasze drzewo genealogiczne może brać początek od rozbitków zzatopionego statku, dlatego się tym zainteresowałam - odrzekła zuśmiechem.- Cóż, na pewno znajdziesz dość ludzi w miasteczku, którzybędą zachwyceni, mogąc odpowiedzieć na te pytania.Potomkowie rozbitków są u nas bardzo popularni, zwłaszcza żestarsze pokolenie stara się, by legenda była ciągle żywa.- Czy twoja rodzina także się od nich wywodzi?- Nie.Moi prapradziadkowie przyjechali do Zatoki Aniołów iwybudowali w nim teatr w latach dwudziestych zeszłego wieku.- Skoro to prapradziadkowie zbudowali teatr, rozumiem,dlaczego twoja rodzina chce, byś go odrestaurował.Toryopowiedziała mi o planach - dodała.- Tak, chcą, żebym się w to zaangażował, ale teatr jest pewnieostatnim budynkiem na świecie, który chciałbym ocalić.Oferujeświat iluzji, fałszywych wierzeń, jest hołdem składanympozorom.Ludzie gubią się w takim świecie.Zapominają, że niejest prawdziwy.Popatrzyła na niego z zaciekawieniem.- Tak się stało z tobą, Nick? Zgubiłeś się? Znieruchomiał,jakby dopiero zdał sobie sprawę,jak wiele prawdy odsłonił.Po chwili wahania rzekł:- Tak.Porwała mnie magia pewnego letniego przedstawienia ipoślubiłem aktorkę, która nie od razu pokazała mi, kim jestnaprawdę, a dopiero kiedy zrobiło się już za pózno.Powinienembyć mądrzejszy,całe życie spędziłem w otoczeniu aktorów.Wszyscy bylidiabelnie dobrzy w graniu ról.- Przykro mi.Wzruszył ramionami.- To skończyło się już dawno temu.Jednak przebywanie wpobliżu teatru przypomina mi tamten czas.- Odrzucisz tę pracę?- Chciałbym - powiedział z westchnieniem.- Nie mogę sobiejednak wyobrazić rodziny bez teatru.Są za starzy na cygańskieżycie.Dziadkowie mają po osiemdziesiąt łat.Ojciec ma kłopotyze zdrowiem.Muszą zostać w jednym miejscu i mieć ten teatrdziałający jeszcze przez przynajmniej dziesięć lat.Niezależnie odtego, czy będę skłonny zrobić projekt, czy nie, i tak muszą zebraćmnóstwo pieniędzy na renowację.A dawanie sobie rady zrzeczywistością nigdy nie było ich najmocniejszą stroną.- Za to twoją jest.- Przynajmniej na razie.A zatem zgłosiłaś się do pracy przyprzedstawieniu?- Tak, bo zapowiada się dobra zabawa.- Chrząknęła, kiedynatarczywy wzrok Nicka sprawił, że załaskotało ją w brzuchu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]