[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chodziłotam jakoby przede wszystkim o dobre wychowanie i pierwszorzędnenazwisko.Grałem w polo doskonale, a gaża, jaką mi wymienił, była świetna w przeciągu trzech lat mógłbym sobie tyle zaoszczędzić, że miałbymmożność pokusić się pózniej o coś przyzwoitszego.Poza tym  Kair! Przecieżto daleko, a przy grze w polo ma się do czynienia z ludzmi z dobregotowarzystwa.Zgodziłem sie więc z zapałem.Nie chcę cię nudzićopowiadaniem, ilu klamek musiałem się czepiać i ilu wysłuchaćzakłopotanych wykrętów od tak zwanych starych przyjaciół, zanim zebrałemte paręset koron na przejazd i wyekwipowanie.W tak eleganckim klubietrzeba mieć przecież ubranie do konnej jazdy i frak, żeby się dobrzeprezentować.Pomimo jazdy na międzypokładzie bardzo było krucho z gotówką.W Kairze miałem jeszcze w kieszeni siedem piastrów, a gdyzadzwoniłem do Royal Poloclub, czarna gęba murzyńska wytrzeszczyła namnie gały i powiedziała, że nie zna żadnego pana Efdopulosa i żadnegoszwagra, że nie potrzeba trenera, a klub w ogóle ma być zlikwidowany.Domyślasz się, że ów Egipcjanin był oczywiście skończonym łajdakiem, którynabrał mnie, osła na dwieście koron, ja zaś nie byłem tak szczwany, abyżądać, by mi pokazał jakiekolwiek listy albo telegram.Tak, tak mój drogi, nieznamy się na takich kanaliach, a przecież nie po raz pierwszy wybrałem sięna poszukiwanie posady.Tym razem jednak był to cios mocny, bo stałemteraz samotny w Kairze, nie znając nikogo, i miałem aż siedem piastrów wkieszeni, a jest to miasto, gdzie panuje nie tylko upał, ale i wściekładrożyzna.Oszczędzę ci wyznań, jak tam mieszkałem i co żarłem przezpierwsze sześć dni; sam się dziwię, że można takie chwile przeżyć.I widzisz,inny w takim wypadku poszedłby do konsulatu i żebrałby, aby go odesłanodo domu, ale na tym polega cała rzecz, że człowiek naszego pokroju nie możesię na to zdobyć.Nie potrafimy antyszambrować siedząc na ławce pospołu zrobotnikami portowymi i zwolnionymi kucharkami, nie możemy znieśćspojrzenia jakiegoś drobnego urzędniczyny w konsulacie, gdy przesylabizujew paszporcie:  Baron Balinkay.Raczej zejść na psy! Wyobraz więc sobie,jakim szczęściem w tym pechu była przypadkowa wiadomość, że w HoteluShepherd potrzeba kelnera.A ponieważ miałem frak, i to frak nowy (zubrania do konnej jazdy żyłem przez pierwsze dni), a mówiłem po francusku,wzięto mnie łaskawie na próbę.Ostatecznie wygląda to na pozór całkiemznośnie: stoi się we fraku i śnieżnobiałym gorsie, podaje się potrawy, kłaniasię gościom i robi honory domu.A mniejsza o to, że kelnerzy z pokojówsypiają po trzech w mansardzie, tuż pod rozpalonym dachem, wśródmilionów pcheł i pluskiew, że z rana myją się również po trzech w tej samejblaszanej misce.że człowieka krew zalewa, gdy mu wsuwają do rękinapiwek, i tak dalej, i tak dalej.Dość, że to przeżyłem, dość, żewytrzymałem!A potem  ta historia z moją żoną.Była od niedawna wdową: z siostrąoraz szwagrem przyjechała do Kairu.Ow szwagier był najordynarniejszymdrabem, jakiego sobie możesz wyobrazić; gruby, tłusty, nadęty,pyszałkowaty, a coś go we mnie irytowało.Może byłem na jego gust zaelegancki, może nie dość nisko kłaniałem się temu mynheerowi, aż otopewnego razu, gdy nie przyniosłem mu śniadania na ściśle oznaczonąminutę, krzyknął na mnie:  Ty durniu!.Widzisz, gdy się było oficerem,tego rodzaju rzeczy wchodzą w krew; nie zdążyłem się zastanowić, gdy przeszedł mnie wstrząs, jak konia niespodzianie zdartego uzdą,wyprostowałem się i  doprawdy brakowało ułamka sekundy, a byłbym gowyrżnął pięścią w twarz.Ale opanowałem się resztką przytomności.Cała tahistoria mojego kelnerstwa zawsze przypominała mi maskaradę, toteż  niewiem, czy to zrozumiesz?  