[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.74I znów pomyślał, \e powinien wyjechać.Zostawić farmę w lu-sterku wstecznym i ruszyć przed siebie, niewa\ne dokąd.Myśl była tak nagląca, tak przemo\na - wsiadaj do samochodui wynoś się stąd! - \e spiął się cały.Nienawidził samej ideiucieczki.Wskoczenie do samochodu i odjazd to nie świadomywybór, tylko panika.I wtedy w jego głowie pojawiła się kolejnamyśl, niepokojąca i pozbawiona podstaw, lecz osobliwie przeko-nująca: jest manipulowany, nieboszczyk chce, aby uciekł.Usiłujego zmusić, by porzucił.co porzucił? Jude nie miał pojęcia.Nazewnątrz psy chórem obszczekały przeje\d\ającą półcię\arówkę.Poza tym i tak nigdzie się nie wybierał bez wcześniejszej roz-mowy z Georgią.A jeśli nawet w końcu postanowi wyjechać,pewnie najpierw jednak się ubierze.Lecz po chwili odkrył, \e sie-dzi ju\ za kierownicą mustanga.Lubił tam myśleć.Zawsze najle-piej mu się myślało w samochodzie, przy włączonym radiu.Siedział w ciemnym gara\u o podłodze z ubitej ziemi i wyda-ło mu się, \e jeśli w pobli\u czai się jakiś duch, jest to Anna, a nierozgniewana dusza jej ojczyma.Była równie blisko jak tylne sie-dzenie.Oczywiście kochali się na nim.Poszedł do domu po pi-wo, a kiedy wrócił, czekała w mustangu naga, tylko w wysokichbutach.Upuścił otwarte puszki i zostawił je tak, pieniące się naziemi.W tamtym momencie nic na świecie nie wydawało mu sięwa\niejsze ni\ jej jędrne, dwudziestosześcioletnie ciało, dwudzie-stosześcioletni pot i śmiech, i jej zęby na jego szyi.Siedział w chłodnym cieniu, w fotelu z białej skóry i po razpierwszy tego dnia poczuł prawdziwe zmęczenie.Ręce miał cię\-kie, bose stopy odrętwiałe z zimna.Kluczyki tkwiły w stacyjce,przekręcił je, by włączyć ogrzewanie.Nie był ju\ pewien, czemu wsiadł do samochodu.Teraz jed-nak, gdy w nim siedział, nie potrafił sobie wyobrazić, \e miałbysię ruszyć.Z bardzo daleka dobiegło go nerwowe, niespokojneszczekanie psów.śeby je zagłuszyć, włączył radio.John Lennon śpiewał I Am The Walrus, z wywietrznikówwylewało się gorące powietrze, omiatając gołe nogi Jude'a, któryodprę\ył się i pozwolił, by głowa opadła na oparcie.Zmysłowy,pulsujący bas Paula McCartneya odpływał coraz bardziej, zagłu-75szany przez cichy pomruk silnika mustanga - zabawne, prze-cie\ Jude nie uruchomił silnika, tylko ogrzewanie.Po Beatle-sach nastąpiła seria reklam.Lew z Imperial Autos mówił:Nie znajdziecie podobnych ofert w \adnym z trzech stanów!Konkurencja nie zdoła nawet zbli\yć się do naszych cen.Martwi ściągają \ywych w dół, chodz, siadaj za kierownicą iwybierz się na nocną drogę.Pojedziemy razem.Zaśpiewamyrazem.Będziesz chciał, \eby ta wycieczka nigdy się nieskończyła.I się nie skończy.Reklamy znudziły Jude'a.Znalazł w sobie dość sił, byprzełączyć kanał.Na FUM grali jedną z jego piosenek,pierwszego solowego singla, grzmiący numer w styluAC/DC zatytułowany Dusze na sprzeda\.W mroku zdawałosię, \e wokół samochodu szybują widmowe postaci, bez-kształtne strzępy złowieszczej mgły.Ponownie zamknąłoczy, słuchając własnego głosu.Mówisz, \e więcej ni\ srebro i ni\ złotoWarta jest moja dusza.Z Bogiem pogodzę się z wielką ochotą,Ale najpierw na piwo mieć muszę.Prychnął cicho pod nosem.Nie sprzedawanie dusz ściąga-ło na człowieka kłopoty, tylko ich kupowanie.Następnymrazem będzie musiał dopilnować, by istniała mo\liwośćzwrotu.Zaśmiał się i uchylił powieki.Nieboszczyk, Crad-dock, siedział obok w fotelu pasa\era.Uśmiechnął się, de-monstrując krzywe, poplamione zęby i czarny język.Cuchnąłśmiercią i spalinami, jego oczy kryły się za tymi dziwnymi,stale poruszającymi się krechami, czarnymi pociągnięciamipędzla.