[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Najstarszedemokracje popełniały ten sam błąd, sprawiając, że w zgiełkuwaśni i wojen trudno było usłyszeć głos barda i poety.Czy tak? Chyba jednak nie do końca.Wielkie liczby dają namprawo do błędu, zwalniając z konieczności zachowaniaprecyzji, to kwestia zaokrąglenia i rzędu wielkości.Lecz ty,moja droga I.M., byłaś filozofem.To zmienia postać rzeczy.Dokonując rozdziału serca od ciała, okazałaś sięwy-znawczynią Mistrza mało konsekwentną.Nie uwierzyłaśidei na słowo.Chciałaś żyć pełnią życia, bez względu na cenę.W takim razie co z duszą?Nic.Wygodne usprawiedliwienie! To nie ją chciałaśwyzwolić, tylko swoje ciało.Rozgrzeszyć je z niestałości:niewierne, bo wyzwolone.Bezduszne! Czy nieobecność duszyw tym rachunku oznaczała prawo do.bezprawia serca? Na toby wychodziło.Wolność pojęta jako brak.Z braku duszy.Jakże łatwo ukryć prawdę własnego życia za wizerunkiemstworzonym dzięki słowom.To tylko dowodzi, jak wielka jestsiła literackiej fikcji.Wystarczyło powiedzieć: uczona ipisarka.Ale mimo wszystko.Pisarstwo było dla niej jak choroba, długa i nieuleczalna.Wymagało ofiar i poświęcenia, długich godzin, miesięcy, latspędzonych samotnie w rejonach dalekich od rzeczywistości,mimo że tejże rzeczywistości dotyczących.I.M.mogła poświęcić czas, ponieść ofiary.Tylko siebie niechciała poświęcić.Dla siebie nie chciała cieni, lecz dojrzałychowoców przeżycia.A te mogło jej ofiarować jedynie ciało.Toprawda, poszukiwała wcielenia Idei na równi z jej sublimacją.Lecz prawdą też jest, że poruszając się z taką swobodą i odda-niem po obszarach intelektu, jednocześnie z równąnamiętnością zanurzała się w cielesności.Czerpała z niejpełnymi garściami, nie oglądając się na normy i konwenanse, aczęsto także na uczucia innych.Cóż jeszcze możemy powiedzieć?Bujne życie I.M.nie wynikało z faktu, że podążała śladamiMistrza, lecz że dzięki niemu mogła swobodnie krążyć pozawiłych ścieżkach rzeczywistości.Perhaps it's not a bad ending after all, pomyślała, zasypiając,Irena.Mimo wszystko może nie jest to złe zakończenie.Było już dobrze po północy, gdy w końcu Sasza, jedynymężczyzna w tym domu kobiet jeśli nie liczyć Doga, który,pomimo mrozu, jak zwykle polował gdzieś w ogrodzie,składając krwawe, mysie, a może ptasie, ofiary na ołtarzunatury po raz ostatni obszedł dom, aby dołożyć drew doognia.Potem zasnął w fotelu w bibliotece, z otwartą książką nakolanach, zmęczony czuwaniem.Zawiedziony tym, że wraz znastaniem niepodzielnych rządów pięciu kobiet, a nawetsześciu, jeśli wliczyć panią Hicks, w Willow Pond czynypraktyczne wzięły górę nad niepraktycznymi, ich zdaniem,słowami.Dla człowieka rozmownego było to odkrycie przygnębiające.Niemniej i w tej sytuacji Sasza, z wrodzoną pogodą ducha,dostrzegał dobre strony.Zasypiając, wyobraził sobie tamę nawezbranej rzece, w chwili gdy żywioł pokonuje marnezabezpieczenia.To będzie piękny dzień.Równie piękny jakmłoda kobieta, która zjawi się na brzegu z córką w ramionach,nareszcie spokojna, nareszcie pewna siebie i życia, i bez lękuspojrzy w uwolniony nurt.Uśmiechnął się przez sen.To będzie piękny dzień.3.Dwudziestego piątego grudnia rano w domu Mary Os-bornepanowała niczym niezmącona cisza.Wszyscy domownicy igoście jeszcze spali.Sprzęty, naczynia i książki, kosze z wełną,kilimy i krosna Mary trwały w miejscach, gdzie jepozostawiono niczym gotowa scenografia do nowego dnia.Drapiąc się w czoło ze zdumienia, stary Samuel Hicks zsunąłczapkę na czubek łysiny, po czym oparł się ciężko na dużejdrewnianej szufli do odśnieżania. Ho, ho, czegoś takiego tom tu od lat nie widział powiedział głośno do rudego kota, który siedział skulony naprogu, mrużąc ślepia, wyraznie niezadowolony z pogody.Ledwie dziecko się urodziło, a już ma i zimę jak należy, ibałwana jak się patrzy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]