uczułem pewnego rodzaju sadystyczną uciechę,że akurat ja, Balinkay, muszę znieść takie chamstwo od tego gruboskórnegohandlarza serów.Stałem więc spokojnie i tylko leciutko się uśmiechałem.Wiesz, patrzałem na niego tak z góry, z uśmieszkiem, aż drab zzieleniał zezłości, czując, że biorę nad nim górę.A potem chłodno wyszedłem z pokoju,złożywszy przed nim specjalnie ironiczny, a uprzejmy ukłon.O mało nie pękłz wściekłości! Ale była przy tym obecna moja żona, to znaczy moja dzisiejszażona.Widocznie zrozumiała, co się między nami dwoma działo, izorientowała się  przyznała mi się pózniej  po sposobie, w jaki sięwyprostowałem, że jeszcze nikt w życiu nie pozwolił sobie w stosunku domnie nigdy na coś podobnego.Wybiegła za mną na korytarz ze słowami, żeszwagier jej troszkę jest zdenerwowany i że nie powinienem się na niegoobrażać.Spróbowała nawet  dowiedzże się całej prawdy, mój kochany wsunąć mi w dłoń banknot, aby wszystko załagodzić.Gdy ów banknot odrzuciłem, zrozumiała po raz drugi, że coś z tymmoim kelnerstwem nie jest w porządku.Cała sprawa byłaby się na tymskończyła, bo przez kilka tygodni zebrałem sobie już tyle, że mogłempowrócić do domu nie żebrząc w konsulacie (poszedłem tylko raz jeden pojakąś wiadomość), ale na pomoc przyszedł mi przypadek, właśnie takiprzypadek, jaki się zdarza raz wśród tysięcy razy.Oto przez przedpokójprzechodził konsul, w którym poznałem naszego Elemera von Juhacz, zktórym Bóg wie, ile razy siadywałem w Jockey Club.Uściskał mnie inatychmiast zaprosił do siebie.I znów przypadkowo  policz, przypadek plusprzypadek, opowiadam ci to dlatego, abyś wiedział, ile nieprzewidzianychprzypadków musi się zebrać, by człowieka wyciągnąć z błota!  w klubie jegobyła moja dzisiejsza żona.Gdy Elemer przedstawił mnie jako swegoprzyjaciela, barona Balinkaya, zaczerwieniła się jak rak.Oczywiście poznałamnie natychmiast i przykro jej się zrobiło z powodu owej historii znapiwkiem, natomiast ja ze swej strony wyczułem od razu, jaka to wytwornai szlachetna kobieta, gdy wcale nie udając, iż o niczym nie wie, szczerze iuczciwie przyznała się do swego nietaktu.Reszta ułożyła się nader szybko inie będę ci już o tym opowiadał.Wierz mi jednak, że taki zbieg okolicznościnie powtarza się codziennie, a pomimo pieniędzy i pomimo mojej żony, za którą rano i wieczorem tysiąckrotnie Bogu dziękuję, nie chciałbym po razdrugi przeżyć tego, co przeżyłem.Odruchowo wyciągnąłem do Balinkaya rękę. Dziękuję ci serdecznie, że mnie ostrzegłeś.Teraz jeszcze lepiej wiem,co mnie czeka.Ale daję ci słowo, że nie mam innego wyścia.Czy rzeczywiścienie miałbyś dla mnie posady? Podobno prowadzisz duże interesy.Balinkay przez chwilę milczał, potem westchnął współczująco. Biedaku, musieli ci dobrze zalać sadła za skórę! Nie bój się, nie będęwypytywał, sam przecież widzę aż nadto.Gdy przyjdzie tego rodzajumoment, nie pomoże ani namawianie, ani odmawianie.Trzeba pokoleżeńsku pomóc, a że nie zaniedbam niczego, na to nie trzeba ci chybaspecjalnych przysiąg.Ale słuchaj, mój kochany, tyle jednak masz rozsądku,że sobie nie wmawiasz, iż będę cię mógł u nas od razu pchnąć na najwyższyszczebel? W przyzwoitym interesie nie zdarzają się takie rzeczy, a wszystkichzirytowałoby, gdyby niespodzianie ktoś obcy przeskoczył inne stanowiska.Musisz zacząć od samego początku i możesz przez kilka miesięcyprzesiedzieć w biurze nad głupią pisaniną, zanim będę mógł cię posłaćgdzieś na plantację albo wyczarować dla ciebie coś innego [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ciaglawalka.htw.pl