- Nie przyjmujemy zwrotów ani reklamacji - powiedziałdo niego Jude.Nieboszczyk współczująco pokiwał głową i Jude znów za-mknął oczy.Gdzieś daleko ktoś wykrzykiwał jego imię.ude! Jude! Odpowiedz mi, Ju.On jednak nie miał zamiaru się męczyć.Był śpiący ichciał, \eby wszyscy dali mu spokój.Odchylił oparcie.Splótłręce na brzuchu.Odetchnął głęboko.76Właśnie zasnął, gdy Georgia chwyciła go za rękę i wyciągnęłaz samochodu na ziemię.Jej głos napływał falami, to głośniejszy,to niemal niesłyszalny.wysiadaj, Jude, do kurwy nędzy, wy.ylko nie umrzyj, tylko nie.łagam, błagam!.oczy, otwórz te pieprzone.Otworzył oczy i usiadł, zanosząc się gwałtownym kaszlem.Drzwi stodoły były podniesione, do środka wpadały oślepiające,krystaliczne promienie słońca.Wydały mu się twarde i bardzoostre, raziły oczy.Wzdrygnął się, odetchnął głęboko zimnym po-wietrzem, otworzył usta, by coś powiedzieć, dać jej znać, \e nicsię nie stało, i nagle gardło wypełniło mu się \ółcią.Zwymioto-wał.Georgia trzymała go za ramię, kiedy rzygał.Kręciło mu się w głowie, ziemia pod nim zafalowała.Kiedypróbował wyjrzeć na zewnątrz, świat zawirował niczym obrazwymalowany na ściance wazonu obracającego się na kole garn-carskim.Dom, podwórze, podjazd, niebo przepływały obok.Uległ atakowi choroby lokomocyjnej.Znów zaczął wymiotować.Wbijając palce w ziemię, czekał, a\ świat przestanie się poru-szać.Nie \eby kiedykolwiek przestał; odkrył to ju\ dawno, kiedybył naćpany, ur\nięty albo miał gorączkę: \e świat cały czas się ob-raca i tylko zdrowy umysł potrafi wyprzeć ten fakt ze świadomo-ści.Splunął, otarł usta.Bolały go mięśnie brzucha, jakby właśnieskończył kilka serii brzuszków.Co, jeśli się nad tym zastanowić,niewiele rozmijało się z prawdą.Usiadł, odwrócił się i spojrzał namustanga.Silnik wcią\ pracował.W środku nie było nikogo.Psy kręciły się wokół.Angus trącił go w twarz zimnym, mo-krym nosem i oblizał mu kwaśne od wymiocin usta.Jude był taksłaby, \e nie mógł go odepchnąć.Bon, jak zawsze nieśmiała, zer-knęła na niego nerwowo z ukosa, a potem pochyliła głowę nadplamą rzadkich wymiocin i zaczęła chłeptać ukradkiem.Spróbował wstać, chwytając się ręki Georgii, lecz nie miałdość sił.Pociągnął ją, upadła.Nagła myśl - martwi ściągają \y-wych w dół - przez chwilę zawirowała mu w głowie i zniknęła.Georgia dygotała, twarz wtuloną w jego kark miała mokrą.77- Jude - powtarzała.- Jude, nie wiem, co się z tobą dzieje.Nie potrafił wydobyć z siebie głosu.Wcią\ brakowało mu powie-trza.Wpatrywał się w czarnego mustanga podrygującego na resorach.Moc silnika pracującego na biegu jałowym trzęsła całym pudłem.- Myślałam, \e nie \yjesz.Kiedy złapałam cię za rękę, myśla-łam, \e nie \yjesz.Czemu tu siedziałeś z włączonym silnikiemi zamkniętymi drzwiami?- Bez powodu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]