[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie lubiłamtego zwierzaka, ale Melissy nie cierpiałam bardziej.Miałam nadzieję, że kotka pokaże jej, gdzieraki zimują. Podrapała was? zapytałam, oglądając ręce Gavina w poszukiwaniu śladówpazurów. Nie.Ale nie chce siedzieć w walizce wyjaśnił.Wszyscy siedzący przy stole dorośli spojrzeli na siebie z wymownym milczeniem.Zaś naodgłos kolejnego głuchego łupnięcia dochodzący z dużego pokoju jak na komendę zerwaliśmysię i wybiegliśmy z kuchni.***Upewniwszy się, że Melissa nie rozpoczęła kariery seryjnej morderczyni od zaduszeniakota, zebraliśmy się do domu. To nie był najlepszy przykład ich umiejętności rodzicielskich próbowałamprzekonywać Cartera, gdy wyjeżdżaliśmy spod domu Liz i Jima. Gavin? zagadnął chłopaka Carter, patrząc w lusterko wsteczne. Jakiego nowegosłowa nauczyła cię dzisiaj ciocia Liz? Ciacho powiedział Gavin, wyglądając przez okno.Carter wzrokiem zasugerował, żebym na chwilę powstrzymała się od komentarzy. Ciocia Liz powiedziała, że mamusia uważa, że tata to dobre ciacho.Dajecie sobieciacha, jak nie widzę? To niesprawiedliwe, ja też chcę ciacho zaczął marudzić Gavin.Zatrzymaliśmy się na chwilę u mnie w domu, żeby zabrać kilka drobiazgów, a potempojechaliśmy do Cartera i położyliśmy Gavina na krótką drzemkę.Carter wreszcie przestał mnieurabiać, że Liz i Jima trzeba skreślić z listy.Przekonałam go jednym słowem.Drew.Jeśli ten infantylny wielkolud też miał być poddany próbie, to Carter powinien uważać zopiniami na temat moich przyjaciół.Zgodziliśmy się przynajmniej w jednej kwestii dotyczącejprzeprowadzki: że powiemy o niej Gavinowi dopiero jutro, po otwarciu sklepu.Gdybyśmyzrobili to teraz, co minutę zawracałby nam głowę i dopytywał, czy już się pakujemy.Myślenie otym, czy aby nie zamknąć dzieciaka na klucz, było ostatnią rzeczą, jaką chciałam mieć na głowiepodczas pierwszego dnia pracy w sklepie.Cierpliwość każdego ma swoje granice.***Gavin już nie spał, gdy wpadł do mnie ojciec Claire, żeby zabrać chłopaka do siebie nanoc.Bez pukania wszedł do domu, a potem metodycznie obszedł pokoje.Po obejrzeniuwszystkiego, co było do zobaczenia, orzekł, że dom jest akceptowalny.O dziwo, była tonajprzyjemniejsza rzecz, jaką od niego usłyszałem od czasu pierwszego spotkania.W pewnymsensie poczułem się onieśmielony.Pochyliłem się, żeby go uściskać, ale zatrzymał mnie w pół kroku, kładąc dłoń na moimczole. Nie chcesz tego, synu.Odsunąłem się i spojrzałem na niego z sympatią. Duchy Wietnamu? Nadal ma pan problemy z otwieraniem się na ludzi? spytałem. Nie.Nadal nie jestem pewien, czy nie jesteś gejem, a jeśli spróbowałbyś sztuczek złapaniem mnie za tyłek, byłbym zmuszony pogruchotać ci palce, a tego byśmy obaj nie chcieli.Kiedyś go do siebie przekonam, daję słowo.Powiedzieliśmy Gavinowi dobranoc , a niedługo potem Claire pojechała do sklepu, żebydopiąć kilka drobiazgów na ostatni guzik przed jutrzejszym otwarciem.Zaproponowałem, że spotkamy się pózniej w sklepie jak tylko wezmę prysznic i załatwię swoje sprawy.Dwie godziny pózniej otwierałem drzwi do sklepu zapasowym kluczem, który dała miClaire.Na zewnątrz było już ciemno, postanowiłem więc nie zapalać światła i ostrożniezajrzałem do ulokowanej na tyłach kuchni.Usłyszawszy dzwięki muzyki, zza węgła zapuściłem żurawia do środka i zobaczyłemClaire oblizującą środkowy palec z czekolady.Junior natychmiast obudził się do życia, zwłaszczaże do starannie oblizywanego palca doszły taneczne ruchy w rytm zmysłowej piosenki.Okrążyłem blat, przy którym pracowała, i stanąłem tuż za nią, a potem położyłem dłoniena blacie, zamykając ją między ramionami.Przytuliłem się do niej, a potem jedną rękąodgarnąłem włosy z szyi, by spłynęły falą po ramieniu.Nie przerwała pracy, zręczniemanipulując czekoladowymi figurkami.Gotowe ostrożnie odkładała na papierowe ręczniki, bynie stała się im żadna krzywda.Nadal poruszała się w rytm muzyki i co pewien czas kusząco się o mnie ocierała.Kiedywtuliłem się w zagłębienie jej szyi, ruchy Claire straciły naturalną płynność. Czy to te słynne czekoladowe fiutki i cycuszki? zapytałem. Tak mruknęła zmysłowo, gdy dotknąłem koniuszkiem języka jej skóry. Przebójimprez Liz& mmm& liż.O tak.Liż.Uśmiechnąłem się do jej szyi i otwartymi ustami pocałowałem ją po raz kolejny, tymrazem pozwalając sobie na delikatne ukąszenie.Obserwowałem, jak na jej skórze pojawia sięgęsia skórka, a oddech staje się coraz cięższy.Nie przestawałem czule kąsać i całować jej szyi, ażwreszcie zirytowały ją bezskuteczne próby skupienia się na formowaniu czekoladowychprzysmaków.Odłożyła wszystko na blat i oparła się rękami tuż obok moich dłoni, po drodzepotrącając misę z rozpuszczoną czekoladą.Ciepła struga oblała jej dłoń i zbłądziła do samej krawędzi blatu, a potem ściekła napodłogę
[ Pobierz całość w formacie PDF ]