[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Żotkiewicz wydobył z torby podłużne zawiniątko:- A tak się złożyło, że na braniewskim targu nabyliśmy mapę tych okolic, ponoć trzystuletnią.Czy nie byłoby dla pana dużym kłopotem dokonanie choćby pobieżnej jej oceny?.Ostrożnie rozwinąłem pergamin.Okolica Tolkmicka.Na znaki kartograficzne naniesiono niezrozumiałe na pierwszy rzut oka oznaczenie.Popatrzyłem na Żotkiewicza:- Czy jest pan tak zwanym “poszukiwaczem skarbów”?Uniósł ręce do góry:- Ależ skąd! Tę mapę kupiliśmy tylko dla ozdoby naszego mieszkania w Olsztynie.Zresztą od samego początku wydawała mi się falsyfikatem.Ale ładny falsyfikat - czemu nie?Cena była naprawdę niewygórowana.Dopiero ocena pana.Uniosłem mapę ku światłu:- Skoro obdarza mnie pan takim zaufaniem.to muszę stwierdzić, że mamy tu przed sobą oryginał mapy z XVII wieku.Dziwne może się wydawać, że sporządzono mapę takmało znaczącego zakątka Prus, ale to nic.Honor zawodowy nakazuje mi zwrócić uwagę pana na te znaki, które mogą prowadzić do wielkich bogactw.Odpowiedział mi tubalny śmiech pana Lecha i dźwięczny jego żony Izabeli.- To już państwo tacy bogaci, że im więcej bogactwa nie potrzeba? - wyrwał się Jacek.Żotkiewicz podkręcił wąsa:- Ech, te bogactwa z marzeń! Ja wolę to (o ile w ogóle uda mi się je uzyskać) z pracy mojej i Izy - tu przytulił swoją wiotką żonę o niespokojnych oczach.Odwróciłem się ku niemu:- Czy w takim razie nie będzie miał pan nic przeciw temu, że skopiuję pańską mapę?Radośnie klepnął mnie w ramię tak mocno, że o mało nie wylądowałem nosem w filiżance:- A na cóż kopiować? Bierz pan tę mapę! Zwróci ją pan jak już nie będzie potrzebna.Tu moja wizytówka.- Ależ to jest cenna rzecz - sumitowałem się.- Jeśli tamten reportaż nie kłamał, to pan jest człowiekiem, który odda każdą pożyczoną rzecz.Wydawało mi się, że Jacek z trudem tłumi śmiech.Na wszelki wypadek kopnąłem go w kostkę.Ucichł.Poprawiłem golf:- Nie będę przed panem ukrywał, że podejrzewam, iż niektóre ze znaków na mapie mogą prowadzić do interesujących, jak już powiedziałem, ale i cennych pod materialnym względem odkryć.Gromki śmiech i ponowne klepnięcie w ramię z siłą, której nie powstydziłby się Mike Tyson, ponownie wtłoczyło mnie w blat stolika:- To wtedy zawiadomi mnie pan, nieprawdaż? Albo znam się na ludziach, albo nie nazywam się Lech Żotkiewicz! No, Iza, żegnamy się z panami! Przed nami tyle do zwiedzania, a tak mało mamy czasu!I sympatyczne małżeństwo znikło ,jak sen jaki złoty” zostawiając nader cenną i interesującą mapę w mych rękach.Jacek wyszedł przed restaurację, a ja pozostałem, by uiścić rachunek, jako że elektroniczna kasa zaniemogła.Gdy wyszedłem przed “Akcent” zobaczyłem Jacka otoczonego przez czterech osiłków, którym zdawał się przewodzić szczególnie pękaty.- Panowie mają jakąś sprawę do tego młodzieńca? - spytałem podchodząc na lekko rozkołysanych nogach (dzięki temu jest się przygotowanym na odparcie ataku z każdej strony).- Nie pańska rzecz - napuszył się pękaty - ale akurat my nie lubimy punków.Krótki ruch kciukiem z dołu i pękaty (nie uwierzycie mi) pozieleniał i jakby zeszło z niego powietrze! Aż z podziwu cofnąłem rękę, a że przy okazji mój łokieć trafił w nos następnego z czwórki, to już przepraszam! W każdym razie dobrana gromadka uznała dyskusję za zakończoną i tylko klnąc pod nosem poczłapała za róg domu.- Czego się pan wtrącał?! Ja bym sam!.- rozkrzyczał się za to Jacek.- Sam byś kwiczał na chodniku pod obcasami tych czterech! Koniec dyskusji!ROZDZIAŁ PIĄTYSAMOTNY GRÓB MŁODEJ DZIEWCZYNY • DWA PISTOLETY P-64 •W KOMISARIACIE POLICJI W TOLKMICKU • PRZYJAZD DOKADYN • JAK SMAKUJE ŁOSOŚ z OGNISKA • POWRÓT OJCALESZKA • GOŚCINA WE FRANCISZKAŃSKICH WŁOŚCIACH •POTRZEBA MI SPRZYMIERZEŃCÓWZ Fromborka jechaliśmy dobrze utrzymaną szosą przez Narusę, skręcając w Pogrodziu na Tolkmicko i dalej do Kadyn.- Oprócz portu nie pokazałem ci nic z ciekawostek Fromborka, a przecież byłeś tam pierwszy raz - powiedziałem.- Nie szkodzi - zaśmiał się Jacek - jeszcze odrobimy straty.Teraz ciekawi mnie, co nas czeka?Czekała, a może będzie właściwiej powiedzieć: czekały.Na wzgórzu pod ogromnymi lipami bielała kapliczka, a przy niej brązowy krzyż na samotnej mogile.Wspięliśmy się po murszejących drewnianych stopniach.- A cóż tu ciekawego pan przygotował? - Jacek zerkał na mnie spod oka.- Kapliczka, którą widzisz, pochodzi z początku XVIII wieku.Nosi ona nazwę Kapliczki Moru, stanowi bowiem jedyny ślad po dawnym cmentarzu dla zmarłych w czasie zarazy.Chodź, podsadzę cię, żebyś mógł spojrzeć przez okienko do środka.Jeszcze jest dość światła.Zobaczysz wyrzeźbioną w jednym kawałku drewna figurę Marii z Dzieciątkiem.Jacek posłusznie wspiął się na moje splecione dłonie, popatrzył przez okienko nad drzwiami i zeskoczył na ziemię.Jak się spodziewałem, bardziej intrygował go samotny grób, którego krzyż odświeżano niedawno brązową farbą, a przy nim czyjaś troskliwa ręka położyła sztuczne kwiaty i postawiła znicze.- Gertrudę Schultz 1928-1945 - sylabizował gotycki napis Jacek.- Siedemnaście lat [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ciaglawalka.htw.pl