[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.%7łałowała, że Julian nie może dostrzec, jaka dobrana byłaby z nichpara.- Czy mogłabyś ofiarować mi następny taniec?Odwróciła się, by stanąć twarzą w twarz z Robertem.Usiłowała nie stracić kontroli nad swoim zachowaniem,próbując jednocześnie nie zważać na szaleńcze tempo uderzeń własnego serca.- Nie uważam, żeby to był rozsądny pomysł.- Wszystko, co wydarzyło się pomiędzy nami, było mało rozsądne.Dlaczego akurat teraz mielibyśmy na tozważać?- Ponieważ nie tylko my poniesiemy konsekwencje.- Słusznie - powiedział, uśmiechając się sztucznie.- Czy zatem będzie mi wolno zostać i rozmawiać z tobą, czyteż będzie lepiej, jeśli odejdę?Amelia zdążyła już dostrzec kilka ukradkowych spojrzeń kierowanych w ich stronę.Nie mogło być wątpliwości,że powinien odejść i raczej poprosić do tańca jakąś inną młodą damę, nie skrępowaną więzami małżeństwa.Jednakże nie potrafiła się zmusić do powiedzenia tego.- Zrób, jak uważasz za stosowne.- Wolałbym zatańczyć z tobą.Nie istnieje w tej chwili doskonalszy pretekst, by trzymać cię w ramionach.-Zanim zdążyła zaprotestować, objął ją i poprowadził na parkiet przy pierwszych dzwiękach walca.Oboje poruszali się z doskonałą naturalnością, jakby stanowili połówki tej samej całości.On prowadził, ona siępoddawała.Kołysali się i płynęli, jak gdyby ich ciała układały się do jeszcze innego, bardziej pierwotnego rytmu.Oczy Roberta przybrały kobaltowy odcień, gdy wpatrywał się w Amelię.Brzeg jej spódnicy kręcił się, ocierał ojego spodnie, owijał w intymny sposób wokół jego nóg.Dzieliła ich od siebie stosowna odległość, jej dłońspoczywała lekko i pod właściwym kątem w jego dłoni, drugą ręką ledwie dotykał ściśniętej gorsetem talii, mimoto ich ciała były jakby ze sobą stopione.Inne pary tłoczyły się w pobliżu, suknie szeleściły podczas obrotów, leczoni w tej chwili istnieli tylko dla siebie.W stanie prawie ekstazy uczynili z tańców całkowicie intymny obrzęd.Amelia była rozmarzona i bliskaomdlenia.Tak bardzo pragnęła przytulić się do Roberta, że wysiłek, by się mimo wszystko powstrzymać, budził wjej duszy zamęt.Bliskość mężczyzny i jego dotyk przywoływały wspomnienia innych miejsc, innych chwil.Jegooczy swym wyrazem wabiły otwarcie i bez zahamowań.Skłoniła się ku niemu; usta miała zwilżone i rozchylone,chmury z jej oczu się rozpierzchły.72Jednakże jakaś cząstka jej świadomości ostrzegała ją przed widocznym lekceważeniem przez niego konsekwencjitego, co robili, i tego, co miało wydarzyć się następnego dnia.Amelia nie mogła opędzić się od natrętnej myśli, żewręcz chciał, aby wszyscy dowiedzieli się o ich romansie.Zadawała sobie pytanie, czy Robert również skrycie niepragnął, by ich zauważono nad brzegiem rzeki.Czy nie bał się i dlatego oczekiwał na pojedynek o brzasku z takimspokojem, czy też dlatego, że pewien był rezultatu?Nie podobał się jej tor, jakim biegły jej rozmyślania.Jednakże nietrudno było znalezć ich zródło.Pamiętając osposobie, w jaki dostał się do jej łóżka, nie mogła mu w pełni zaufać.Uważała, że jest zdolny do wszystkiego, azatem w pewien sposób podejrzany.Te myśli sprawiały jej ból, ale nie potrafiła przed nimi uciec.Taniec zdawał się trwać bez końca.Targana sprzecznymi uczuciami, zaczęła odczuwać ból głowy.Dał o sobieznać już wcześniej, ale dopiero teraz stawał się naprawdę dotkliwy.Zmarszczyła czoło.- Stało się coś? - zapytał Robert z troską w głosie.- %7łałuję, że nie mogę pojechać teraz do domu.- Ja również żałuję, że nie możesz pojechać.ze mną - brzmiała natychmiastowa odpowiedz.- Mówię poważnie.- Uważasz, że ja nie?- Nigdy nie mam pewności, gdy chodzi o ciebie - odparła, przyglądając mu się badawczo.Teraz także on popatrzył uważnie, lecz zanim zdążył się odezwać, walc dobiegł końca.Od razu dołączyła do nichChloe.Wpadła na Amelię, chwytając ją za ramię.- Muszę chwilę z tobą porozmawiać.Najlepiej w saloniku.Amelia pozwoliła się odprowadzić, zerknęła tylko jeden raz przez ramię na Roberta.Zdążyła jeszcze zauważyć,że odprowadzał ją wzrokiem.Odwróciła się w samą porę, by nie zderzyć się ze służącą, która właśnie zbierałaszklaneczki po ponczu.Kiedy schodziły, rzuciła okiem na Chloe, ale niewiele potrafiła odczytać z wyrazu jejtwarzy o mocno zaciśniętych ustach.Domyślała się jednak, co ją gryzło: bez wątpienia doszła do niej wieść opojedynku.Nie sposób było zgadnąć, czy wiedziała coś więcej.W saloniku spotkały dwie matrony, które bynajmniej nie spieszyły się z odejściem.Po kolei przeglądały się wlustrze wiszącym nad empirowym stołem, zastanawiając się, jak sprawić, by ich mężowie nie chrapali, orazwymieniając inne życiowe doświadczenia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]